KOSTECKI: JESTEM W ŻYCIOWEJ FORMIE

Tomasz Kalemba, Onet

2011-06-18

- Do każdego starcia podchodzę teraz bardzo profesjonalnie. Nie mogę się już doczekać tej walki. Miałem długie przygotowania i już bardzo chcę wejść do ringu - zapowiada Dawid "Cygan" Kostecki, który 25 czerwca w rzeszowskiej Hali Podpromie, podczas gali Wojak Boxing Night, stoczy swoją 38. zawodową walkę. Stawką będą pasy WBC Baltic i WBA Intercontinental w bokserskiej wadze półciężkiej, a rywalem Duńczyk Lolenga Mock, który pochodzi z Demokratycznej Republiki Konga.

- Przygotowania do walki wciąż trwają, ale to już jest ich finalny etap. Jest pan zadowolony z przepracowanego okresu?
Dawid Kostecki: Poza jednym zdarzeniem przygotowania przebiegają bardzo dobrze. Zresztą rozpocząłem już je bardzo dawno, kiedy dowiedziałem się, że jest szansa zmierzenia z Zsoltem Erdeiem w Las Vegas. Zacząłem wówczas bardzo mocny trening. Osiągnąłem wysoką formę i choć walka nie doszła do skutku, to jednak cały czas podtrzymywałem tę formę. Musiałem wrócić do treningów, jak my to nazywamy, zamulających. Przed planowanym starciem z Erdeiem łapałem już świeżość, a jak wiadomo jej nie można zbyt długo utrzymywać. Wróciłem zatem do ciężkiego treningu, który odbywałem dwa razy dziennie. Kawał dobrej roboty wykonałem z Pawłem Gasserem. To były chyba najlepsze treningi w mojej karierze. Jest zbudowany porządny fundament.

- A wracając do tego zdarzenia, o którym pan wspomniał, to co się stało?
DK: Nabawiłem się kontuzji lewego barku. Przez tydzień byłem wykluczony z treningu. Musiałem jeździć na rehabilitację. Kiedy wróciłem do zajęć, to na sparingach korzystałem tylko z prawej ręki, oszczędzając lewą. Zresztą do tej pory bark daje o sobie znać, ale jest już znacznie lepiej. Mam nadzieję, że taki uraz już mi się nie przytrafi.

- Jaka była przyczyna?
DK: Kiedy dowiedziałem się o walce z Erdeiem zacząłem tak mocno uderzać, że chyba trochę przesadziłem.

- Ale wróćmy do przygotowań. Jak z kondycją i szybkością?
DK: Jest naprawdę znakomicie. Nawet ten uraz nie przeszkodził mi w uzyskaniu wysokiej formy. Cały okres przygotowawczy był przepracowany bardzo sumiennie. Przez ostatnie pięć tygodni cały czas siedziałem w Warszawie i w ogóle nie jeździłem do domu. A przecież mam rodzinę i trochę ją przez te treningi zaniedbałem. Wkraczam jednak już w taki wiek dla boksera, że trzeba wykorzystać każdą szansę, jaka się nadarza.

- Obawia się pan Lolengi Mocka?
DK: Każdy zawodnik, który przyjeżdża na teren rywala, bardzo chce wygrać. Wówczas jest bardzo niebezpieczny i pewnie tak samo będzie z Mockiem. A boks to taka dyscyplina, w której wszystko się może zdarzyć. Najważniejsze, że ja jestem przygotowany na sto procent, przede wszystkim psychicznie.

- No właśnie. Nie jest to zawodnik z najwyższej półki. Czy wystarczy zatem koncentracji?
DK: To jest czasami problem. Kiedy staje się w ringu z pięściarzem z wysokiej półki, to nie trzeba specjalnie nastawiać się na tę walkę. Samo nazwisko już mobilizuje. Gdy jednak nie jest to zawodnik z najwyższej półki, wówczas trzeba dbać o to, by być bardzo skoncentrowanym. Najważniejsze, żeby nie poniosła ułańska fantazja, bo to mogłoby się źle skończyć.

- Pan miewał takie starcia, kiedy ułańska fantazja pana ponosiła.
DK: Rzeczywiście. Różnie to u mnie z tym bywało. Mam nadzieję, że to już jest za mną. Zresztą pokazałem to w niejednej walce. Podchodzę teraz do każdego starcia bardzo profesjonalnie. Nie mogę się już doczekać tej walki. Miałem długie przygotowania i już bardzo chcę wejść do ringu.

- Początkowo miał pan walczyć o jeden pas, ale okazało się, że stawka będą jednak dwa.
DK: Zgadza się. Najpierw planowaliśmy 10-rundowe starcie o pas WBC Baltic, ale pojawiła się też propozycja rywalizacji o tytuł mistrza interkontynentalnego WBA. Dlatego będziemy walczyć na dystansie 12 rund, a to już jest poważna sprawa. Najważniejszy oczywiście jest pas mistrza świata, potem Europy, a dalej w kolejce jest interkontynentalny. Takie walki dają skok w rankingach, co widać po przypadku Pawła Kołodzieja, który zdobył ten ostatni pas i jest drugi w rankingu WBA. Ja też kiedyś ocierałem się o czołówki rankingów, ale by myśleć o mistrzowskich walkach trzeba mieć mocną pierwszą lub drugą pozycję.