GRZEGORZ PROKSA: 'ZAWSZE JESTEM WE WŁAŚCIWYM LIMICIE'

Jarosław Drozd, Informacja własna

2010-05-08

Grzegorz Proksa (20-0, 13 KO), aktualny mistrz Unii Europejskiej (EBU-EU) wagi średniej, zaraz po przylocie do Polski, nie kryjąc zażenowania wczorajszą sytuacją, zdradził okoliczności, które sprawiły, że jego pojedynek non-title z Farai Musiyiwą (18-11-1, 11 KO), który miał się odbyć na gali w Widnes ostatecznie nie doszedł do skutku.

- Prawda jest taka, że mojemu rywalowi zabrakło odwagi, by stanąć ze mną w ringu - powiedział Grzegorz. - Nie wiem dlaczego nie stawił się też na oficjalnej ceremonii ważenia, która odbyła się w czwartek. Ja wniosłem wówczas na wagę dokładnie 160 funtów, mieszcząc się w limicie BBBofC, ustalonym w przypadku tego pojedynku na 73 kg. Nazajutrz, dosłownie 45 minut przed walką, kiedy szykowałem się wraz z Laszlo Veresem do wyjścia z szatni, przyniesiono mi wagę, która wykazała ok. 74 kg. I właśnie to, oficjalnie, zadecydowało o tym, że Musiyiwa nie wyraził zgody na naszą rywalizację.

Prawda leży jednak gdzie indziej. Proponowaliśmy w zaistniałej sytuacji rekompensatę finansowa dla rywala, oferując bardzo atrakcyjne pieniądze, ale ten nie miał - moim zdaniem - w ogóle ochoty na pojedynek ze mną.

Przy okazji dementuję wszelkie spekulacje na temat moich kłopotów z nadwagą. Jestem stuprocentowym zawodowcem i nigdy w karierze nie znalazłem się w sytuacji, w której nie wywiązałem się z wagi. Jest mi szczególnie przykro, gdyż przez 12 tygodni ciężko przygotowywałem się do tego pojedynku. Jak wiadomo miał to być występ poprzedzający moją walkę o tytuł europejski. Chciałem przy tej okazji przeprosić wszystkich moich kibiców, tych którzy specjalnie wybrali się na galę i tych, którzy do późnej nocy oczekiwali na wynik pojedynku - zakończył "Super G".