FROCH LEPSZY OD ABRAHAMA

Redakcja, Informacja własna

2010-11-28

Carl Froch (27-1, 20 KO) pokonał po dwunastu rundach Arthura Abrahama (31-2, 25 KO) i zdobył wakujący tytuł mistrza świata federacji WBC kategorii super średniej. Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 119:109 i dwukrotnie 120:108 na korzyść "Kobry".

Po pierwszej, rozpoznawczej rundzie, w której Froch dobrze radził sobie boksując w defensywie i wyprowadzając ataki z kontry, przyjmowane jednak przez Abrahama na gardę, w drugiej Anglik podkręcił tempo, kilka razy trafiając mocno swojego rywala na korpus. W trzeciej rundzie Froch przeszedł do ofensywy zdecydowanie wygrywając to starcie, choć i Abraham przypuścił pierwszy, bardziej zdecydowany atak w tej walce. Król Artur zaskakiwał jednak pasywnością i choć większość ciosów "Kobry" przyjmował na gardę, to jednak przegrywał wyraźnie kolejne starcia na punkty, mimo napomnień otrzymywanych w narożniku. Po sześciu rundach dominacja Frocha była już przytlaczająca i tym dziwniejsza była bierna postawa Abrahama.

W drugiej fazie walki, kiedy można było spodziewać się bardziej zdecydowanych ataków Ormianina z niemieckim paszportem, Anglik nie tylko utrzymał dominację, ale coraz częściej skutecznie rozbijał gardę przeciwnika ciosami prostymi, znakomicie wykorzystując przewagę w zasięgu ramion. Pod koniec 9 starcia Abraham faulował Frocha uderzeniem łokciem, które na szczęście nie spowodowało kontuzji Anglika. W 11 rundzie Froch był bliski rozstrzygnięcia przed czasem, gdy po ciosach na wątrobę Abraham uginał się z bólu, a sędzia popełnił błąd, kwalifikując pierwsze z tych uderzeń jako zbyt niskie. W ostatnim starciu Abraham rzucił wszystko na jedną szalę i kilka razy wstrząsnał Frochem potężnymi ciosami, Anglik jednak walczył bardzo mądrze, klinczując w trudniejszych momentach.

Postawa Abrahama była z pewnością trudna do zrozumienia, wręcz irracjonalna. Co najmniej od 7-8 rundy zdawał sobie sprawę, że nie ma szans na zwycięstwo punktowe i mimo upomnień swojego trenera Ulli Wegnera, zaskakiwał pasywnością, jakby licząc, że jednym ciosem rozstrzygnie pojedynek. Oczywiście w przeszłości ta sztuka udawała mu się, jednak Froch udowodnił, że stare bokserskie powiedzenie iż puncher ma zawsze szansę nie sprawdza się w każdej sytuacji. Punktacja sędziów dobrze oddawała przebieg tego pojedynku, który trudno jednak nazwać jednostronnym, gdyż w ringu jeden z pięściarzy boksował, a drugi po prostu przemieszczał się za podwójną gardą, czekając na zrządzenie losu. I tym razem los okazał się dla niego niełaskawy. Król Artur chyba definitywnie rozstał się z koroną na ringu w Helsinkach.