MALUJDA: PO SŁAWĘ I TROCHĘ GROSZA

Bartłomiej Czekański, Informacja własna

2010-09-01

Stał  na bramce w dyskotece, w nocnym monopolowym, uczył  się, walczył w ringu, a teraz idzie na zawodowstwo...

- Przez wyjazdy na obozy pięściarskiej kadry narodowej spłukałem się  z forsy. Obiecywali mi stypendium, bądź  pieniądze od sponsora. Mówili: „Zrobimy tak, żebyś mniej pracował po nocach”. No i się sprawdziło. Rzeczywiście mniej pracowałem, ale i przez to nie zarabiałem, a ja mam rodzinę - opowiada utalentowany wrocławski bokser Mateusz Malujda, który podpisał zawodowy kontrakt z grupą O'chikara Gmitruk Team. Niektórzy żałują, gdyż uważany był za obecnie najlepszego polskiego pięściarza amatorskiego i naszą nadzieję na igrzyska w Londynie.

MATEUSZ MALUJDA - SERWIS SPECJALNY >>

- Nie będę czekał  dwa lata na olimpijskie kwalifikacje. Mam żonę, córkę, muszę  zarabiać na rodzinę. Stałem na bramce w dyskotece W-Z, jednak kiedy tak często wyjeżdżałem na obozy kadry narodowej, to inni mnie zastępowali w pracy i to oni zarabiali, a nie ja. I tych strat nikt mi nie wyrównał. Poświęciłem się dla reprezentacji. A w zamian w zasadzie nic nie otrzymałem. Gdybym nie musiał się zwalniać na obozy, to teraz mógłbym sobie pozwolić np. na jakieś piękne wakacje. A tak... Jestem w treningu. „Wuzetki” już nie ma, lecz na szczęście pan Józef Dziąsko, współwłaściciel Dworu Polskiego i były prezes bokserskiej Gwardii, przygarnął mnie i pracuję u niego jako tzw. gospodarczy. No i trenuję u pana Ryszarda Furdyny w jego nowym klubie Maksimus. Teraz już pod kątem walk zawodowych  w grupie Andrzeja Gmitruka, z którego propozycji jestem bardzo zadowolony - mówi Malujda, który zadebiutuje 17 września w Olsztynie.

- Nie jestem typem sportowca, który buńczucznie zapowiada, że zostanie mistrzem świata. Że wygram z najlepszymi. Powiem raczej, iż zrobię wszystko, by jak najlepiej zaprezentować się na zawodowych ringach. I że będę się bardzo starał – zapewnia Mateusz i zaraz dodaje - No i może uda mi się na tym zawodowstwie odłożyć trochę grosza?



Kijek w rękawicy

Trener Ryszard Furdyna o Malujdzie: - Ma „ciężki” charakter. Białe u niego zawsze jest białe, a czarne to czarne. Żadnego krętactwa i kluczenia. Jest bardzo zasadniczy i ambitny. W amatorskim boksie nie było na niego pieniędzy. A zresztą w ringu to typ zawodowego pięściarza. I nie przechodzi do obozu profesjonałów za późno. Jest niezwykle pracowity. Tyrał w nocy (w dyskotece, wcześniej zaś w nocnym monopolowym), a potem o godz. 11 przedpołudniem półprzytomny ze zmęczenia zasuwał na treningu bez żadnej taryfy ulgowej. Teraz u pana Dziąski pracuje normalnie osiem godzin za dnia. W amatorstwie był najlepszy w kraju. Rekowskiego znokautował we Wrocławiu, a u niego w Poznaniu wygrał z nim na punkty. Inna sprawa, że punktowanie na maszynkach zabija ten sport. Nie zalicza się np. ciosów w tułów, czy lewą (tzw. przednią) ręką! Mateusz miał kłopoty z kostką w dłoni, gdyż przekręcał, czy przeginał rękę przy sierpie. A bił mocno. Kontuzja goniła kontuzję, ja zaś go leczyłem i leczyłem. Wreszcie udało mi się ułożyć mu do tego sierpa inaczej rękę. Zmieniliśmy płaszczyznę uderzenia. Wsadzałem mu na treningu kijek w rękawicę, przez co musiał uderzać inaczej. I nauczył się. Jestem przekonany, że sobie na zawodowstwie poradzi, a ja mu w tym pomogę – zakończył trener Furdyna.

Bartłomiej Czekański