WAŁUJEW: NEGOCJACJE Z KLICZKAMI TO PIEKIELNE MĘKI

Redakcja, gzt.ru

2010-11-14

- Podpisując umowę z braćmi Kliczko, człowiek całkowicie przechodzi pod ich władzę - mówi Nikołaj Wałujew (50-2, 34 KO), który rok temu przegrał z Davidem Haye'em (25-1, 23 KO) i stracił mistrzowski pas federacji WBA w wadze ciężkiej. Od tamtej pory nie wychodził już na ring. Kilka miesięcy temu mówiło się o pojedynku 37-letniego Wałujewa z Witalijem Kliczką (41-2, 38 KO), jednak z negocjacji nic nie wyszło. Jak twierdzi Rosjanin, warunki proponowane przez mistrza świata WBC były nie do przyjęcia. O trudnych negocjacjach z braćmi Kliczko, które pięściarz określa jako "piekielne męki", a także o przegranej z Haye'em i planach na przyszłość opowiada Wałujew w prezentowanym przez nas wywiadzie.

- Pierwsze, zasadnicze pytanie: co z pańskim operowanym ramieniem i kiedy odbędzie się kolejna operacja, tym razem prawej dłoni?
Nikołaj Wałujew:
Nie lubię się na ten temat rozwodzić. Z ramieniem wszystko dobrze, powoli będę starał się je rozruszać. Operacja dłoni jest zaplanowana na grudzień. Odbędzie się znowu w Niemczech, jednak w innej klinice - nie w tej samej, w której operowano mnie miesiąc temu.

- Należy zatem rozumieć, że nie ma sensu rozmawiać teraz o dacie ewentualnego powrotu na ring. Niech pan jednak powie, czy jako rywal interesuje pana wyłącznie Witalij Kliczko?
NW:
Tak, rzeczywiście. Poza Witalijem nie ma innych pięściarzy, których traktowałbym jak wyzwanie. Z drugiej strony doskonale rozumiem, że w przypadku powrotu będę musiał stoczyć jakieś walki "rozgrzewkowe". Jednak mówiąc ogólnie, nie interesują mnie walki z innymi rywalami. Inną kwestią jest, na ile nasza walka jest możliwa? Sądząc po zachowaniu Kliczki, jest on gotowy walczyć tylko na własnych warunkach i nie zamierza ustąpić nawet na pół kroku. Przez długi czas mi to nie pasowało, jednak ostatnim razem zgodziłem się, przede wszystkim dla zasady. Witalij mimo wszystko zdecydował, że nie opłaca mu się walka ze mną.

- Co pan rozumie przez słowa "własne warunki"?
NW:
Na przykład życzył sobie, aby w okresie przygotowawczym w moim obozie znajdował się jego człowiek z kamerą i filmował niemal każdy mój krok. Przy okazji naszej poprzedniej rozmowy powiedziałem: "Witalij, spróbowałbyś chociaż ukryć tych swoich paparazzi, żeby nie rzucali się w oczy i nie znajdowali się w najbardziej widocznych miejscach". Bodaj następnego dnia pojawiła się informacja, że Witalij będzie walczył z Briggsem. Wtedy zrozumiałem, że pora udać się w końcu na operację (śmiech).

- W swoim słynnym nagraniu Kliczko właśnie pana obwiniał za odmowę podjęcia rękawicy...
NW:
Cóż... Trzeba zrozumieć, co tak naprawdę oznacza proces "walka z braćmi Kliczko". To cała góra lodowa z małą częścią nadwodną i wielką podwodną. Tym, co widzą zwykli ludzie, są konferencje prasowe, sesje zdjęciowe, oskarżenia, prowokacje... To część jego pracy, którą Witalij wykonuje jako showman. Nie chcę odpowiadać na prowokacje. Lepiej będzie, jeśli opowiem o jednym z narzuconych przez nich punktów kontraktu.

- Proszę zaczynać, brzmi interesująco.
NW:
Opowiem o tym, co proponuje Witalij. Jeśli zwyciężysz, następną walkę musisz stoczyć właśnie z nim. Oczywiście pojedynek organizowany jest przez jego grupę promotorską. Brzmi to śmiesznie, ale i w takim rewanżu mimo wszystko zarobisz mniej od Kliczki! A jeśli uda się wygrać również tym razem, rodzina Kliczków nie opuści cię od tak - tym razem będziesz musiał zmierzyć się z drugim bratem. Podpisując taki dokument, człowiek całkowicie przechodzi pod ich władzę. Opowiadam tylko o jednym z kilkudziesięciu warunków, na które należy się zgodzić zanim wyjdzie się na ring. Właśnie z takimi piekielnymi mękami trzeba się uporać.

- Równo rok temu przegrał pan z Davidem Haye'em, oddając mu tytuł mistrzowski. Zdążył pan się poradzić z tą porażką?
NW:
Od początku na tę walkę patrzyłem trzeźwo. Moi niemieccy promotorzy powiedzieli wówczas jasno: "Nikołaj, nie masz z kim walczyć". Z drugiej strony wygląda to śmiesznie, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, że bracia Kliczko wychodzą do ringu z ludźmi, których nawet nie ma w rankingach. A dla mnie wybrano Haye'a, o którym wiedziałem już wcześniej, że będzie dla mnie bardzo niewygodny. Wiedziałem, że należy szykować się na ciężką walkę, wiedziałem, że najprawdopodobniej będzie ona trwała 12 rund. Nie miałem złudzeń. Zawodnikowi wagi ciężkiej, szczególnie o moich gabarytach, walczyć z szybkim cruiserem zawsze jest bardziej niż niewygodnie. Sprawdziło się to w ringu.

- Mówi się, że Kliczko chce walczyć z Haye'em.
NW:
Jestem pewien, że tej walki nigdy nie będzie. Witalij co prawda ciągle krzyczy i rzuca wyzwania Brytyjczykowi. Sądzę jednak, że on sam doskonale rozumie, że przeciwnik jest minimum dwa razy szybszy od niego. Dodatkowo Haye nie jest głupcem, żeby przyjąć warunki, które proponuje grupa braci Kliczko.

- Jeśli wróci pan na ring, to do kolejnych walk będzie przygotowywał się z dotychczasowym sztabem i menedżerem Borisem Dmitrowem?
NW:
Wie pan, nie jestem typem człowieka, który zamienia pomocników tylko po to, aby zarobić kilka groszy więcej. Zapewniam pan, że tych parę groszy nie są tego warte. Z promotorem Donem Kingiem wiąże mnie umowa do grudnia 2011 roku. Mój menedżer Boris Dmitrow również zostanie ze mną, bez względu na to, że jego firma Box Way zakończyła swoją działalność. Obecnie nie pracujemy razem, ponieważ nie wychodzę na ring. Nie ma boksu - nie ma współpracy. Powiem jednak jedno: jeśli będę jeszcze walczył, to Boris Konstantinowicz obowiązkowo będzie mi pomagał.

- Może pan opowiedzieć o fundacji swojego imienia, którą aktywnie pan teraz promuje?
NW:
Na początku pojawił się pomysł utworzenia sieci dziecięcych szkół sportowych w Sankt Petersburgu, które powstawałyby pod szyldem mojego znanego nazwiska. W 2008 roku otworzyliśmy pierwszą z nich. Obecnie jest ich już pięć: trzy w mieście, dwie poza nim. Wkrótce otworzymy kolejną.