DIABELSKIE VENI, VIDI, VICI

Kamil Wolnicki, przegladsportowy.pl

2011-12-01

Wczoraj pisałem, że walka z Dannym Greenem (31-5, 27 KO) na jego terenie to chwila prawdy dla Krzysztofa "Diablo" Włodarczyka (46-2-1, 33 KO). Jeśli chce być uznawany za prawdziwego mistrza, takiego, którego wszyscy szanują, musi wygrać bardzo efektownie z "Zieloną maszyną". Tym bardziej, że Australijczyk to dla niego idealny rywal. Efekt? w jedenastej rundzie mieliśmy pokaz krwawych fajerwerków – jeśli tak można powiedzieć.

Można też oczywiście szukać negatywów, pisać o długich przestojach i słabszych rundach, ale nie wiem czy to najlepszy moment na „czepialstwo". Zakończyło się przecież bardzo dobrze. Dla Diablo i polskiego boksu. Krzysiek pewnie przekonał część sporej grupy niedowiarków, że możliwości ma naprawdę wielkie, a także serce do walki oraz siłę w łapach. I że jest groźny do ostatniej chwili, co ostatnio wielu kwestionowało.

Z drugiej strony, nie oszukujmy się, on się nie zmieni i dalej będzie mało uderzał, za to skutecznie się bronił. Mnie to nie przeszkadza. Nich sobie tak walczy, ale wygrywa. Najlepiej tak jak w Perth, gdzie zamknął usta fanom Australijczyka.

Swoją wielką chwilę miał wczoraj nie tylko Włodarczyk, lecz też jego trener Fiodor Łapin. Zawsze stał za Krzyśkiem i niejeden raz czytał mnóstwo negatywnych komentarzy na swój temat. Wczoraj zareagował w najlepszym momencie. Wiem, że ostro, szkoleniowiec też to wie. Ale trenerze, nie ma się czym przejmować – duzi chłopcy czasem potrzebują mocnych słów! Jak Diablo. W szatni bokser zresztą za to podziękował Łapinowi. Mógł wieczorem siąść z lampką szampana w ręku i powiedzieć „veni, vidi, vici".

Po tym jednym australijskim wieczorze Włodarczyk jest w zupełnie innym miejscu. Znacznie korzystniejszym w perspektywie negocjacji z innymi wielkimi tej kategorii.