WOLAK: NIE CHCĘ BYĆ NA STAROŚĆ INWALIDĄ

Kamil Wolnicki, Przegląd Sportowy

2011-04-13

- Gdy zacznę przyjmować uderzenia, po których będę padać na deski, da mi to znak, że czas powiedzieć dość. Myślę o tym każdego dnia, bo nie chcę być na starość inwalidą - mówi "Przeglądowi Sportowemu" Paweł Wolak.

Kamil Wolnicki: Pokonał pan niedawno w Las Vegas Yuriego Foremana i zrobiło się spore zamieszanie w USA i w Polsce.
Paweł Wolak: Już odczuwam to zainteresowanie mną. Dzwonią różni ludzie, którzy nawet nie wiem skąd mają mój numer telefonu! Ale to dobrze, niech tak będzie. Przyznam jednak, że nie spodziewałem się aż takiego szumu, choć przecież Foreman był mistrzem świata, jednym z najlepszych w mojej kategorii. Wziąłem tę walkę i nie myślałem co może się stać. Zwyczajnie, chciałem wygrać.

- Foreman stwierdził, że potrzebuje teraz długiej przerwy, więc być może nawet zakończył pan jego karierę.
PW: Musi sobie wszystko przemyśleć. Wiem, że niedawno się ożenił, urodziło mu się dziecko. To duże zmiany. Ja też mam rodzinę, ale mój synek niedługo skończy dwa lata i zdążyłem już poukładać swoje życie. Wiem, czego chcę i mam wsparcie rodziców i żony. Mogę dawać z siebie wszystko. I daję. 

- Co teraz z pańską karierą? Mówi się dużo o pojedynkach o mistrzowskie pasy, lecz wciąż brak konkretów.
PW:To prawda, mówi się bardzo dużo, a my spokojnie czekamy. Chciałbym walczyć o pas. Mistrzami są Saul Alvarez, Cornelius Bundradge, Miguel Cotto i Siergiej Dzinziruk. Teraz wszystko w rękach promotorów i to oni muszą dogadać się tak, by wszystkim się opłacało.

- Weźmie pan pojedynek z którymkolwiek z nich, byle tylko dostać szansę?
PW:Tak, mogę walczyć z każdym. Wiadomo, że są teoretycznie łatwiejsi i trudniejsi. Gdybym więc mógł wybierać, to może w pierwszej kolejności wskazałbym Bundradge'a. Z kolei Dzinziruk jest chyba najtwardszy. Jednak mogę zmierzyć się z każdym.

- Z którym byłaby szansa na największą gażę?
PW:Z Meksykaninem Alvarezem. Albo nie, przepraszam - z Cotto! To byłoby coś.

- Sześć zer w kontrakcie?
PW:Pewnie tak. Im więcej tym lepiej. Ale ja w życiu mam inne cele. Nie noszę złotych łańcuchów, nie mam nawet zegarka. Chcę ustawić swoją rodzinę, wykształcić synka i tak dalej. To jest ważne.

- Kiedy zejdzie pan z budowy? Bo o pana pracy krążą już legendy.
PW:Ale ja chcę pracować. Pan Adam Skarżyński kiedyś bardzo dużo mi pomógł. „Na robocie" poznałem też wielu fajnych chłopaków, twardych gości. Lubię to, choć jest bardzo ciężko. Jednak rękawiczki noszę i mam delikatne ręce (śmiech). A tak poważnie, to mógłbym przestać pracować na budowie, ale to dobra robota. Mam niezłe pieniądze i ubezpieczenie. Poza tym, to wyrabia charakter. Ciężka praca hartuje. Kiedy zaczynałem boksować jako zawodowiec, nie wiedziałem, że tak się wszystko potoczy. Dzisiaj chcę dojść jak najdalej i zdobyć pas mistrza świata.

- Pana styl walki jest efektowny. Ciągle pan atakuje, ale także i przyjmuje mnóstwo ciosów.
PW: Wielu bokserów ma jakieś obrażenia. Nie mogą normalnie mówić czy chodzić. Ja już chyba od dziesięciu pojedynków nie miałem żadnych rozcięć. Pamiętam swoją ósmą walkę z Julio Jeanem. Pięć rund masakry, ale wygrałem. Dzisiaj czuję się dobrze i wygrywam. Owszem, też zbieram ciosy, ale to często znacznie groźniej wygląda niż jest niebezpieczne. Gdy zacznę przyjmować uderzenia, po których będę padać na deski, to da mi znak, że czas powiedzieć dość. Myślę o tym każdego dnia, bo nie chcę być na starość inwalidą, a najważniejsza dla mnie jest rodzina.

Rozmawiał w Newark KAMIL WOLNICKI