KHAN UDOWODNIŁ ŚWIATU, ŻE MA CHARAKTER

Redakcja, Informacja własna

2010-12-12

Kapitalnie oglądało się dzisiejszą wojnę Amira Khana (24-1, 17 KO) z szalonym Marcosem Rene Maidaną (29-2, 27 KO). Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie, ale ostatecznie na punkty wygrał Anglik.

Gong rozpoczynający walkę - Amir wystawia rękę by stuknąć się rękawicą z rywalem, a ten wystrzelił lewym sierpowym, na szczęście niecelnym. Zawodnik z Argentyny w dwudziestej sekundzie trafił za to prawym "cepem" i pod mistrzem świata ugięły się nogi. Maidana rzucił się by dobić przeciwnika, lecz kilkanaście sekund później nadział się na fantastyczny podbródkowy championa. Khan bajeczną pracą nóg ucieka atakującemu pretendentowi, by nagle trafić lewym hakiem na wątrobę. Marcos został odcięty od tlenu i padł na matę. Gdy doświadczony sędzia Joe Cortez doliczył do ośmiu, Argentyńczyk wstał z grymasem bólu na twarzy. Do końca zostało tylko pięć sekund, dlatego arbiter nie przerwał pojedynku. W końcu gong - wspaniałe pierwsze trzy minuty...

Druga odsłona to popis Anglika. Jakikolwiek ruch nie wykonał Maidana, Khan karcił go seriami z obu rąk. Świetnie chodził na nogach, a jego uderzenia pruły powietrze niemal z prędkością światła. Całkowita dominacja i tylko nadludzka odporność na ciosy challengera uchroniła go przed nokautem.

Amir trochę zwolnił w trzeciej odsłonie, wciąż jednak był stroną przeważającą. W rundzie czwartej dwukrotnie niepotrzebnie stanął w narożniku za podwójną gardą, na co Argentyńczyk tylko czekał. Doszedł jak mógł najbliżej i krótkimi ciosami podbródkowymi z obu rąk rozbijał rękawice Khana. Kilka tych podbródków doszło celu i to starcie spokojnie można było zapisać na korzyść Marcosa. Rozochocony z furią ruszył do ataku również w kolejnej rundzie. Był tak rozpędzony, że w pewnym momencie w zwarciu, gdy Khan zaszedł go za plecy, Maidana postanowił wymierzyć mu karę swoim łokciem. Nie trafił, ale Cortez odebrał mu za ten faul punkt. Po słabszej i przegranej dwoma punktami rundzie piątej, w szóstej i siódmej Maidana zepchnął mistrza do obrony. Khan prztrwał kryzys i powrócił do gry w starciu ósmym.

Challenger był już strasznie zmęczony i przewaga Anglika zaczęła się coraz bardziej powiększać. Amir bezapelacyjnie wygrał rundę ósmą, dziewiątą i połowę dziesiątej, gdy nagle zagapił się na moment, a Maidana wystrzelił prawym overhandem bitym ze skrętem całego ciała. Mistrz bezwładnie poleciał do tyłu i zatrzymał się dopiero na linach. Argentyńczyk przeprowadził skomasowany szturm, natomiast półprzytomny Anglik latał od jednych lin do drugich. Gdy wydawało się, że jakimś cudem opanował kryzys, niemal równo z gongiem został trafiony kolejnym prawym sierpowym i do narożnika doszedł trzymając się lin, tak bardzo miał naruszony błędnik. Odpoczywał minutę podczas przerwy, potem pierwszą minutę jedenastej rundy, by ruszyć w jej drugiej połowie na "wystrzelanego" i wyczerpanego oponenta. W ostatnich trzech minutach nie chciał już ryzykować wpadki i wysoko trzymał ręce, a Maidana, choć jeszcze przed chwilą potwornie zmęczony, to po raz ostatni rzucił się do szalonego ataku.

Khan dotrwał do końca i wygrał u wszystkich sędziów, którzy punktowali 114:111, 114:111 i 113:112.