92 LATA TEMU DAWID POBIŁ GOLIATA

Tomasz Ratajczak, Informacja własna

2011-07-04

Po walce Władimira Kliczko z Davidem Haye pojawiły się komentarze sugerujące, że mistrz WBA skazany był na porażkę z Ukraińcem, który wyraźnie dominował nad nim warunkami fizycznymi. O tym, że przewaga wzrostu i wagi nie zawsze bywa decydująca w ringu przekonało się już wielu potężnych pięściarzy, pokonanych przez znacznie mniejszych oponentów. Tak się składa, że dziś mija 92. rocznica jednego z najsłynniejszych bokserskich starć Dawida z Goliatem, a zarazem jednej z najbardziej brutalnych walk w historii boksu.

4 lipca 1919 roku na ringu w Toledo w stanie Ohio, młody prospekt wagi ciężkiej, "Młocarz z Manassy" Jack Dempsey stanął do walki o najwyższe trofeum w zawodowym boksie, mistrzostwo świata wagi ciężkiej, z pogromcą słynnego Jacka Johnsona (którego rocznicę zmagań z Jeffriesem, przypadającą także dziś, wspominam w artykule poniżej) - "Gigantem z Pottawatomie" Jessem Willardem. Pojedynek został zorganizowany przez genialnego promotora, "Dona Kinga początków XX wieku" Texa Rickarda, który 9 lat wcześniej wypromował jako "walkę stulecia" wspomniane starcie Johnsona z Jeffriesem. Tym razem podobnie, w niewielkiej miejscowości wybudował specjalną arenę, na której w dniu walki zasiadło prawie 20 tys. widzów, a obaj zawodnicy zarobili rekordowe wówczas honoraria - mistrz 100 tys. dolarów, a pretendent niecałe 30 tys.

Sam pojedynek, do którego ogromny Willard wyszedł w roli zdecydowanego faworyta, okazał się brutalną egzekucją na nim. Zadecydowały o tym zapewne nie tylko talent i  wojownicza natura Dempseya, ale równie mocno 4-letni rozbrat z boksem mistrza świata, który dyskontował wtedy swoją sławę, występując w wodewilach i na cyrkowych arenach. Przeważał jednak warunkami fizycznymi nad pretendentem bardzo mocno - mierzył 199 cm przy 186 Dempseya, oraz ważył 111 kg, podczas gdy "Młocarz z Manassy" mieścił się w limicie wagi półciężkiej, ze swoimi zaledwie 86 kg.

W ringu nie miało to jednak znaczenia. Willard został zdemolowany już w pierwszej rundzie, padając na deski aż siedem razy! Sędzia ringowy nie usłyszał gongu na koniec rundy i wyliczył zupełnie rozbitego mistrza, leżącego bezwładnie w narożniku, ogłaszając Dempseya nowym championem. Jednak szybko wyprowadzono go z błędu i... wezwano na ring Dempseya, który zdążył już go opuścić w glorii zwycięzcy! Tortury Willarda trwały jeszcze dwie rundy, by wreszcie zakończyć się, gdy mistrz nie wyszedł do czwartego starcia. Trudno mu się dziwić - w trzech pierwszych doznał złamania kilku żeber, nosa, szczęki, peknięcia kości jarzmowych, rozcięcia policzków oraz łuków brwiowych oraz utracił kilka zębów! Tak zaczęło się trwające kilka lat panowanie jednego z najbrutalniej walczących i jednocześnie najmniejszych mistrzów świata wagi ciężkiej. Z tej historii płynie dla nas nauka, że rozmiar (w ringu) nie zawsze ma znaczenie.