LUBIŁ TAŃCZYĆ I WYGRYWAĆ

Bartłomiej Czekański, Słowo Sportowe

2011-04-27

Kibice często nie zdają sobie sprawy, jak znakomitym pięściarzem był oleśniczanin Wojciech Bartnik, ostatni polski medalista olimpijski w boksie (brąz zdobył także na ME). Ma on na rozkładzie wielkie nazwiska. Sam jednak mistrzem świata nie został. Późno przeszedł na zawodowstwo i nie trafił na właściwych promotorów.

Bartłomiej Czekański: Wojowniku  z Oleśnicy, czy Ci nie żal w tak młodym wieku kończyć sportową karierę?
Wojciech Bartnik: He, he, dobre, dobre. W tak młodym wieku? Dzięki. Faktycznie, udało mi się powalczyć w ringu do wieku 43 lat, ale czuję, że mógłbym boksować jeszcze przez długi czas. Jednak nic na siłę. Decyzję o definitywnym zawieszeniu rękawic na kołku przyspieszyła ostatnia historia z planowaną walką z Syryjczykiem Manuelem Charrem o pas WBO European w wadze ciężkiej. Żeby dobrze przygotować się  do tej prestiżowej rywalizacji, pojechałem na dwutygodniowe zgrupowanie do Zieleńca, zakupiłem witaminy  i mocno podjadłem, gdyż rywal waży 114 kg, a ja jestem mikrus z kategorii cruiser. Udało mi się przytyć do 98 kg i teraz, he, he, nie mogę tego zrzucić! Żartuje, trochę już zeszło. Dowiedziałem się, że tej walki nie będzie, gdyż Charr rozwiązał kontrakt ze swą niemiecką grupą Universum. Byłem zawiedziony, ponadto żadnych innych konkretnych propozycji walk nie dostałem. Schodzę więc z ringu.

- Hm, kilka razy już zapowiadałeś finał swej kariery…
WB: To prawda, lecz wtedy to nie były przemyślane słowa, gdyż w głębi duszy na taki krok nie byłem jeszcze gotowy i zdecydowany. Dziś jest inaczej, do tego odczuwam skutki kontuzji: łokieć, ścięgno Achillesa, no i odkryłem w sobie trenerską pasję, i zamierzam poświęcić się (a w zasadzie już to robię) szkoleniu utalentowanej młodzieży w Orle Oleśnica. To nowe wyzwanie.  

- Tym razem swą decyzją zaskoczyłeś wielu ludzi związanych z boksem…
WB: Właśnie z New Jersey zadzwonił do mnie Tomek Adamek i zapytał z niedowierzaniem: „ Dziadek”, Ty naprawdę kończysz karierę??? („Dziadek” to ksywa Bartnika jeszcze z końca jego występów na amatorskich ringach -  dop. B. Cz.)

- Pięć lat temu, żeby móc nadal boksować zawodowo, zawiesiłeś swoją olimpijską emeryturę (za medal z Barcelony), a to jest dziś ponoć ok. 2500 zł brutto miesięcznie. Czy występy w ringu zrekompensowały Ci tę stratę?
WB:  Na pewno finansowo zdecydowanie straciłem, lecz nie patrzyłem na pieniądze. Wciąż liczyłem na walkę życia o jakiś prestiżowy tytuł. Przez te ostatnie pięć lat, gdy po dwóch latach przerwy (po punktowej przegranej z „ciężkim” Sosnowskim) wróciłem do boksu, stoczyłem piętnaście pojedynków i wszystkie wygrałem. W ostatnim w grudniu ub. roku w Berlinie pokonałem przed czasem w 3. rundzie Marcela Erlera. W wadze cruiser zdobyłem „pasek” mniej prestiżowej organizacji EBPA, interkontynentalny WBF oraz koronę międzynarodowego championa Polski. Pieniądze to nie wszystko. 

- Najbardziej intensywne wspomnienia z bokserskiej kariery?
WB: Z małymi przerwami spędziłem w ringu 26,5 roku życia, z tego 11 lat w amatorskiej (olimpijskiej) kadrze naszego kraju. I zawsze w Gwardii Wrocław. Wspomnień jest bez liku. Przede wszystkim medal na igrzyskach w Barcelonie, występy w Atlancie i Sydney, ale nie tylko…

- Najtrudniejsza walka?
WB: Chyba ta ćwierćfinałowa z Barcelony ze sławnym Espinozą ( o krążek w półciężkiej). Kubańczyk uderzył mnie po gongu i zamroczył. Ale wygrałem na styku. Niezły pojedynek dałem legendarnemu siłaczowi Savonowi, z którym nawet Andrzej Gołota przegrał przed czasem. Ciężką przeprawę miałem z Burkowem z Estonii. Już na zawodowstwie stoczyłem twardy bój z Hersisią w Niemczech. Ważyłem 94 kg, a on 106 i miał rekord 17 wygranych, z tego 15 przez KO! Na dwa dni przed tym pojedynkiem dostałem półpaśca i do rywalizacji przystąpiłem bardzo osłabiony. Jednak nie wycofałem się z tej ośmiorundowej walki. I po pierwszych sześciu starciach prowadziłem z Hersisią jak stąd do Warszawy. Ale on był promowany i to jemu sędziowie dali niezasłużoną wygraną 2:1. Protestowali widzowie i dziennikarze. Z Kowalczukiem na Ukrainie też nie było lekko. Kiedyś w nocy zaproponowano mi, bym… nazajutrz zastąpił Kameruńczyka w walce z Tomkiem Boninem. Rano więc, bez treningu, pojechałem autem do Stargardu Szczecińskiego, gdzie w zasadzie także bez rozgrzewki ledwo zdążyłem do ringu. I w sześciu rundach byłem lepszy od Bonina, lecz sprzyjający mu sędziowie punktowali 2:1 dla niego. Oburzona sala tak gwizdała, że na moment trzeba było przerwać galę!  

- I nasuwa się tu akademickie pytanie, dlaczego nie zostałeś zawodowym mistrzem świata i Europy, skoro w amatorstwie rozprawiałeś się z późniejszymi profesjonalnymi championami Fragomenim, Włodarczykiem czy Ibragimowem?
WB: To nie wszystko. W Halle po równej walce, tylko przez jedno ostrzeżenie,  przegrałem z Władymirem Kliczką! Na MŚ w Tampere udanie zrewanżowałem się Torstenowi Mayowi za niezasłużoną porażkę z półfinału w Barcelonie. Kiedy przechodziłem na zawodowstwo, to liczyłem sobie już 34 wiosny, może więc promotorzy nie podchodzili do mnie zbyt poważnie i nie stawiali na tak wiekowego zawodnika? Może nie miałem szczęścia? Na pewno mogę wiele zarzucić także sobie. Nie zawsze byłem bowiem sumienny w tym, co robiłem, czyli w treningach i… między nimi. No cóż, hm, kiedyś lubiłem potańczyć.

- Twoje ringowe atuty?
WB: Dobra praca nóg (można by rzecz: taneczna - dop. B. Cz.), dynamika, szybkość i prawy (u mnie przedni) prosty. Kiedyś kategoria cruiser miała górny limit, zdaje się,  86 kg i ja nie dawałem rady zbijać aż tyle wagi. Byłem za mały i za lekki na ciężka, ale nie miałem wyjścia i musiałem bić się z wielkimi, jak my to mówimy w żargonie: „koniami”. Gdy po dwuletniej przerwie wróciłem do boksu, to limit cruiser podniesiono do ok. 91 kg. W sam raz dla mnie. Goniłem więc czas. Rzuciłem wyzwanie Włodarczykowi, Huskowskiemu, Janikowi czy Kołodziejowi. Bez odzewu. Dopiero trzy tygodnie temu, kiedy wszyscy w środowisku już wiedzieli, że złożyłem podanie o odwieszenie emerytury olimpijskiej, zadzwonił ich promotor Wasilewski i zaproponował mi, żebym bił się z Janikiem. Za późno. To jakaś dziwna gierka.

- Przynajmniej zwiedziłeś kawał świata…
WB: W Ameryce byłem pięć razy, do tego Australia, Azja, Afryka, oczywiście niemal cała Europa. Czasem bywało zabawnie.  Np. w Egipcie my-zawodnicy robiliśmy sobie fotki na wielbłądach, ale za to, żeby taki garbusek siadł i łatwiej było z niego zejść, jego właściciel niespodziewane żądał dodatkowych dziesięciu dolarów. Inaczej trzeba było z wysokiego zwierzęcia zeskakiwać. 

- Co dalej?
WB: Tak, jak mówiłem,  trenuję bokserską młodzież w Orle Oleśnica.  Ponadto, już drugą kadencję jestem radnym tego mojego rodzinnego miasta. Pragnę też bardziej poświęcić się swoim dzieciom. One tak szybko dorastają. Najstarsza jest Karolinka (17,5 roku), 15 lat ma Szymonek, który udanie gra w piłkę nożną w Pogoni Oleśnica u trenera Andrzeja Szczypkowskiego, a najmłodsza i najbardziej dynamiczna jest siedmioletnia Martusia. Też pewnie będzie sportsmenką. Z żoną Moniką jesteśmy już 18 lat po ślubie. Ona pracuje jako księgowa w Poliplaście. 

- Słyszałem, że już 29 kwietnia planujesz huczne zakończenie swej kariery.
WB: Zapraszam wszystkich w najbliższy piątek  o godz. 19 do hali sportowej oleśnickiego MOKiS-u przy ul Kochanowskiego. Bilety po 20 zł. Wśród widzów rozlosujemy nagrody np. rower, odkurzacz, MP3, karnety na basen, treningi ze mną, koszulki  z wizerunkiem Tomka Adamka. W sali pojawią się mistrz olimpijski Marian Kasprzyk, Maciek Zegan, Mariusz Cendrowski, Piotr Wilczewski , trenerzy Zygmunt Gosiewski, Leszek Strasburger, Ludwik Dendery i Ryszard Furdyna, znany aktor Eryk Lubos. Poprzez internet połączymy się też na żywo z mieszkającym w USA Tomkiem Adamkiem! Galę uświetnią swymi pokazami Arek Homańczuk, grupa taneczna Venus z Oleśnicy oraz Akademia Cheerleaders z Wrocławia, zaś całość poprowadzi red. Andrzej Gliniak z ESKI. A co w ringu? Walki wagi ciężkiej z udziałem między innymi moich podopiecznych z Orła - Bartka Ziomka, Remigiusza Gągały oraz Piotra Urbańskiego (Maximus Wrocław), Krzysztofa Włodarczyka (ale tego z Jaworzna), w którego narożniku stanie Robert Gortat (brat słynnego koszykarza z NBA) itd. Chciałby też doprowadzić do frapującego pojedynku Łukasza Rusiewicza z Mateuszem Malują. Planuję również występy uzdolnionych piętnastolatków z mojego Orła. Chcę się nimi pochwalić. Ja zaś spotkam się w ostrej pokazówce z silnym Ormianinem Arturem Łazarianem.

- A gdyby tak organizatorzy wrocławskiej, wrześniowej  walki Kliczko-Adamek zaproponowali Ci jeszcze jeden, prestiżowy pojedynek na tej megagali?
WB: He, he, to do jesieni znów mogę zawiesić emeryturę!

Rozmawiał Bartłomiej Czekański, Słowo Sportowe