WALKA ROKU, ALE PAS NADAL PRZY STURMIE

Łukasz Furman, Informacja własna

2011-06-26

Wspaniałe widowisko i jedną z najlepszych walk ostatniej dekady w wadze średniej stworzyli przed momentem Felix Sturm (36-2-1, 15 KO) i niesamowicie witalny Matthew Macklin (28-3, 19 KO). Obrońca tytułu mistrza świata federacji WBA był gołym okiem lepszy technicznie od swojego rywala, ale Anglik narzucił szaleńcze, wręcz niewyobrażalne tempo, które wytrzymał od pierwszej do ostatniej sekundy.

Matthew zaraz po gongu ruszył na championa, zaczął od obijania tułowia, a potem próbował potężnymi sierpami rozbić jego szczelną gardę. Niemiec jednak najpierw skarcił go lewym sierpowym, by pod koniec dodać kilka swoich firmowych lewych prostych. Pretendent postanowił jeszcze bardziej podkręcić tempo i zasypywał Felixa non stop całymi seriami. Z drugiej strony Sturm odpowiedział tylko dwukrotnie, ale dwukrotnie celnie i "z przytupem" - prawym podbródkowym oraz prawym krzyżowym po przepuszczeniu ciosu przeciwnika. Macklin bardzo sprytnie zaboksował w trzeciej odsłonie, gdy przykleił się do rywala czoło w czoło i z tak bliskiego półdystansu zabrał mu jego główne atuty. Sturm w czwartej rundzie szybko zmienił taktykę i nogami starał się uciekać jak najdalej od oponenta, lecz z kimś takim jak Macklin to wyjątkowo trudna sztuka. Sturm znów kilka razy wsadził pomiędzy rękoma przeciwnika prawy podbródkowy i podkreślił swoją przewagę.

Były mistrz Europy w myśl zasady "Najlepszą obroną jest atak" znów rzucił się na mistrza i przez trzy pełne minuty nie ustawał w ataku. Felix zrozumiał, że boksując tak jak zawsze tym razem straci tytuł, dlatego w szóstym starciu podjął rękawice i wdał się w wojnę. Uderzał naturalnie dużo rzadziej niż challenger, ale za to celniej. Pojedynek toczył się w myśl tej zasady również w kolejnej odsłonie, jednak Niemiec nie wytrzymał tego wszystkiego, trochę spuchł, natomiast Macklin poczuł krew i w ósmej rundzie zepchnął mistrza do głębokiej defensywy. W dziewiątej Sturm jakby przełamał kryzys i walka znów się wyrównała. Dziesiąte starcie było o tyle wyjątkowe, że Matthew w końcu na moment stanął. Nie na długo jednak, gdyż mistrz natychmiast skarcił go kilkoma lewymi prostymi, prawym sierpowym i znów kilkoma podbródkami. Po kolejnym mocnym zainkasowanym ciosie Anglik znów ostro ruszył, nie dając oponentowi czasu na rozwinięcie skrzydeł.

Champion znakomicie zaczął jedenaste starcie, natomiast końcówka znów należała do Anglika, a efektem tego był rozcięty prawy łuk brwiowy Niemca. Wszystko mogło się rozstrzygnąć w ostatniej rundzie, dlatego Macklin w swoim zwyczaju znów zasypywał rywala seriami ciosów. Sturm odczekał i niespodziewanie dwadzieścia sekund przed ostatnim gongiem rzucił się z niesamowitym kontratakiem. Wyprowadził kilkanaście sierpów i podbródków, głowa pretendenta odskakiwała coraz bardziej, a on sam wyraźnie był naruszony, ale wyratował go gong.

Tak naprawdę jakby się tę walkę nie punktowało, to można było obronić każdy werdykt, bo była to wyjątkowo ciężka przeprawa do oceniania. Ostatecznie sędziowie stosunkiem głosów dwa do jednego opowiedzieli się za Sturmem i szczerze mówiąc przychylam się do takiego obrotu sprawy. Sędziowie typowali dwukrotnie 116:112 na korzyść championa, a trzeci widział minimalną przewagę Macklina 115:113.