BYŁO TAK BLISKO...

Leszek Dudek, Informacja własna

2011-05-22

Widok ciężko znokautowanego Roya Jonesa Juniora (54-8, 40 KO) na długo zapadnie w pamięci bardziej wrażliwych kibiców. Wciąż trwają dyskusje na temat skandalicznego zachowania Steve'a Smogera, który nie wkroczył w porę i nie przerwał pojedynku, gdy półprzytomny Amerykanin przyjmował niepotrzebne ciosy potężnie bijącego Denisa Lebiediewa (22-1, 17 KO). Do zbawiennego ostatniego gongu brakowało dziesięciu sekund...

Co skazywany na porażkę Jones osiągnąłby, kończąc walkę na własnych nogach? Odpowiedź może być nieco zaskakująca, ale Roy był bardzo bliski remisu. Po dziewięciu rundach Daniel Van De Wiele punktował 87-84 na korzyść Lebiediewa, Ewgienij Gorskow wszystkie odsłony zapisał na koncie Denisa, lecz Keith Hughes widział minimalną przewagę Jonesa Juniora (86-85). Na początku trzeciej minuty ostatniego starcia Roy zaskoczył Lebiediewa kapitalnym ciosem z prawej ręki. Rosjanin stracił równowagę i wpadł w liny. Bez wątpienia późniejszy zwycięzca powinien być wówczas liczony, a cenne sekundy mogły uratować dawnego mistrza przed feralnym zakończeniem walki. Gdyby dziesiąta runda została zapisana 10:8 na korzyść Amerykanina, końcowa punktacja wyglądałaby następująco: 95-94, 93-96 i 98-91. Kilka przebłysków dawnego geniuszu, pozytywna niespodzianka i  jak najbardziej odpowiedni moment na odejście od boksu. Z drugiej jednak strony, niejednogłośna przegrana na terenie tak mocnego przeciwnika zapewne zmotywowałaby Jonesa do kontynuowania kariery...