PROKSA: WALKA DAŁA MI WIELE RADOŚCI

Redakcja, Proksa.pl

2011-04-23

W poprzedni piątek Grzegorz Proksa (24-0, 17 KO) znokautował w dziewiątej rundzie Pablo Navascuesa, udanie broniąc tym samym tytuł Unii Europejskiej wagi średniej. Zapraszamy na wywiad z naszym pięściarzem przeprowadzony już po powrocie do kraju.

Marcin Zimerman: Wróciłeś z tarczą z hiszpańskiego Plaza de Toros La Cubierta. Jak smakuje zwycięstwo nad lokalnym pupilem na jego terenie?
Grzegorz Proksa: Wspaniale! Bez dwóch zdań już dawno walka nie dała mi tyle radości. Już nie chodzi o zwycięstwo, ale o radość jaką czułem w ringu z możliwości walki przed taką publiką, prawie main event, późna godzina, cała otoczka, team, który czuł napięcie, czułem się fantastycznie jakbym był tworzony do tego od samego początku treningów. Między rundami cieszyłem się, że jestem właśnie tam i o to chodzi w moim boksie.

- To była twoja pierwsza walka z tak znanym w Europie zawodnikiem od czasu potyczki z Conwayem. Rozumiem, że planem na przyszłość jest rywalizacja z jeszcze lepszymi zawodnikami?
Grzegorz Proksa: Już dawno jest, ale nie było możliwości. Przypomnę chociażby to, że mój agent wygrywał przetargi, ale rywale nie stawali do pojedynku i byliśmy zmuszeni do tych „szóstek” żeby pozostać aktywnym i spora zasługa Krzysztofa w tym, bo dzięki temu pozostawałem w aktywności treningowej jak i startowej. Na poziomie, którym się znajduję, nie można być już spokojnym o wynik walk. Potrzebny jest ciężki trening i mega mobilizacja.

- Jesteś wysoko w EBU, ale w nowym rankingu niespodziewanie przeskoczył cię Andy Lee. Czy to nie pokrzyżuje trochę planów na Twoja najbliższą przyszłość? Nie boisz się, że to Lee dostanie szansę walczyć o pas?
Grzegorz Proksa
: To jest dla mnie chore, ale nie zawracam sobie tym głowy w ogóle. Jestem informowany na bieżąco co się dzieje i wiem, że Krzysztof dba o to, żeby nas po raz kolejny nie wykiwano. Nie mam ochoty już na walki dla podtrzymania formy, chcę pójść za ciosem. Tego brakło po walce z Conwayem. Teraz wierzę, że karta się odwróciła i szczęście mnie nie opuści. Poczekajmy spokojnie na przyszły ranking bo pozostałem aktywny, zanotowałem zwycięstwo z wyżej notowanym zawodnikiem

- Przed walką z Navascuesem uczestniczyłeś w zgrupowaniu w Magdeburgu, gdzie odbyłeś wiele sparingowych rund z mistrzem świata Stieglitzem. Możesz nam powiedzieć jak wyglądały te sparingi i co z nich wyniosłeś?
Grzegorz Proksa
: Nie lubię się do końca wypowiadać na temat sparingów, każdy podchodzi do nich na swój sposób. Ja się świetnie bawiłem, sparowałem z odwrotnej dla mnie pozycji i na pewno czegoś się nauczyłem. Z pewnością nie mogłem mieć żadnych kompleksów co do moich sparingów. Utwierdziły mnie tylko w tym, że jestem gotowy na takich zawodników jak on i nie mam prawa czuć się w jakiś sposób zakompleksiony w własnych umiejętnościach przed potyczką z potencjalnie lepszymi zawodnikami. W każdej chwili jestem gotowy na nich. I odbiorę im wszystko.

- Nie martwiłeś się, że sparingi z odwrotnej pozycji mogą źle wpłynąć na Twoja formę i negatywnie odbić się na postawie w walce z Hiszpanem
Grzegorz Proksa
: Nie wiedziałem jeszcze, że będę z nim walczył. Dowiedziałem się dopiero pod koniec drugiego tygodnia sparingów, bo decyzji jeszcze nie podjęliśmy. Sparingi przebiegały dla mnie bardzo pomyślnie, dodatkowo sam trenowałem między nimi z nadzieją, że pojedziemy do Hiszpanii. Obojętne jest dla mnie w jakiej pozycji walczę, choć naturalnie lepiej dla mnie z mańkuta, bo tutaj ruchy są automatyczne, natomiast z prawego muszę trochę więcej czasu poświęcić na myślenie. Koniec końców wróciłem lekko zajechany, co od razu dostrzegł trener i przygotował specjalny plan, dzięki któremu złapałem świeżość i szybkość po raz kolejny we współpracy z Fiodorem idealnie na dzień walki. Byłem lekko zaniepokojony, ale po raz kolejny instynkt wielkiego fachowca pokazał trener i nie będę ukrywał, że duża w tym jego zasługa, mimo tylko półtora tygodnia razem przepracowanego razem.

- Biłeś już w USA, ale większość walk stoczyłeś jednak na kontynencie. Czy w przyszłości chcesz skupić się na rynku europejskim, czy może szukać szans za oceanem?
Grzegorz Proksa
: Każdy stara się robić to co lubi. Ja boks kocham, ale póki co jest on i moją profesją, bo największe dochody otrzymuje właśnie z niego. Jestem także zawodowcem i nie ma dla mnie znaczenia czy będę walczył w Węgierskiej Górce, czy w Las Vegas. Moim celem jest zwyciężać i dążyć do mojej doskonałości. Po tej walce zbieram zaproszenia, odbieram miłe telefony, ale powtarzam - mój cel na ten rok to EBU. Koncentruję się tylko na tym i nie zawracam sobie głowy niczym innym. Chyba, że zadzwoni Sylwester z prezentem, że zaprasza do tańca w Hamburgu czy innym miejscu to oczywiste jest, że chętnie z takiego zaproszenia się skorzysta, ale aż takim optymistą to nie jestem.

- Wielokrotnie podkreślałeś w wywiadach, że jednym z Twoich idoli był Chris Eubank, ale po ostatniej Twojej walce wielu kibiców porównywało cię nawet do Roya Jonesa. Wydaje się, iż w końcu zostałeś doceniony w kraju, a i Hiszpanie zgotowali ci owacje po walce...
Grzegorz Proksa
: Może idoli to za duże słowo, ale prawdą jest, że jako dziecko kochałem oglądać jego walki. Godzinami z Bratem hartowaliśmy kasety vhs z występami Eubanka, Benna, Pipera, McClellana, Watsona. To fantastyczne pojedynki. Całe życie marzyłem, żeby móc uczestniczyć w czymś takim i ciągle mam marzenie, że moje występy będą elektryzowały kibiców, będą budziły wszystkie możliwe uczucia. Zachęcam wszystkich do oglądnięcia sobie tych bokserskich wariatów. Nie chciałbym jednak być porównywany do zarówno Eubanka, jak tym bardziej Roya. Mój styl jest moim stylem, w którym czuję się bardzo komfortowo i pewnie zarazem. Nie naśladuję nikogo, to coś jest we mnie i z tego czerpię przyjemność. Gdybym był kibicem, chciałbym oglądać właśnie takie pojedynki, w których jest dramaturgia, każda sekunda przynosi coś niezwykłego, nieoczekiwanego i takie coś chciałbym dawać swoimi występami. Póki co dzięki pracy z trenerem Łapinem dostrzegam jak wiele możliwości mogę wnieść do swojego stylu i jak wiele czasu jeszcze potrzebuję do tego, aby uzyskać maximum swoich możliwości. Co cieszy, ale daleka i długa droga przede mną.

- Dziękujemy za rozmowę i życzymy kolejnych sukcesów na ringu i poza nim. Czy chciałbyś coś przekazać czytelnikom?
Grzegorz Proksa
: Chciałbym podziękować za multum pozytywnych komentarzy pod moim adresem z okazji ostatniego zwycięstwa. To bardzo miłe, ponieważ każdy chciałby być chwalony za to co robi. Mnie przyszło czekać parę lat na pozytywne odebranie mojej walki. Dziękuję również wszystkim tym, którzy wysłali smsy z gratulacjami. Przede wszystkim chciałbym prosić o większy szacunek do pracy mojego trenera, dzięki któremu ciągle czynię postępy. Dziś nie wyobrażam sobie pracować z innym szkoleniowcem. To wspaniałe uczucie dla mnie mieć kogoś o tak ogromnej wiedzy w swoim narożniku. Czuję, że zgraliśmy się idealnie, a owoce pracy widać już dziś gołym okiem. Minie jeszcze trochę czasu, a wszyscy będziemy się cieszyć. Proszę przekazać moje pozdrowienia wszystkim kibicom boksu, życząc im ekscytujących pojedynków!

- Dzięki za wywiad, powodzenia w dalszej karierze!
Grzegorz Proksa
: Dzięki.

Rozmawiał: Marcin Zimerman