BYŁY ŻOŁNIERZ - ALEKSANDER USTINOW

Redakcja, Blik-Sport

2010-11-01

Aleksander Ustinow (22-0, 17 KO) na zawodowym ringu debiutował zaledwie pięć lat temu, w wieku 28 lat. Późno, przede wszystkim dlatego, że wcześniej pracował jako zawodowy żołnierz i brał udział w wielu ryzykownych operacjach, które nie dla wszystkich jego towarzyszy kończyły się pomyślnie. - W marcu 2000 roku byłem w Podgornoje, staroprzemysłowym rejonie Groznego. Uratowałem tam swoich kolegów. Uczestniczyłem też w uwolnieniu kompleksu Komsomolskoje – zginął tam mój kompan Wiaczesław Suchanow. Był mistrzem świata w boksie wśród policjantów – wspomina 33-letni Rosjanin, na stałe mieszkający w białoruskim Minsku. W rozmowie z mistrzem Europy wersji EBA w wadze ciężkiej, którą polecamy Waszej uwadze, pięściarz opowiada też o trudnych okolicznościach swojego przejścia do grupy promotorskiej braci Kliczko, ostatniej walce i planach na przyszłość.

- Byłem obecny na pańskiej ostatniej walce, która odbyła się 16 października w Hamburgu. Odniosłem takie wrażenie, że Turek Oezcan Centikaya panicznie się pana bał.
Aleksander Ustinow:
Nie powiedziałbym. Jestem szczęśliwy, że już w pierwszej rundzie kilka razy zmusiłem go do zajęcia pozycji horyzontalnej. W drugiej osłonie, po kolejnym upadku Turka sędzia zakończył walkę, przyznając mi zwycięstwo przez techniczny nokaut. Z poczuciem wypełnionego zadania wróciłem do Mińska, a tam znajomi zadają mi pytanie, cóż to za worek treningowy miałem w Niemczech za przeciwnika. Cóż, rywal nie mógł się ze mną równać. Trzeba jednak przyznać, że ten worek w czerwcu wytrwał osiem rund z byłym mistrzem świata Juanem Carlosem Gomezem, który jeszcze w zeszłym roku próbował odebrać tytuł Witalijowi Kliczce. Gomez nie mógł Turkowi zrobić nic. Za to mnie udało się zakończyć walkę szybko. Tak więc ocena siły przeciwnika, szczególnie po walce, jest zawsze elementem bardzo subiektywnym.

ALEKSANDER USTINOW W ROZMOWIE Z BOKSER.ORG W HAMBURGU>>

- Kiedy wraca pan na ring?
AU:
W najbliższym czasie zamierzam przyjechać do Kijowa i porozmawiać na ten temat z Witalijem Kliczką. Witalij jest moim promotorem. W lutym kończy się moja umowa z jego grupą K2. Spotkamy się, będziemy dyskutować na temat mojego następnego kontaktu i walk, które mogą zostać dla mnie zorganizowane.

- Jest pan zadowolony ze współpracy z Kliczką?
AU:
W stu procentach. W ciągu nieco więcej niż trzech lat grupa Witalija zorganizowała mi 15 walk. Awansowałem w rankingach światowych organizacji, ze szczególnym uwzględnieniem WBA. Pomalutku przybliżając się do swojego celu – zostania mistrzem świata.

- Zdaje się, że pańskie przejście do K2 poprzedził spory skandal?
AU:
To kwestia dni, które dawno już minęły. Zanim trafiłem do Witalija, moje walki organizował emigrant, który w tej chwili mieszka w Niemczech. Okazał się szarlatanem. Po walce podsunął mi kontrakt napisany w języku niemieckim. Powiedział, że umowa dotyczy płacenia przeze mnie określonego procentu za walki, które zostały zorganizowane przez niego. Podpisałem ją.  A w kontrakcie znalazł się zapis, który oddawał wszystkie prawa do moich walk temu złemu człowiekowi, który z kolei odsprzedał je promotorskiej grupie Arena. Witalij wykupił mnie ze zwierzęcych łap tych ludzi. Spłacił on koszty, jakie poniosła Arena, organizując moje przygotowania do walk. Arena zgodziła się na taki układ – myślę, że niepodważalną rolę odegrał tutaj autorytet Kliczki. Po tych wydarzeniach swoich podpisów na umowach nie stawiam już tak szybko.

- Do jakich walk Witalija przygotowywał się z panem jako sparingpartnerem?
AU:
Do walki z  Jameelem McCline’em latem 2007 roku, a także do ostatniego starcia z Shannonem Briggsem. Pojedynek z McCline’em nie doszedł do skutku, ponieważ Witalij odniósł poważną kontuzję.

- Jak przebiegały sparingi ze starszym Kliczką? Nie rzucił go pan przypadkiem na deski?
AU:
(Smutno) Tak, spróbuj go położyć. Zarówno trzy lata temu, jak i teraz Ukrainiec prezentował najwyższą bokserską klasę. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko walczyłem jak na sparingpartnera takiego zawodnika przystało. Lepiej będzie, jeśli spyta pan Witalija czy dobrze wywiązywałem się ze swoich zadań. Kiedy przygotowywał się do walki z Briggsem, sparowałem z nim w pierwszych rundach walk treningowych. Później zmieniałem się z innymi, ponieważ na obozie treningowym było obecnych czterech partnerów do sparingów. Początkowo było ciężko, ale im bliżej było końca obozu, tym bardziej przyzwyczajałem się.

- A czy przyzwyczaiłby się pan do służby wojskowej? Dlaczego po zakończonej operacji w jednym z „gorących punktów” odszedł pan do cywila? Nie spodobało się wojowanie?
AU:
Nie w tym była rzecz. Zwyczajnie jedna sprawa nałożyła się na drugą. Myślałem o rozwoju kariery, chciałem zostać oficerem. Jednak nie puszczono mnie na naukę do szkoły milicyjnej. W związku z tym pojawiły się nieporozumienia z kierownictwem. Akurat w tamtym okresie Władimirm Zadiran zaproponował mi zająć się sportami walki. Aby tak się stało, musiałem zmienić wszystko w moim życiu i przyjechać na treningi do Mińska. Poszedłem na to – napisałem wniosek o zwolnienie i zmieniłem kraj, w którym żyję.

- Otrzymał pan dwie rządowe nagrody za operacje w „gorących punktach”. Z której z tych operacji może pan być najbardziej dumny?
AU:
W marcu 2000 roku byłem w Podgornoje, staroprzemysłowym rejonie Groznego. Uratowałem tam swoich kolegów. Uczestniczyłem też w uwolnieniu kompleksu Komsomolskoje – zginął tam mój kompan Wiaczesław Suchanow. Był mistrzem świata w boksie wśród policjantów. Szczerze mówiąc, nie chcę wspominać o operacjach z moim udziałem. Przypominam sobie wtedy chwile, gdy ginęli moi przyjaciele i kompani.