PROKSA: LUBIĘ WZBUDZAĆ EMOCJE

Tomasz Kalemba, Onet

2011-10-03

Grzegorz Proksa we wspaniałym stylu wywalczył pas zawodowego mistrza Europy w boksie wagi średniej. Polak, który jest niepokonany na zawodowym ringu, zdemolował wprost Niemca Sebastiana Sylvestra, byłego mistrza świata. - Myślałem, że czeka mnie ciężki sprawdzian i zażarta walka przez dwanaście rund. Na szczęście miło się rozczarowałem - powiedział nasz zawodnik w rozmowie z Onet Sport.

- Spodziewał się pan tak łatwej przeprawy z Sylvestrem?
Grzegorz Proksa:
Przyznam szczerze, że nie, bo przygotowywałem się na bardzo twardy pojedynek. Sylvester, nie ma co ukrywać, należy do światowej czołówki zawodników wagi średniej. Myślałem więc, że czeka mnie ciężki sprawdzian i zażarta walka przez dwanaście rund. Na szczęście miło się rozczarowałem.

- Po takim pojedynku to teraz pan znalazł się w światowej czołówce pięściarzy. Czy nie było szansy na to, by wcześniej zacząć walczyć z bardziej znanymi rywalami?
GP:
Składaliśmy propozycje takim zawodnikom jak Ryan Rhodes, czy Matthew Macklin, ale niestety odmawiali. Byli oni wówczas właścicielami pasów mistrza Europy. Wybierali łatwiejsze walki. W momencie, kiedy jednak wywalczyliśmy propozycje obowiązkowego pretendenta, nikt nie miał prawa nam odmówić walki. Rękawicę podjął Sylvester. Jestem mu za to bardzo wdzięczny, bo dzięki niemu mogłem się pokazać szerszej publiczności.

- Rywale zaczną się chyba pana bać. Od blisko trzech lat pana walki kończą się przed czasem. Kto zatem będzie pana kolejnym przeciwnikiem?
GP:
Jestem wielkim wojownikiem i to chyba widać po wynikach walk. A kto będzie kolejnym rywalem? Ktokolwiek, kto tylko będzie chciał walczyć.

- A ma pan wymarzonych rywali, z którymi chciałby się zmierzyć?
GP:
Nie. W mojej wadze jest bardzo wielu znakomitych pięściarzy. W tej elicie jest bardzo ciasno. Teraz pewnie oficjalnym pretendentem do walki ze mną będzie Niemiec Sebastian Zbik (30 [10 KO]-1-0). Chyba ta walka jest najbardziej realna w najbliższym czasie.

- Bardzo cierpliwie czekał pan na szansę walki o dużą stawkę w boksie zawodowym. Nie był pan jednak zbyt cierpliwy w gronie amatorów. Choć należał pan do grona bardzo utalentowanych pięściarzy, to jednak nie zdecydował się pan na to, by pojechać na igrzyska. Wybrał pan zawodowstwo.
GP:
Ma swoje własne wyrobione zdanie na temat boksu amatorskiego i ludzi, którzy w tym czasie - kiedy przechodziłem na zawodowstwo - pracowali w nim. Już miałem wówczas dwójkę dzieci, a boks jest sportem, któremu trzeba poświęcić wszystko. Natomiast ani klub, ani trenerzy nie wykonali żadnego ruchu, aby w jakikolwiek sposób zabezpieczyć moje poświęcenie. Dlatego postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i przeszedłem na zawodowstwo. Jestem z tego szalenie zadowolony. Gdybym miał jeszcze raz w takiej sytuacji wybierać, zrobiłbym to samo.

- Gdyby pan miał siebie scharakteryzować, co mógłby pan o sobie powiedzieć?
GP:
Nie lubię się wypowiadać na swój temat. Życie prywatne staram się izolować od życia zawodowego. Wolałbym jednak, by ludzie oceniali mnie za to, jakim jestem pięściarzem, bo na to bardzo ciężko pracuję.

- Od blisko roku współpracuje pan z trenerem Fiodorem Łapinem. Czy to spowodowało, że staje się pan lepszym pięściarzem?
GP:
Jestem szalenie zadowolony z tej współpracy. Na pierwszym spotkaniu z trenerem Łapinem powiedziałem mu, że nie jestem w stanie zmienić swojego stylu walki. Wiem, że jest dosyć kontrowersyjny, ale każdy kto widział, jak walczę, bardzo chwali ten styl. Nie ukrywajmy. Nudne walki nie podobają się kibicom i mało kogo interesują. Lubię wzbudzać emocje na ringu. Trener Łapin stara się tylko udoskonalać pewne moje słabsze strony. Oczywiście wspólnie szukamy nowych rozwiązań. Wiem, że stać mnie na jeszcze więcej, dlatego też coraz więcej od siebie wymagamy.

- Nie żal panu, że do tej pory nie udało się stoczyć żądnej zawodowej walki w Polsce?
GP:
Nie ukrywam, że to jest moja bolączka. To jednak nie jest nasza wina. Żeby zorganizować taką galę potrzebny jest odpowiedni budżet. Jeżeli tylko nadarzy się jakakolwiek okazja i dobra oferta, to bardzo chętnie powalczę w Polsce. Mam przecież w kraju wielu kibiców i bardzo chciałbym, by mogli mnie oglądać na żywo jak najtaniej. Bo przecież wiadomo, że takie wjazdy za granicę wiążą się ze sporymi wydatkami.

- Teraz czeka pewnie pana kilka dni odpoczynku. Będzie też czas na świętowanie sukcesu. Jak najbliższe dni spędzi Grzegorz Proksa?
GP:
Jeszcze nigdy tak naprawdę nie świętowałem swojego zwycięstwa, bo głęboko wierzę w to, że te wielkie sukcesy jeszcze przyjdą. Na pewno przez najbliższe dni będę dzielił swój czas z rodziną. Przez ostatnie trzy miesiące mieliśmy dla siebie szalenie mało czasu. Z pewnością spotkam się też z przyjaciółmi. Wiele ludzi z Węgierskiej Górki, gdzie mieszkam, przyjechało do Niemiec mi kibicować  i teraz pewnie będziemy sporo mówić o tym wypadzie. Nie będzie to jednak zbyt długi okres odpoczynku, bo nie lubię bezczynności.

- A kiedy powrót do pracy, oczywiście nie tej na ringu? Bo jest pan przecież członkiem Rady Nadzorczej Banku Spółdzielczego w Węgierskiej Górce.
GP:
Prezes Rady Nadzorczej Banku zapowiedział zebranie na przyszły tydzień, więc szybko wracam do pracy.

Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Onet Sport