PROKSA: BYLIŚMY GOTOWI JECHAĆ ZA DARMO

Redakcja, Boisko.pl

2011-10-12

- Mamy pięć dróg do wyboru. Wczoraj odbyły się spotkania Krzyśka Zbarskiego w Monte Carlo z największymi promotorami na świecie, również największymi stacjami telewizyjnymi, a wszyscy wyrazili ogromne zainteresowanie moją osobą, co jest nie ukrywam niesamowicie budujące. Jutro jest spotkanie z grupą Sauerland Event, dzisiaj był Felix Sturm, HBO, Golden Boy Promotions, Top Rank, a to przecież mówi samo za siebie - zdradza Grzegorz Proksa (26-0, 19 KO) w rozmowie z Boisko.pl. Nowy mistrz Europy wagi średniej powraca również do swojego pojedynku sprzed jedenastu dni z Sebastianem Sylvestrem, którym zachwycił cały bokserski świat.

- Wyglądałeś na wyjątkowo pewnego siebie przed walką z Sylvestrem, wtedy gdy byłeś ważony, kiedy przyjechałeś do hali no i w końcu kiedy wychodziłeś do ringu. Byłeś po prostu tak pewny swojego sukcesu, czy to też forma nakręcania samego siebie?
Grzegorz Proksa
: Ja nie potrzebowałem się nawet nakręcać, bo była to walka, na którą czekałem dłuższy okres. Cały obóz przygotowawczy wyszedł wyśmienicie, przez trzy miesiące bardzo ciężko pracowałem i czułem, że to jest właśnie mój dzień. Wychodziłem więc do ringu pewny siebie i chciałem jak najlepiej wykonać swoją pracę.

- Spodziewałeś się aż tak łatwej przeprawy?
GP
: Nie, w ogóle się nie spodziewałem takiej łatwej przeprawy. Byłem naprawdę przygotowany na dwanaście rund prawdziwej wojny, ale to tylko pokazuje jak dobrze byłem wytrenowany i jak poważnie podszedłem do sesji treningowej oraz całego okresu przygotowawczego.

- Tym bardziej, że przecież Sylvester kilka razy bronił tytułu mistrza świata, a jak już przegrywał, to nie dawał sobie zrobić większej krzywdy.
GP
: Największy szacunek należy się za to, że on się po prostu poddał. Umówmy się, to nie była żadna kontuzja, tylko jego ludzie pytali się go o to w narożniku i mówili "Decyzja należy do ciebie". On powiedział "Nie, nie wychodzę", a musisz wziąć pod uwagę, że boksował na swoim podwórku, wśród swojej publiczności, przy swojej rodzinie i swoim kraju. Tutaj zabrakło mu trochę tej duszy wojownika.

- Już wejściem na ring ukradłeś Sylvestrowi szoł, potem już w ringu po każdej jego nieudanej akcji bezczelnie śmiałeś mu się w twarz. To taki element wojny psychologicznej?
GP
: Myślę iż po trochu tak. Czułem się w ringu doskonale, żyłem tą walką razem z publiką. Czułem napięcie tych wszystkich kibiców. Podniecony to niedobre słowo, ale byłem nakręcony całą towarzyszącą mi atmosferą w hali. Był to taki element pojedynku z zawodnikiem i publicznością w jednym.

- Załatwiłeś sprawę nogami. Byłeś dla niego zupełnie nieuchwytny.
GP
: Bo taka była nasza taktyka. Chciałem narzucić tempo, którego on nie będzie w stanie wytrzymać. Zmiana rytmu walki, zmiana miejsca, ciągłe przemieszczenia, tak by on nie mógł za ty wszystkim nadążyć. Oglądałem jego wcześniejsze występy i zauważyłem, że jest bardzo niebezpieczny w momencie gdy stanie sztywno na nogach i zadaje ciosy proste. Tak więc moim zadaniem było wyeliminowanie balansu jego nóg no i to wyszło perfekcyjnie. Nawet na moment nie miał możliwości zatrzymania się by swobodnie wyprowadzać swoje ciosy.

Cały wywiad znajdziecie TUTAJ.