Już w najbliższą sobotę, Carl Froch (26-0, 20 KO), mistrz WBC w kategorii superśredniej, w ramach turnieju Super Six zmierzy się z Duńczykiem Mikkelem Kesslerem (42-2, 32 KO). "Kobra" twierdzi, że pokonanie odwiecznego rywala - Joe Calzaghe (46-0, 32 KO) - nie uczyniłoby go wielkim. Walijczyk wycofał się z boksu na początku 2009 roku. Niedawno w mediach ponownie zrobiło się o nim głośno, głównie za sprawą afery narkotykowej.
- Najbliższe miesiące zadecydują o tym jak zostanę zapamiętany. Pokonanie Kesslera i Abrahama uczyni mnie wielkim. Zwycięstwo nad Calzaghe nie dałoby mi tak wiele. W jego rekordzie brakowało wielkich nazwisk. Jeśli mam być szczery, to pojedynek z nim byłby dobry, ale nie wielki. Ludzie zastanawiają się: "Ale kogo właściwie pokonał Calzaghe?". Bardzo dobre pytanie. Wygrał ze starzejącymi się Jonesem i Hopkinsem, ale na deski rzucił go nawet Byron Mitchell. Jestem przekonany, że znokautowałbym go w dobrym stylu. Jestem zadowolony, że mogę skupić się na walce z Mikkelem - powiedział 32-letni Brytyjczyk.