ZACZĘŁO SIĘ BOKSERSKIE ODLICZANIE

Przemysław Garczarczyk, ASInfo

2010-04-21

Zaczęło się bokserskie odliczanie w Kalifornii - „Adamek proszę cię - bij się ze mną!”.

Zamiast otwartego treningu Chrisa Arreoli i Tomka Adamka w samym centrum Miasta Aniołów, tuż  przed salą Los Angeles Lakers,  były niekończące się wywiady, a ring pozostał pusty bo lało jak z cebra. „Jakby padało jeszcze mocniej, to bym mógł pokazać dziennikarzom, jak się podciągnąłem z pływania” – mówił „Góral”. Pływaniem Tomek nie musiał się wykazywać, ale cierpliwością na pewno bo w restauracji ESPN był kolejno przesłuchwanym przez siedmiu kolejnych dziennikarzy prasy, radia i telewizji.

Ring z czasów „Papy Stamma”

Zanim ekipa „Adamek Team” wybrała się  z Ontario do Los Angeles, gdzie 40 mil można jechać godzinę albo – w zależności od korków – nawet trzy  - ekipa pojechała na lekki trening. Roger Bloodworth nie chciał niczego daleko od hotelu, więc wspólnie z Joelem Julio pojechaliśmy do  Mt. Zion Gym czyli typowej małej salki południowej Kalifornii zrobionej w... przebudowanym garażu. Kiedy wszedł tam mistrz świata dwóch kategorii wagowych, dojście do ringu blokowały dwie, może 15-letnie dziewczyny uczące się boksu i kilku bardzo mało zaawansowanych amatorów, którzy dosłownie zamarli widząc znanego im boksera. Tomek wpasował się na rozciąganie gdzieś pomiędzy kilka worków treningowych i starą szafkę na ubrania, wychodząc na ring na sześciorundową walkę z cieniem. Roger śledził każdy jego, ale z uwagami poczekał do piątej rundy. „Podobało mi się to co zobaczyłem. Adamek jest świeży, nie traci na niepotrzebne ruchy energii,  liczba uderzeń na rundę jest taka jakiej chcieliśmy. Jestem spokojny” – skomentował Bloodworth.

„Czuję się dobrze, ale ring musiał być z czasów młodości Papy Stamma. Do tego taki twardy, że czułem każdy krok, tak jakbym skakał po gołych deskach” – dodał „Góral”.

„Adamek, proszę cię – bij się ze mną!”

Skakania po ringu, z powodów opisywanych we wstępie, nie było w centrum Los Angeles. Najbardziej zadowolony był z tego trener Bloodworth, który ma jasno określone podejście do promowania walki. „Ja bym tego zakazał, bo to nic nie daje. Jak trenowałem Fernando Vargasa przed walką z Felixem Trinidadem, to ojciec zakazał Felixowi wychodzić z pokoju. Trinidad pojawił się tylko na ważeniu przez pięć minut, co nie przeszkodziło mu natłuc Fernando” – mówił trener Tomka, znany z tego, że nie ma dla niego rzeczy ważniejsze niż dobro jego pięściarza.

Słuchając tego, co dziennikarzom mówił  we wtorek w Los Angeles i przez ostatni tydzień w wywiadach Chris Arreola, nie można oprzeć się wrażeniu, że „Koszmar” robi wszystko, by sprowokować Adamka nie do boksu, ale bijatyki. „Będę prosił Adamka, żeby się ze mną bił” – powiedział Arreola dziennikarzowi „Ringu” i HBO  Dougowi Fischerowi, który zripostował: „Chyba nie oczekujesz od Polaka, żeby walczył tak, jak tobie będzie wygodniej?”. Kiedy zapytałem Fischera i jednego z najlepszych pięściarskich speców w Stanach, członka Bokserskiej Galerii Sław, Johna Beyrooty, czy to jest jedyny sposób na to, by to Arreola triumfował w sobotniej walce, oboje przytaknęli bez wahania. „Jeśli Adamek będzie walczył tak jak mówi, Arreola w siódmej rundzie będzie prosił o łaskę. On był zmęczony bijąc się z wolno ruszającym się Kliczką. To prawda, że Witalij tłukł Chrisa lewym prostym i go męczył, ale Adamek może go wymęczyć jeszcze szybciej i skuteczniej zmianą pozycji. Nie wierzę w metamorfozę kogoś, kto nigdy nie miał kondycji w  kogoś, kto może biegać jutro w maratonie” – mówił Beyrooty.

W drodze powrotnej, z twarzy Bloodwortha uśmiech nie schodził ani przez chwilę. „Jutro nikomu Adamka nie pokaże, może przejedziemy  się w góry dla relaksu. W czwartek kwadrans na ważenie, w piątek i w sobotę znowu nie dam nikomu go męczyć. Odpoczywamy i odliczamy czas do walki. Zostało dokładnie 96 godzin” – mówił spoglądając na swojego, zawsze z nim obecnego „iphone’a”.

Przemek Garczarczyk z Ontario
garnekmedia.blogspot.com