PACQUIAO ROZWIAŁ WĄTPLIWOŚCI

Piotr Momot, Informacja własna

2009-11-15

Manny Pacquiao pokonał przez techniczny nokaut Miguela Cotto i zdobył pas mistrzowski WBO kategorii półśredniej. Filipińczyk wywalczył tym samym tytuł w piątej oficjalnej kategorii wagowej czym zrównał się z Floydem Mayweatherem juniorem. Nieoficjalnie niektórzy eksperci szermierki na pięści przyznają mu także pasy w dwóch innych przedziałach wagowych. Tytułów w siedmiu kategoriach wagowych nie wygrał jeszcze nikt w historii boksu. Filipińczyk zawodową karierę zaczynał w 1995 roku w wadze junior muszej. 14 lat później i dziewięć kategorii wagowych wyżej Pacquiao wdrapał się na sam szczyt bokserskiego świata.

Sama walka z Miguelem Cotto nie rozpoczęła się po myśli filipińskiego gwiazdora. Portorykańczyk był równie szybki co jego rywal, bił tak samo mocno, ale był zdecydowanie bardziej precyzyjny. Jego ciosy był też dużo widoczniejsze od uderzeń "Pacmana". Cotto radził sobie znakomicie z szybkością rąk oponenta i wygrał prawie trzy z pierwszych czterech starć. Prawie, bo pod koniec właśnie czwartej rundy przyjął kontrujący lewy podbródkowy, który zmienił obraz walki w jednostronną egzekucję. Portorykańczyk co prawda szybko się podniósł po zapoznaniu z matą ringu, ale jego ciało nigdy już nie wróciło do stanu z pierwszych minut pojedynku. Choć Cotto wygrał pewnie piątą rundę, to ani jego ciosy nie były już tak dokładne jak wcześniej, ani nogi nie niosły go tak jak do tej pory. Narożnik Portorykańczyka zdawał sobie sprawę, że ich pięściarz ciągle nigdy nie doszedł do siebie po uderzeniu z ostatnich sekund czwartego starcia i do końca walki nie próbował już nawet dawać mu wskazówek czysto taktycznych, a tylko zachęcał swojego zawodnika do nie poddawania się.

Pacquiao mając naprzeciw siebie statyczny cel, który przestał kontrować zyskiwał sobie coraz większą przewagę. Wydawało się, że Filipińczyk mógł skończyć ten pojedynek w każdym momencie, ale nie miał chyba serca dobić strasznie poobijanego Cotto, któremu okazywał przed walką ogromny szacunek. Od dziewiątej rundy Portorykańczyk walczył już tylko o przetrwanie, a przy każdym zejściu do narożnika jego trener pytał się czy chce, aby przerwać walkę. Ostatecznie dopiero w ostatnim, dwunastym starciu sędzia Kenny Bayless wkroczył do akcji i zdecydował, że Cotto nie przyjmie już tego wieczoru ani jednego ciosu więcej. Pacquiao udowodnił, że jego poprzednie wygrane były równie dużo warte sportowo, co ich efektowność wykonania. Filipińczyk wygrał czwartą z rzędu walkę przed czasem,ale tym razem to nie jego szybkość była najbardziej imponująca. Pacquiao pokazał, że znoszenie bólu przychodzi mu z równą łatwością, co zadawanie ciosów jego przeciwnikom. "Pacman" przyjął sporo potężnych lewych sierpowych Miguela Cotto, które sadzały na deski lub odbierały ochotę do walki niejednemu ringowemu twardzielowi. Filipińczyk inkasował te uderzenia i nawet się nie zachwiał. Ani przez moment nie dał złudzeń swojemu rywalowi, że ten może zakończyć pojedynek przed czasem. Pacquiao wyglądał fizycznie na niezniszczalnego. Każdy najmniejszy skrawek jego ciała był wyrzeźbiony do granic możliwości. Przypominał bardziej model anatomiczny mający prezentować wszystkie mięśnie znajdujące się w ludzkim ciele niż normalnego człowieka. Mogło się przy okazji wydawać, że po nabraniu takiej masy, ciosy, a także ruchy ringowe Filipińczyka stały się trochę wolniejsze niż do tej pory, ale to i tak starczyło na pokonanie Cotto i prawdopodobnie starczyłoby na zdecydowaną większość pięściarzy na świecie w jego kategoriach wagowych.

Po tak efektownym zwycięstwie logiczne nasuwa się starcie z Floydem Mayweatherem, który we wrześniu wrócił do boksu po prawie dwuletniej przerwie. Bukmacherzy z brytyjskiej firmy Williama Hilla do tej pory stawiali w tej potencjalnej walce Amerykanina w roli faworyta i to stosunkiem prawie cztery do jednego. Po wczorajszym historycznym triumfie "Pacmana" wycofali na razie zakład. Prawdopodobnie szanse Filipińczyka w ich mniemaniu trochę wzrosną, ale nikt nie może być pewny czy do takiego starcia kiedykolwiek dojdzie. Wszystko przez wieloletni spór Mayweathera z Bobem Arumem, obecnym promotorem Pacquiao i były promotorem "Pięknisia". Jednak gdy teraz interesy Amerykanina reprezentuje Richard Schaeffer z Golden Boy Promotions, szanse na doprowadzenie do tego pożądanego przez wszystkich fanów boksu starcia z pewnością wzrosną. Ciężko sobie bowiem wyobrazić, aby pojedynek z kimkolwiek innym porwał kibiców i wzbudził ogromne zainteresowanie mediów. Pacquiao zarzeka się, że nie przeniesie się do kolejnej kategorii wagowej wyżej więc pozostają potencjalne wyzwania z sąsiednich wag. W obwodzie pozostają niepokonani Joan Guzman czy Edwin Valero, ale tak naprawdę tylko pojedynek z Mayweatherem może dodać Filipińczykowi coś więcej do jego niesamowitych osiągnięć. Pozostałe pojedynki będą tylko powielaniem tego, co dotychczas już zaliczył.