WŁODARCZYK: MAM NA NIEGO SPOSÓB

Tomasz Kalemba, Onet, fot. sport.pl

2011-04-01

Krzysztof "Diablo" Włodarczyk, pięściarz 12rounds KockOut Promotions, stanie w sobotę, 2 kwietnia, do drugiej walki w obronie mistrza świata bokserskiej federacji WBC wagi juniorciężkiej. Rywalem Polaka będzie niebezpieczny Portorykańczyk Francisco Palacios. Na zawodowym ringu stoczył on dotychczas 20 walk. Wszystkie wygrał, z czego 13 przed czasem.

- Czeka pana trudne starcie. Rywal to wymagający przeciwnik. Palacios to mańkut z bardzo dobrą prawą ręką.
Krzysztof Włodarczyk: On boksuje zarówno z jednej jak i z drugiej strony. Często zmienia pozycję. To rzeczywiście pięściarz bardzo wszechstronny i do tego niebezpieczny. Ma nokautujące uderzenie zarówno z prawej, jak i lewej ręki. Dlatego dużą uwagę trzeba będzie skupić na obronie. Nie wolno mu także odpuszczać. To zawodnik, który nie lubi presji, a jeśli da mu się trochę więcej pola to potrafi to wykorzystać.

- A jest jakiś sposób na ten jego styl walki?
KW: Szczelna garda to podstawa. Do tego trzeba robić swoje. Nie wolno odsłaniać się niepotrzebnie i lecieć z mordą do przodu. Nie wolno dawać mu szansy zaczepienia się jakimkolwiek ciosem.

- Miał pan wymagających sparingpartnerów? Czy pana zdaniem ten okres przygotowawczy został dobrze przepracowany?
KW: Wydaje mi się, że tak. Wprawdzie początek był trudny, ale potem coraz lepiej sobie radziłem. Nie miałem najmniejszemu problemu ze sparingpartnerami. Zmieniali się oni, co dwie-trzy rundy, a mimo tego nie wytrzymali tempa.

- A któryś z nich padł na deski?
KW: Nie, ale na pewno wszyscy mocno odczuli moje ciosy. Teraz pewnie już wiedzą, jak w głowie fajnie gra

- Ważne przed bokserską walką jest też ogólne samopoczucie.
KW: Rzeczywiście to ważny element. Ale nie mogę narzekać. Wszystko jest w porządku.

- Podczas pierwszego spotkania z Palaciosem na konferencji była fajna atmosfera. Nie było wyzwisk. Widać, że macie do siebie szacunek.
KW: Boks to taka dyscyplina, w której nie można nikogo obrzucać błotem. A już w ogóle nie mówię o lekceważeniu przeciwnika. W boksie jest tak, że ułamki sekund mogą zadecydować o zakończeniu walki, albo nawet kariery. Każdy zatem ceni pracę rywala, a także swoją. Rzeczywiście, choć jesteśmy rywalami, to mamy do siebie szacunek. Pewnie wiele osób chciałoby, żeby podczas takiej konferencji ktoś rzucił się na rywala, albo przynajmniej go odepchnął.

- Na konferencji Palacios pokrzykiwał, że nadchodzi jego czas. Co pan na to?
KW: Wydaje mi się, że jego czas właśnie się kończy. Ma już swoje lata i wydaje mi się, że raczej powinien kończyć z boksem, a nie myśleć o sukcesach. Takie okrzyki tylko mobilizują mnie jeszcze bardziej. Pas musi zostać w Polsce.

- Od czasu walki ze Steven Cunninghamem nie spotykał się pan w ringu z pięściarzem, który nie ma w rekordzie porażki. Teraz takim będzie Palacios.
KW: To nie ma dla mnie żadnej różnicy. Palacios nie boksował też z jakimiś wielkimi pięściarzami. Było może dwóch-trzech, którzy coś tam rokowali.

- A jakaś taktyka na walkę?
KW: Na pewno muszę być mocno skoncentrowany. Zaboksuję też pewnie tak, jak na sparingach - mocną lewą ręką. Trener mówi, że dawno nie miałem tak mocnego lewego prostego. Dlatego będę starał się wykorzystać ten swój atut.

- Jak pan spędzał ostatnie dni przed walką?
KW: Łapałem świeżość i szybkość.

- Od ponad tygodnia nie przebywa pan już z rodziną. Przeszkadza to panu?
KW: Absolutnie. Bardzo się mobilizuję. Nie rozklejam się, bo gdybym miał dziecko w otoczeniu, to od razu byłbym taki rozbity. Tym bardziej, że "moja klucha" to taka "przylepa".

Wysłuchał - Tomasz Kalemba, sport.onet.pl