CZASEM MÓWIĘ NIEGRZECZNE RZECZY

Wojciech Czuba, Metro Sport

2009-12-12

Właściciel pasa WBA wagi ciężkiej Londyńczyk David Haye (23-1, 21 KO), udzielił ostatnio wywiadu, w którym między innymi zdradził plany na madchodzące święta, opowiedział o swojej nominacji do nagrody sportowca roku na Wyspach, sympatii do pewnej drużyny, a także o swoim ciętym języku i walce z Ruizem.

- Co robiłeś od czasu walki z Walujewem?
David Haye: Oj, byłem naprawdę zajęty. Musiałem wziąć udział w tylu różnych imprezach, akcjach charytatywnych, obiadach, programach telewizyjnych, wywiadach. Naprawdę nie spodziewałem się, że zapanuje wokół mnie tak wielkie zamieszanie, że ludzie tak się mną zainteresują. Byłem już mistrzem świata wagi lekkociężkiej, ale to nie było to samo. Odkąd stałem się mistrzem świata wagi ciężkiej ludzie patrzą na mnie w innym świetle. Każdy chce kawałek mnie, ale cieszę się z tego. Czasami nawet w nocy śnię, jak jestem zajęty. Dużym plusem tego jest poznawanie wspaniałych ludzi.

- Zostałeś nominowany do nagrody telewizji BBC na sportowca roku na Wyspach, czy byłeś zaskoczony?
DH: O tak. W ogóle tego nie oczekiwałem. Wiesz, ludzie wiedzą jakim językiem się posługuję przed moimi walkami i na pewno nie wszystkim to się podoba. Czasami po prostu mówię niegrzeczne rzeczy, ale tylko po to, by podnieść zainteresowanie walką i sprzedać więcej biletów. Wszyscy nominowani do nagrody sportowca roku, to zazwyczaj ludzie bez skazy, którzy wypowiadają się zawsze w sposób kulturalny i powściągliwy. Na szczęście większość ludzi wie, że to tylko ‘słowa’ i tak naprawdę trzeba je traktować z przymrużeniem oka.

- Niewielu pięściarzom udało się zwyciężyć w tym konkursie.
DH: Z tego co pamiętam, to tylko Joe Calzaghe wygrał tą nagrodę kilka lat temu i Ricky Hatton. I chyba tylko oni, dlatego w pełni się zgadzam, zwyciężyć będzie trudno. Na pewno boks nie jest tak popularnym sportem, jak futbol, czy tenis. Wiele moich walk było dostępnych tylko w systemie pay-per-view, dlatego nie oczekuję, że wielu zwykłych ludzi na mnie zagłosuje. Pojadę na rozdanie nagród do Sheffield z moimi kumplami i będziemy się tam po prostu dobrze bawić. Fajnie będzie też poznać największych sportowców w kraju, a jeżeli znajdę się w pierwszej trójce, będzie to dla mnie już duże osiągnięcie.

- Co planujesz na święta?
DH: Coś spokojnego. Od czasu walki z Valuevem jestem praktycznie cały czas zajęty, dlatego wezmę w końcu kilka tygodni urlopu i polecę zrelaksować się gdzieś na jakaś plażę.

- Czy wiesz już gdzie polecisz?
- Nie. Jeszcze się nie zdecydowałem i nie wybrałem jakiegoś konkretnego kraju, ale będzie to na pewno miejsce gdzie jest gorąco.

- Nadchodzący rok będzie kolejnym wielkim rokiem w twojej karierze, bowiem już na początku staniesz do obrony tytułu z Johnem Ruizem.
DH: Tak jest. Do treningów wracam w styczniu i spodziewam się, że do ringu wyjdę pod koniec marca, lub na początku kwietnia.

- Czy spodziewasz się ciężkiej przeprawy?

DH: W żadnym przypadku. To doświadczony bokser, myślę, że nasze style doskonale do siebie pasują, on walczy bardzo brzydko, ja agresywnie i widowiskowo. Do tego pojedynku wyjdę w szczytowej formie i potraktuję go, jak najbardziej serio.

- Niedługo po tym, prawdopodobnie w lecie, odbędzie się Twój pojedynek z jednym z braci Klitschko?
 
DH: Na razie nie wybiegam w przyszłość aż tak daleko. Muszę najpierw uporać się z Ruizem, a potem się zobaczy, ale przyznam się szczerze, że tego właśnie oczekuję.

- Opowiedz nam, jak zabrałeś swój pas mistrzowski na mecz Millwall, zaraz po zwycięstwie nad Rosjaninem.

DH: Obiecałem wszystkim kibicom i drużynie, że jeżeli wygram to wrócę do The Den (stadion Millwall), z pasem. Oni odwdzięczyli się wygrywając wtedy z AFC Wimbledon 4-1. To był wspaniały wieczór i radosna chwila dla wszystkich chłopców z Bermondsey.

- Jesteś teraz wielką gwiazdą, ale ciągle jesteś dumny ze swoich południowo- Londyńskich korzeni?
DH: Oczywiście. Urodziłem się w Bermondsey, tam dorastałem. Już jako młody dzieciak wszystkim mówiłem, że w przyszłości zostanę mistrzem świata wagi ciężkiej i możecie sobie wyobrazić, jak wtedy się ze mnie śmiali. To było gdy miałem 13 lat. Teraz wielu z tych ludzi pisze listy i dzwoni do mnie. Przypominają mi moje słowa i mówią, że wszyscy są ze mnie dumni.