Wybór następnego przeciwnika Manny'ego Pacquiao (52-3-2, 38 KO) spotkał się ze sporą dawką krytyki. To Shane Mosley (46-6-1, 39 KO), a nie Juan Manuel Marquez (52-1-5, 38 KO), ani Andre Berto (27-0, 21 KO), został wybrany na następnego przeciwnika filipińskiej gwiazdy boksu.
"Dinamita" walczył z "Pacmanem" dwa razy, z czego pierwsza potyczka zakończyła się remisem, druga natomiast kontrowersyjną przegraną Meksykanina. Obecny król wagi lekkiej miał walczyć w maju z Erikiem Moralesem, lecz wycofał się z tej potyczki po to, aby odejść z Golden Boy Promotions.
Eksperci uważają, że Marquez próbuje powtórzyć ruch "Słodkiego", który odszedł z Golden Boy i dostał walkę z Pacquiao. Filipiński czempion jest promowany przez konkurencyjną stajnię promotorską Top Rank.
- Przyglądam się Marquezowi i jeżeli dogadamy się w sprawie pieniędzy, Manny pokona Mosleya, a Floyd Mayweather nie wyrazi chęci walki, wtedy Juan ma duże szanse dostać ten pojedynek - stwierdził Bob Arum.
- Dowiedziałem się, że 20 lutego wygasa jego kontrakt z Golden Boy Promotions, a następnie mają trzydziestodniowy okres negocjacji. Walka z Marquezem to duży pojedynek, nie tak wielki jak potyczka z Mosleyem, ale oprócz Mayweathera nie mamy do wyboru większych nazwisk - zakończył szef Top Rank.