DZIEŃ SĄDU OSTATECZNEGO

Wojciech Czuba, Boxing News

2011-04-09

"Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść niepokonanym, Wśród tandety lśniąc jak diament (…)", tak w utworze "Niepokonani" śpiewał przed laty Grzegorz Markowski.

Niestety słowa tego tekstu nijak się mają do pewnego pięściarskiego czempiona. Kiedy w 2007 roku, po porażce z Davidem Diazem (36-3-1, 17 KO) legendarny wojownik ogłosił swoje przejście na sportową emeryturę, wielu odetchnęło z ulgą. Ten wspaniały mistrz świata w trzech kategoriach wagowych i praktycznie bohater narodowy Meksyku, podczas swojej wieloletniej kariery dokonał tak wiele, że nie musiał już nikomu niczego udowadniać. Jednakże okazało się, że boks jest dla niego jak narkotyk, bez którego nie może normalnie funkcjonować. Dlatego po trzyletniej przerwie powrócił, a już dzisiaj skazywany przez wszystkich na porażkę, stawi czoła młodemu królowi nokautów Marcosowi Maidanie (29-2, 27 KO). Ten człowiek to Erik ‘El Terrible’ Morales (51-6, 35 KO). 

Gasnąca gwiazda.

Pochodzący z Tijuany Morales swoje największe sukcesy święcił w wadze piórkowej i super piórkowej. Przypomnijmy, że jako ostatni człowiek na ziemi pokonał fenomenalnego Manny'ego Pacquiao, a dokonał tego 6 lat temu. Jednakże występujący dzisiaj w dywizji junior półśredniej meksykański pięściarz znajduje się już na równi pochyłej, a jego wielka gwiazda nieubłaganie gaśnie. Od czasu swojego powrotu w 2010 roku Erik pokonał trzech przeciwników, jednakże nie zrobił tego w zbyt imponującym stylu. Jestem pewien, że w czasach gdy był u szczytu formy, żaden z nich nie wytrzymałby z nim w ringu dłużej niż jednej rundy.

Dzisiaj na ringu w MGM Grand w Las Vegas Morales będzie zawodnikiem starszym, mniejszym i słabiej uderzającym. Jego atutem będzie niewątpliwie doświadczenie, ale czy to wystarczy, aby powstrzymać niezwykle ambitnego Argentyńczyka? Maidana bez żadnych skrupułów głośno zapowiada, że zakończy blisko 18-letnią karierę wielokrotnego mistrza świata.

Aztecki wojownik.

Pierwotnie przeciwnikiem pochodzącego z Margarity w rejonie Santa Fe, 27-letniego ‘Chińczyka’, miał być Juan Manuel Marquez (52-5-1, 38 KO). Kłopoty z grupą Golden Boy sprawiły jednak, że słynny ‘Dinamita’ wycofał się z walki. Wtedy propozycję złożono Moralesowi, a ten nie odmówił.

Przez wiele lat Erik wprawiał kibiców na całym świecie w zachwyt, swoimi umiejętnościami i sercem do walki. Wszyscy specjaliści i dziennikarze bokserscy zgodnie jednak stwierdzają, że pojedynek z tak niebezpiecznym rywalem jakim jest Maidana, na tym etapie kariery, jest posunięciem łagodnie mówiąc ryzykownym. Na pewno Argentyńczyk jest do pokonania, co udowodnił w grudniu 2010 roku mistrz WBA Amir Khan (24-1, 17 KO). Ciężko jednak sobie wyobrazić, aby Morales zastosował podobną taktykę jak 24-latek z Boltonu, który świetnie poruszał się w ringu i utrzymywał Marcosa na dystans. Meksykanin, co wszyscy wiedzą, kocha atakować i toczyć ringowe wojny. To człowiek w którego żyłach płynie krew azteckich wojowników, dlatego jego duma nie pozwoli mu dzisiaj na krok w tył.

Niepoprawny optymista.

Na pewno bardzo dużo dzisiaj będzie zależeć od tego w jakiej formie jest aktualnie Erik. Czy znajduje się blisko szczytu, czy też jest już na samym jego dole? Wydaje się niestety, że ostatnie pojedynki mistrza zdają się potwierdzać tę drugą możliwość. Meksykanin to człowiek, który pomiędzy swoimi walkami znacznie przybierał na wadze, nie zawsze prowadził się jak na sportowca przystało, a do tego na swoim koncie ma przecież 57 walk, z których większość to widowiskowe, niezwykle brutalne i krwawe wojny. To jednak nie przemawia do Moralesa, który ze spokojem przyjmuje napływające zewsząd fale krytyki.

- Wszyscy dookoła powtarzają mi ‘Człowieku, masz nie po kolei w głowie! On uderza naprawdę mocno!’ - opowiada z uśmiechem Erik. - Wtedy im odpowiadam ‘Nie martwcie się, przecież to nie wy z nim będziecie walczyć, tylko ja’.

Walka z idolem.

Maidana będzie dzisiaj zdecydowanym faworytem. Ten pochodzący z wielodzietnej rodziny zawodnik, zaskoczył Amerykę, gdy w 2009 roku podczas dramatycznego pojedynku zwyciężył ówczesną gwiazdę Golden Boy, Victora Ortiza (28-2-2, 22 KO). Kolejnym świetnym występem był przegrany, lecz niezwykle widowiskowy bój z Amirem Khanem. Mistrz WBA w ostatnich rundach był blisko przegranej przez nokaut, przyjmując potężne ciosy Argentyńskiego bombardiera, ostatecznie wygrywając z nim na punkty. Amir udowodnił tym, że nie ma szklanej szczęki, co zarzucali mu wcześniej jego krytycy. Pytanie czy Erik Morales będzie w stanie przyjąć podobne uderzenia co Anglik i nie paść po nich na deski. Wydaje się to niemożliwe.

Sam Maidana uważa, że walka z meksykańską legendą będzie dla niego przystankiem przed pojedynkami ze ścisłą światową czołówką. Czyli Marquezem, Timothy Bradleyem, a także być może rewanżowym starciem z Khanem. Co ciekawe jego dzisiejszy przeciwnik był dla niego idolem, gdy zaczynał swoja przygodę z zawodowym boksem.

- Zawsze go uwielbiałem. Był jednym z kilku moich ulubionych bokserów ze względu na jego agresywny styl, który mi się strasznie podobał – zdradza Maidana. - Jednakże kiedy już wchodzę do ringu, to tracę respekt dla wszystkich i zaczynam robić swoje.

Warto dodać, że Argentyńczyk to nie tylko król nokautów. To także zawodnik potrafiący ładnie boksować, operować lewym prostym i przeprowadzać widowiskowe akcje. Wielu jest zdania, że w walce z Khanem zabrakło mu trochę szczęścia, aby odebrać mu tytuł. Tamto niepowodzenie ma zamiar powetować sobie właśnie dzisiaj nokautując Moralesa.

Wiele przypartych do muru ofiar w wydawałoby się beznadziejnych sytuacjach dokonuje nadludzkich wyczynów. Czy dzisiaj to samo pokaże stary meksykański lew? Czy skazana na pożarcie zwierzyna zamieni się w myśliwego? Dla Erika Moralesa nadchodzi dzisiaj dzień sądu ostatecznego, po którym i dla niego i dla nas wszystko stanie się jasne.