KIBIC PYTAJĄCY, CZYLI CO DALEJ Z CZARNĄ PANTERĄ

Juan Carlos Gomez dopisał do swojego imponującego rekordu kolejne zwycięstwo, odniesione jednak w niezbyt imponującym stylu. Oezcan Cetinkaya nie był dla niego równorzędnym przeciwnikiem, a całą walkę można potraktować bardziej jako publiczny sparing niż poważną rywalizację. Niestety w przypadku Gomeza taka sytuacja ma miejsce nie pierwszy raz. Były mistrz najbardziej prestiżowej federacji WBC w wadze cruiser, kiedyś odprawiający większość swoich oponentów przed czasem, najwyraźniej nie może odnaleźć się w kategorii ciężkiej. Po jego kolejnej bezbarwnej walce zadaję sobie pytanie, które pojawiło się z pewnością w głowach wielu kibiców, pytanie o przyszłość Czarnej Pantery w królewskiej wadze.

Gomez wydaje się potwierdzać istnienie zjawiska, które można określić kubańskim syndromem, dotykającym szczególnie pięściarzy cięższych kategorii. Zawodnicy z „wyspy jak wulkan gorącej”, dysponujący znakomitym przygotowaniem z czasów amatorskich, często zaniedbują treningi wierząc, że nieprzeciętne umiejętności i wrodzony talent pozwolą im pokazać wyższość w ringu bez ciężkiej pracy. Wystarczy rzut oka na otłuszczone sylwetki Gomeza czy Solisa, aby przekonać się, że nie wylewają oni zbyt wiele potu w trakcie przygotowań do walki. Kubańscy pięściarze przyzwyczajeni do pobłażliwego traktowania przez komunistyczny reżim Castro, dla którego byli jedną z nielicznych wizytówek i powodów do dumy, do niedawna dominujący na ringach amatorskich, po ucieczce do wolnego świata przenoszą nawyki nie pasujące do boksu zawodowego. Są zresztą traktowani jak wielkie gwiazdy, zanim udowodnią swój potencjał w poważnej ringowej rywalizacji. Świadczy o tym casus Odlaniera Solisa, który nie pokonał jeszcze żadnego liczącego się pięściarza wagi ciężkiej, a już po zaledwie 16 stoczonych walkach przymierzany jest do pojedynku o mistrzostwo królewskiej kategorii. Nic dziwnego, że w takiej sytuacji woda sodowa może uderzyć do głowy.

Boleśnie przekonał się o tym również Gomez, który po błyskotliwym początku profesjonalnej kariery w wadze cruiser, znaczonym szybkimi nokautami i sięgnięciem w niespełna trzy lata po tytuł mistrzowski uwierzył, że najcięższa kategoria stoi przed nim otworem. Jednak jego rywalizacja w królewskiej wadze stała się pasmem nie bardzo imponujących wzlotów, na tle ogólnie bardzo przeciętnej dyspozycji, z bolesnym akcentem spektakularnej porażki przez TKO w 1 rundzie z niezbyt wymagającym Yanqui Diazem. Tamta walka sprzed sześciu lat dobitnie obnażyła konsekwencje kubańskiego syndromu, będącego połączeniem zbytniej pewności siebie z brakiem odpowiedniego treningu. Na tle skoncentrowanego Diaza Gomez wyglądał, jakby znalazł się w ringu przypadkiem i myślami był raczej na przyjęciu zamykającym bokserską galę. Wydawało się, że ta kompromitująca porażka podziała jak zimny prysznic i rzeczywiście w kolejnych latach Czarna Pantera zanotował szereg zwycięstw nad wysoko klasyfikowanymi rywalami, które zaprowadziły go przed oblicze championa wagi ciężkiej, Vitalija Kliczko. Jednak choć po wpadce z Diazem Gomez w kolejnych pojedynkach schodził z ringu jako zwycięzca, wygrywając na ogół zdecydowanie na punkty, można było zauważyć, że przenosząc się do wyższej kategorii, były mistrz WBC w cruiser stracił swój podstawowy argument w ringu – nokautujący cios. Nawet jego piorunująca broń, bezpośredni lewy prosty (Gomez jest mańkutem) oraz lewy hak na korpus nie robiły już na rywalach takiego wrażenia. Mimo tego w walce Kliczką okazał się pięściarzem, który sprawił znakomitemu Ukraińcowi najwięcej problemów, spośród wszystkich dotychczasowych pretendentów do będącego własnością Dr Żelaznej Pięści pasa WBC w wadze ciężkiej. Porażki przed czasem w dziewiątej rundzie z mistrzem tego formatu jak Vitalij Kliczko nie musiał się wstydzić zwłaszcza, że szybko powetował ją sobie efektownym zwycięstwem nad znanym polskim kibicom rodakiem Kliczki, Aleksiejem Mazikinem, którego nieco wcześniej do bilansu swoich zwycięstw dopisał Andrzej Wawrzyk. W tej walce po raz kolejny wypaliła firmowa broń Gomeza i jego rywal był kilkakrotnie liczony po ciosach na korpus, nim sędzia przerwał walkę w trzeciej rundzie.

Częstotliwość ringowych występów Gomeza w ostatnich miesiącach jest doprawdy imponująca, nie przekłada się ona jednak na poziom sportowy. Po zwycięstwie nad Mazikinem Kubańczyk odprawił z kwitkiem bardzo przeciętnego oponenta, Alexandra Kahla, którego nie potrafił znokautować, choć miał go na deskach aż czterokrotnie. Na wczorajszej gali podobnych problemów nie miał Konstantin Airich, który błyskawicznie rozprawił się ze słabym Kahlem, będącym już chyba etatową ofiarą zawodników Ahmeta Onera. Jeszcze gorzej wypadł Gomez we wspomnianej na początku walce z Cetinkayą, w której ograniczył się głównie do obijania szczelnej gardy rywala, nie podejmując w ogóle próby bardziej zdecydowanego rozstrzygnięcia pojedynku. Kolejny przeciwnik na celowniku Kubańczyka, z którym zmierzy się już za trzy tygodnie (!), to ponownie niezbyt wymagający zawodnik, o rekordzie nabitym zwycięstwami nad miernymi debiutantami. Zastanawia mnie to, jaki efekt ma przynieść taka strategia bardzo częstych walk z bardzo słabymi rywalami? Widać wyraźnie, że Gomez, mając zwycięstwo niemal w kieszeni, nie jest w stanie zmobilizować się i w takich pojedynkach nie prezentuje pełni swoich umiejętności. Jego wciąż ogromny potencjał zmusza do tego, aby nadal traktować go jako groźnego konkurenta, zaliczanego do światowej czołówki. Jednak wydaje się, że biorąc pod uwagę jego wiek oraz czas trwoniony na walki z przeciętnymi rywalami, jesteśmy świadkami schyłkowej fazy kariery kubańskiego pięściarza. Czarna Pantera stracił już pazury i zamiast jako drapieżnik agresywnie dominować, zostanie być może rzucony jeszcze raz na łup jednego z mistrzów świata lub któregoś z młodych pięściarzy, dobijających się do tronu wszechwag. Sądzę, że Gomez byłby znacznie ciekawszą opcją na kolejną walkę Tomasza Adamka, niż nieprzekonujący Michael Grant.

Na zakończenie warto zwrócić uwagę na to, że gala w Hattersheim nad Menem, której jednym z bohaterów był kubański zawodnik, rozgrywana w niewielkiej hali z bardzo skromną oprawą, pozwala we właściwym świetle ujrzeć tak często krytykowane przez polskich kibiców gale bokserskie największych grup promotorskich w naszym kraju. Oczywiście wiele można by zmienić jeszcze na lepsze, zwłaszcza w kwestii oprawy tych imprez, jednak zarówno pod względem sportowym jak i widowiskowym, gale dwóch promotorów imienników, Gmitruka i Wasilewskiego, ustępują jedynie największym galom mistrzowskim w Europie i USA, a niekiedy nawet im dorównują. Natomiast na tle porównywalnych gal „prowincjonalnych” z Europy Zachodniej, wypadają bardzo efektownie. Na polskiej gali dawno nie widziałem pięściarza pokroju Karela Zdarsy, który wyszedł do ringu w Hattersheim chyba tylko po to, aby przeturlać się w nim przez kilkadziesiąt sekund. Cudze chwalimy, swego nie doceniamy.

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: benwetz
Data: 05-06-2010 12:28:07 
Właśnie autor dobrze zauważył, że Kubańscy zawodnicy mają świetną karierę amatorską i myślą że jak przejdą na zawodostwo to każdego bez problemu rozłożą, a jednak tak się nie dzieje bo jest różnica między amatorką a zawodostwem. Czasami też wydaje mi się, że zawodnicy szybko zaczynający trenować boks młodo(np w wieku 6 lat), to dajmy na to w wieku 15 lat myślą że umią wszystko i nie przykładają się do treningów, zaczynają imprezować, pić. Problem chyba też na tym polega, że dzieciństwa prawie w ogole nie mieli ciągły rygor w domu, nie spotykanie się z kolegami, ciągły trening, według mnie żeby trenować boks trzeba dojrzeć, posyłanie dziecka w wieku 6 czy nawet 10 lat na siłe i myślenie że jak się pośle w takim wieku, to dziecko będzie mistrzem świata bankowo jest wielkim błędem. Podobnie wydaje mi się jest z zawodnikami Kubańskimi tam boks wpajany jest od młodego, świetne wyniki w amatorce wydaje się że taki zawodnik w przyszłości będzie królem danej kategorii, ale tak się nie dzieje gdy przechodzą na zawodostwo nie są może tak kontrolowani jak wcześniej, zaczynają żreć, imprezować, obijać się na treningach, myślą że doświadczenie z amatorki zaprocentuje i poskładają każego, niestety tak nie jest i tego potrafić już nie zrozumią.
 Autor komentarza: rogal
Data: 05-06-2010 12:41:47 
Witam,

Trafiasz w sedno, Tomek, miałem dokładnie takie same przemyślenia wczoraj jak włączyłem sobie jedną rundę tej walki.

Kiedyś Pantera to był postrach junior ciężkiej, wielki mistrz, w ciężkiej to prawie nikt.

Niesamowite jak można stracić formę.

Chętnie zobaczył bym go z naszymi ciężkimi.

A co do poziomu rywali, o którym piszesz na końcu, oj, podałbym Ci parę przykładów mega asów, co u nas walczyli, ale nie mam czasu wertować boxreca.

pozdrawiam

 Autor komentarza: saddam
Data: 05-06-2010 16:29:34 
Problemem Kubańczyków jest przede wszystkim pochodzenie z kraju, który jest gettem. W amatorstwie odnoszą sukcesy bo w swoim kraju nie mają nic innego do roboty poza treningami za przysłowiową michę ryżu dziennie. Sukces w amatorce daje szansę, że ktoś kiedyś pomoże w ucieczce z tego Alcatraz.
Jeśli wkońcu uda się zwiać to zderzenie z cywilizacją zachodu jest wielkim wstrząsem psychicznym dla takiego człowieka. Coś co do tej pory znał z czrnego rynku lub z zachodnich gazet nagle ma na wyciągnięcie ręki. I tu jest właśnie największy problem bo w HW nie ma limitu wagowego i nie trzeba przestrzegać diety. KFC, M'Ds i inne syfy stoją otworem. Kubańczycy od razu podpisują kontrakty, dostają napewno nie małą kasę i czerpią z życia garściami. Taki oto jest prawdziwy powód nagłego spadku formy najlepszych ciężkich amatorów HW.
 Autor komentarza: saddam
Data: 05-06-2010 16:33:56 
Jak na Kubie otworzą rynek i zniosą im embarga to się skończy jednocześnie era dominacji w boksie.
 Autor komentarza: jaffay
Data: 05-06-2010 19:45:21 
"Kubańscy pięściarze przyzwyczajeni do pobłażliwego traktowania przez komunistyczny reżim Castro, dla którego byli jedną z nielicznych wizytówek i powodów do dumy, do niedawna dominujący na ringach amatorskich, po ucieczce do wolnego świata przenoszą nawyki nie pasujące do boksu zawodowego."

Chyba autor nie zna do końca realiów boksu kubańskiego i ich transformacji na zawodowstwo. Oni tych nawyków nie wynoszą z amatorstwa. Kubańczycy na Kubie nie są traktowani pobłażliwie podczas przygotowań. Wręcz przeciwnie, są poddani dużemu reżimowi. Na Kubie presja wyniku jest ogromna. Wystarczy popatrzeć jak wyglądał Solis w takim reżimie - był smukły jak kot, a nie zwalisty jak nosorożec. Dopiero podczas emigracji z wyspy Kubańczycy cieszą się prawdziwą wolnością i często niestety z tymi uciechami przesadzają.
 Autor komentarza: pyra90
Data: 05-06-2010 20:01:09 
szkoda że Felix Savon ze względów politycznych nie mógł przejść na zawodostwo ,moim zdaniem zdetronizował by w latach 90 Amerykanów i Lenoxa Lewisa ,swego czasu gdy Mike Tyson zdominował wagę ciężką proponowano Savonowi walkę z nim za duże pieniądze jednak w obawie przed represjami politycznymi Savon nie zgodził się...
 Autor komentarza: Szymonides22222
Data: 05-06-2010 20:45:29 
A ja mysle ze Tyson wtedy złałam by Savonowi kariere,, Savon niemiał wogóle doswiadczenia w zawodostwie,, proponowano Savonowi taka kase bo medialnie walka sprzedała bysie rewelacyjnie ,, ale niesadze zeby Savonowi udało sie pokonac Tysona w pierwszej jego zawodowej walce
 Autor komentarza: kuba999910
Data: 05-06-2010 22:58:04 
Uciekają z Kuby do Stanów albo do Niemiec...posmkują lejsów i coca coli, zachłysują się wolnością i gdzieś mają treningi...
 Autor komentarza: Luton
Data: 06-06-2010 05:30:03 
Zgadzam sie. w komunistycznej Kubie zapewne istnieje pewna dyscyplina, więc w amarorce Kubańczycy wymiatają i jak jadą na olimpiade to mają godnie reprezentować kraj, bo inaczej obetna im wszelkie stypendia albo i gorzej skończą. Sytuacja zmienia sie, kiedy ci zawodnicy uwolnią sie z pod dyktatury, poznają "otwarty" świat, zaczną sie dziewczynki, imprezki itd a taki zawodnik zbyt pewnie zawierza swoim umiejetnościom i co tam nadwaga i tak on wie, że da rade.
A potem sie to mści.
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.