RAHEEM JESZCZE RAZ Z VALENZUELĄ

Na początku swojej kariery Zahir Raheem (30-3, 17 KO) uważany był za wschodzącą gwiazdę ringów zawodowych i przyszłego mistrza świata. Po 25. zwycięstwach z rzędu, "Z-Man" przegrał po bardzo dyskusyjnym werdykcie z Rocky Juarezem, gdzie spora część obserwatorów widziała właśnie jego w roli triumfatora. Zahir potwierdził jednak renomę utalentowanego zawodnika czternaście miesięcy później, gdy zdominował zupełnie na dystansie dwunastu rund Erika Moralesa, który dodajmy pół roku wcześniej pokonał samego Manny'ego Pacquiao. Raheem w kolejnym występie przegrał jednak z brazylijskim królem nokautu, Acelino Freitasem, choć sędziowie w tym przypadku nie byli jednomyślni. Amerykanin pokonał dwóch mniej znanych przeciwników, by w lipcu 2008 roku doznać szokującej porażki (KO 4) z niedocenianym Ali Funeką. Ogłosił wówczas zakończenie kariery i absolutny rozbrat z boksem.

Nie wytrzmał w tym postanowieniu długo, ponieważ powrócił do rywalizacji pod koniec kwietnia, ale już nie w limicie wagi lekkiej, a w półśredniej. Do tego zaprezentował się bardzo przeciętnie na tle słabego Roberto Valenzueli (53-53-2, 43 KO). Co prawda wygrał każdą z sześciu rund, lecz nie zdołał zrobić mu większej krzywdy.

Cztery miesiące później, już w najbliższy piątek, 27 sierpnia, dojdzie do ich rewanżu. Pojedynek znów odbędzie się na dystansie sześciu rund, jednak tym razem Raheem ma z kilogramową tolerancją powalczyć w kategorii lekkiej. Zobaczymy czy uda mu się dotrzymać ustaleń oraz czy da radę zaistnieć jeszcze raz w świecie boksu, bo przecież na początku listopada skończy już 34 lata.

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.