WEHIKUŁ CZASU: BITWA O PORTORYKO

Na niewielkiej środkowoamerykańskiej wyspie mieści się niespełna czteromilionowe Portoryko, które dało bokserskiemu światu dziesiątki znakomitych zawodników. Wśród wielu utalentowanych pięściarzy w ostatnich latach najbardziej wyróżniali się dwaj mistrzowie trzech kategorii wagowych - Felix "Tito" Trinidad (42-3, 35 KO) i Miguel Angel Cotto (35-2, 28 KO). Do ich pojedynku na szczęście nigdy nie doszło, dzięki czemu nie dowiemy się, który z nich był lepszy. Możemy się jednak zastanowić jak wyglądałaby ich walka, gdyby spotkali się, będąc u szczytu formy.

Zagorzałym kibicom boksu nie trzeba przybliżać sylwetki Trinidada. Dość powiedzieć, że urodził się 10 stycznia 1973 roku i treningi bokserskie rozpoczął w wieku 12 lat. Sukcesy, wpierw amatorskie, a poźniej zawodowe, przyszły niemal od razu i "Tito" z miejsca stał się lokalną, krajową, a w końcu światowego formatu gwiazdą. Jeśli jednak ktoś chce uważniej prześledzić życiorys Felixa, wystarczy zapoznać się z treścią poniższego odnośnika.

BIOGRAFIA FELIXA TRINIDADA >>

Miguel Cotto przyszedł na świat 29 października 1980 roku i podobnie jak "Tito" pochodzi z bokserskiej rodziny. W wieku 19. lat wyjechał na Igrzyska Olimpijskie do Sydney, lecz odpadł już w pierwszej walce. Karierę zawodową rozpoczął na początku 2001 roku. W tamtym okresie toczył pojedynki zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w Portoryko. Gdy we wrześniu 2004 stawał do walki o wakujący pas WBO w wadze junior półśredniej, miał już na koncie zwycięstwa nad Carlosem Maussą i Lovemorem N'dou. Niepokonany Kelson Pinto nie był w stanie zatrzymać "Junito" i przegrał przez techniczny nokaut w szóstej odsłonie. Cotto sześciokrotnie bronił tytułu, zwyciężając przed czasem piekielnie silnego Randalla Bailey, DeMarcusa Corleya, swego pogromcę z czasów amatorskich - Muhammada Abdullayeva, Ricardo Torresa (po kapitalnej wojnie), Gianlucę Branco i Paula Malignaggi, który jako jedyny wytrwał do ostatniego gongu.

W grudniu 2006 roku 26-letni Cotto stanął do walki o wakujący pas WBA w kategorii półśredniej. Pojedynek miał również wyłonić najlepszego pięściarza z Portoryko, bowiem rywalem Miguela był Carlos Quintana. Walka toczyła się pod dyktando "Junito" i starszy "El Indio" poddał się po piątej odsłonie. Cotto obronił tytuł stopując Oktaya Urkala i Zaba Judaha - obydwu w jedenastej rundzie. Później zmuszony był przeboksować pełen dystans z niebezpiecznym Sugar Shanem Mosleyem, lecz zdołał nieznacznie pokonać weterana u każdego z sędziów. Po tak ciężkiej przeprawie Miguel łatwo uporał się ze znanym z "Contendera" Alfonso Gomezem. W lipcu 2008 champion World Boxing Association stanął oko w oko z nieustępliwym Antonio Margarito.

Cotto rozpoczął dobrze, lecz z biegiem czasu przewagę zaczął uzyskiwać ambitny Meksykanin. Mniej więcej od ósmego starcia Margarito dążył do nokautu, coraz bardziej rozbijąjąc tracącego nadzieję Portorykańczyka. W jedenastej rundzie Miguel dwukrotnie przyklęknął. Chwilę później było już po wszystkim i "Tornado z Tijuany" po raz trzeci w karierze zdobył liczący się pas wagi półśredniej. Kontrowersje wokół wyniku pojawiły się znacznie później. W styczniu 2009 Margarito wpadł na utwardzaniu rękawic i choć zarzekał się, że nie stosował tego nigdy wcześniej, czynnik ten mógł mieć znaczący wpływ na rezultat wcześniejszego pojedynku z Cotto.

Już w pierwszej walce po powrocie "Junito" boksował o wakujacy pas WBO w limicie do 147 funtów. Michael Jennings nie był jednak wymagającym rywalem i nie wyszedł do szóstej rundy. W połowie 2009 Miguel spotkał się z Joshuą Clotteyem i na samym początku zafundował źle ustawionemu przeciwnikowi pierwsze w karierze deski. Później pojedynek się wyrównał i po dwunastu rundach Cotto wygrał niejednogłośnie na punkty, choć jego podatna na rozcięcia twarz wyglądała makabrycznie w porównaniu do niemal nietkniętego oblicza Clotteya.

14 listopada tego samego roku Miguel dostał szansę powrotu na sam szczyt. Jego przeciwnikiem był król P4P - Manny Pacquiao, którego wielu uważało za słabego fizycznie w porównaniu do Cotto. Miguel wygrał pierwsze starcie, lecz była to jedyna odsłona, którą sędziowie przypisali mu tego wieczoru. "Pacman" nie tylko potrafił umiejętnie bronić się przed ciosami Miguela, ale też bez mrugnięcia okiem przyjmował jego firmowe uderzenia na korpus. W trzeciej i czwartej rundzie Cotto lądował na deskach, a drugi nokdaun całkowicie odebrał mu wolę zwycięstwa i do samego końca "Junito" walczył już tylko o przetrwanie. Sędzia ringowy, Kenny Bayless, przerwał nierówny pojedynek niespełna minutę przed ostatnim gongiem. Choć wielu doradzało mu zakończenie kariery, Miguel postanowił podjąć ryzyko i w czerwcu bieżącego roku stanął do walki o pas WBA w wadze junior średniej. Pod okiem nowego trenera, Emanuela Stewarda, Cotto w dziewiątym starciu znokautował dzielnego Yuri Foremana, który od siódmej odsłony walczył również z kontuzją kolana. Tym samym Portorykańczyk zdobył mistrzowski pas w trzeciej kategorii wagowej.

Szczyt formy Trinidada przypadł na końcówkę lat 90-tych, gdy występował w kategorii półśredniej. Jeszcze w roku dwutysięcznym Felix efektownie rozprawił się z Fernando Vargasem, a kilka miesięcy później zdobył pas WBA w wadze średniej, nokautując Williama Joppy, ale w opinii fachowców największe sukcesy "Tito" to pokonanie "Złotego Chłopca" i króla defensywy - Pernella Whitakera. "Prime" Miguela Cotto to lata 2004-2008, kiedy pięściarz walczył w wagach 140 i 147 funtów. Nim zastanowimy się nad wynikiem konfrontacji tych dwóch znakomitych zawodników, porównajmy ich warunki fizyczne. Witryna boxrec.com podaje, że Trinidad ma 180cm wzrostu, przy 184cm (72,5") zasięgu ramion. Cotto jest od niego znacznie niższy - ma zaledwie 170cm wzrostu i taki sam zasięg (67"), co daje dużą przewagę "Tito".

Tym razem stawiamy naprzeciw siebie dwóch pięściarzy prezentujących bardzo podobne style - obydwaj są dobrze wyszkolonymi technicznie puncherami. Najmocniejszą bronią Trinidada jest lewy sierpowy, z kolei Cotto słynie z morderczych ciosów na korpus. Jak wyglądałaby więc ich walka? Przypuszczalnie w pierwszej rundzie obydwaj wymienialiby ciosy, zachowując sporą ostrożność w defensywie. Lubiący wymiany "Tito" mógłby jednak zapomnieć o obronie już w drugiej odsłonie, co niewątpliwie przypłaciłby deskami po szybkiej kombinacji ze strony Cotto. Po nokdaunie zagubiony Trinidad mógłby oddać inicjatywę w dwóch kolejnych starciach, lecz z biegiem czasu zacząłby lokować na szczęce przeciwnika kolejne lewe sierpy. W okolicach siódmego starcia na twarzy "Junito" pojawiłyby się pierwsze oznaki walki - np. rozbity prawy łuk brwiowy. Zniecierpliwiony Cotto starałby się przycisnąć przeciwnika i poszukać szansy na skończenie pojedynku przed czasem. W tym momencie wiele zależałoby od Trinidada i jego narożnika. Gdyby Felix Sr. zdołał opanować zapędy krewkiego "Tito", Felix mógłby przeczekać szarżę zdesperowanego Cotto, trzymając go na dystans długim lewym prostym. Po dziesiątej rundzie rozbity "Junito" skupiłby się wyłącznie na obronie, a lubiący atakować Trinidad zastopowałby go lub (co mniej prawdopodobne) nieco odpuścił i przypieczętował zwycięstwo akcjami z dystansu. Cofnijmy się jednak do siódmej odsłony. Gdyby "Tito" nie posłuchał głosu rozsądku i wdał sie w wymianę z niższym i chyba odrobinę szybszym przeciwnikiem, mógłby przypłacić to porażką przez nokaut, choć prawdę mówiąc zazwyczaj to on wychodził zwycięsko z pojedynków, które przemieniały się w ringową wojnę.

Jak Wy widzicie przebieg takiej walki i czyje typujecie zwycięstwo? Zapraszamy do dyskusji.

PS. W następnym odcinku powracamy do wagi ciężkiej. Dziękuję za liczne maile i czekam na dalsze propozycje. Wybór padnie na tę, która powtórzy się najwięcej razy.

Piszcie na adres leszekdudek@bokser.org

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: nuKER
Data: 06-08-2010 22:59:51 
Ciekawy opis biorąc pod uwagę papierową twarz Angela Cotto dużo zależałoby również od sędziego.
 Autor komentarza: rogal
Data: 06-08-2010 23:39:25 
Tito jest moim ulubieńcem.

Zawsze podziwiałem w nim doskonały sposób poruszania się po ringu, ależ on chodził na nogach.

A druga rzecz to cudowne kombinacje, i taka umiejętność pociągnięcia akcji, podejścia na nogach i dołożeniu paru ciosów do dobrze zaczętej akcji.

Wielki wojownik, jego walka z Vargasem to perełka bokserskiej bitwy.

A kto wygrał by powyższą walkę ?

A nie wiem, w boksie nigdy nie wiadomo, zawsze może pójść w dwie strony. Ale na papierze większe szanse miałby Tito, oczywiście ten Tito z lat '90



Fajny cykl, ja bym chętnie pogawędził o nigdy nie odbytych walkach Princa Naseema Hameda z Moralesem, albo z Mayweatherem , albo z Paquiao... (coś koło super piórkowej, albo lekkiej wagi)

pozdrawiam
 Autor komentarza: abrakadabrorr
Data: 06-08-2010 23:46:06 
Raczej na nie szczęście nie doszło...
 Autor komentarza: championn
Data: 06-08-2010 23:47:02 
ale tutaj wogole nie ma o czym dyskutowac każdy z nich ma swój czas
tak jak u nas gołota>adamek
 Autor komentarza: Dudas (Redaktor bokser.org)
Data: 06-08-2010 23:50:17 
Chyba jednak na szczęście... Kto chciałby oglądać jak past prime Tito obrywa od będącego w gazie Cotto? Albo jeszcze lepiej... Trinidad u szczytu formy masakruje zaczynającego karierę Junito. Oni nie mogli się zgrać bez szkody dla jednego.
 Autor komentarza: dominiasz
Data: 07-08-2010 01:59:12 
jesli zestawic jednego i drugie w szczycie formy, w najwiekszym gazie, to nie wiem albo Tito albo Miguel nokaltuje w 10 rundzie, jednak sercem jestem za Tito wiec stawiam jego jako zwyciezce, ale po mega mega trudnym boju.
 Autor komentarza: eLSzabeL
Data: 07-08-2010 02:19:55 
Tito by obił MIguela bez dwoch zdań
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.