SZCZERA ROZMOWA Z TOMASZEM ADAMKIEM

ASInfo, Przemek Garczarczyk

2009-11-04

Tomasz "Góral" Adamek, ciagle najlepszy pięśćiarz  świata w wadze junior ciężkiej według "Ringu" i nowa, ekscytująca wielu fachowców twarz w wadze ciężkiej podczas wywiadów jest taki sam, jak na ringu- idzie na całość. Adamek przed tygodniem wrócił z Polski po zwyciestwie przez KO w piątej rundzie nad Andrzejem Gołotą , więc namówiłem go na podsumowanie już ponad roku spędzonego nie w rodzinnych Gilowicach, ale Jersey City. Było o tym, dlaczego nigdy nie pójdzie drogą Darka Michalczewskiego, wspomnieniach o tym, jak łykał własną krew walcząc z Paulem Briggsem, czego najbardziej żałuje po jedynej w karierze z przegranej z Chadem Dawsonem, specjalnej więzi z trenerem Andrzejem Gmitrukiem, dlaczego nie walczył już w minionym roku z Władymirem Kliczką, jak wielkim rozczarowaniem było nie podpisanie kontraktu na walkę z Bernardem  Hopkinsem i jak bardzo śmieszą go deklaracje polskich pięściarzy opowiadających historie o czekających ich walkach z Góralem...

- Czy jesteś fanem pięściarstwa czy jest tylko twój zawód?
Tomasz Adamek:
Nie wiem, jak można być zawodowym bokserem i nie interesować się boksem. To dla mnie nie do pojęcia.  To jak być mechanikiem samochodowym, naprawiać "syrenki" i nie wiedzieć, że po drogach jeżdżą  "mercedesy".  Wszystko oglądam, bez wzgledu na kategorie wagowe, bo od każdego można coś się nauczyć, podpatrzeć.  Pewnie, że musisz mieć talent, bez tego się nie obejdzie, ale zawsze można się nauczyć nowych rzeczy. Nawet jak się ma 33 lata- ciągle można i trzeba się poprawiać, bo nikt nie jest idealny w tym co robi. Jak moje ulubione powiedzenie: całe życie się uczysz, a i tak  umierasz głupi.

- Masz specjalny, prawie jak ojciec z synem, związek z trenerem Andrzejem Gmitrukiem. 100-procentowe zaufanie, nigdy w ringu nie lekceważysz jego rad. Kiedyś powiedziałeś, że wychodzisz na ring sam, ale walczycie we dwójkę. To w boksie coraz rzadsze.
TA: 
Jesteśmy ze sobą 10 lat, to mój drugi ojciec.  Nie potrafię wyobrazić sobie jak można wychodzić na ring i przestac słuchać tego, co mówi trener. Jakby nie był potrzebny, to w moim narożniku wodę podawałaby mi żona Dorota, a córki zajmowałyby sie lodem i ręcznikami.  Czasami jedno czy dwa zdania Gmitruka mogą zmienić walkę, więc słucham co mówi. Tak było z Jonathonem Banksem. Chciałem go walnąć, iść na wojnę, a Andrzej kazał czekać. I miał rację.

-  Czy gdybyś miał Andrzeja Gmitruka w swoim narożniku nie byłoby porażki z Chadem Dawsonem?
TA: 
Gdybym był wtedy w pełni sił, na pewno walczyłbym inaczej. Dawson to moja największa pięściarska pomyłka. Nie dlatego, że z nim walczyłem, bo nigdy nie odmówiłem nikomu  walki i nigdy nie odmówię, ale nie powinienem wtedy wyjść na ring.  Wszystko było dobrze do ważenia, miałem formę, siłę, wiedziałem co mam robić w ringu. Po ważeniu, głodny jak wilk bo znowu robiłem wagę  poszedłem do restauracji i najadłem się owoców morza. Przez następne 12 godzin praktycznie nie wychodziłem z toalety, w nocy spałem może ze dwie godziny. Popatrzcie na moją walkę – nie poznacie mnie. Praktycznie, aż do 10 rundy nie zadaję ciosów, czekam nie wiadomo na co. Położyłem go na deski w 10 rundzie, czystą desperacją zacząłem bić więcej w dwóch ostatnich rundach, ale przeciwko tak dobremu bokserowi jak Dawson nie miałem szans. Zgubiła mnie moja pewność siebie i przekonanie, że jestem niezniszczalny. Ciągle tak myślę, ale uważam co jem (śmiech). Z drugiej strony to wyszło mi na dobre, bo jakbym z nim wygrał, to bym do dzisiejszego dnia zbijał te 5-7 kilogramów przed każdą walką, niszczył organizm i nigdy nie mógł walczyć na maksa, tak jak teraz.

- Wróćmy na chwile do twojego pierwszego występu w Ameryce. Pierwszy raz w Stanach, ponad 20,000 ludzi w "United Center" i od razu walczysz o tytuł mistrza świata WBC. Co wtedy  myślałeś?
TA:
Że to znak z nieba. Pięściarze latami czekaja na swoją szansę, a ja ją miałem trzy miesiące po podpisaniu kontraktu z  Donem Kingiem. Kilka razy przekładano jej termin, traciłem nerwy, a kiedy wreszcie już było wiadomo, że walczymy, na dwa tygodnie przed walką złamałem w sparingu nos. Sam Colonna , mój ówczesny trener chciał odwołac walkę z Briggsem, ale go ubłagałem, żeby ukryć sprawę. Wymyśliliśmy, że nie trenuje, bo mam gorączkę, a lekarzom nawet nie przyszło sprawdzać kości mojego nosa, bo kto przy zdrowych zmysłach chciałby walczyć z taką kontuzją? Nigdy wczesniej i nigdy mam nadzieję później, nie przeżyłem takiego bólu. Przez 12 rund łykałem swoją krew, cudem chyba nie zamieniłem się w wampira.   Ale mogłem nie mieć takiej drugiej szansy, nie mogłem się poddać.

- Walka natychmiast dostała prawie kultowy status, kandydując do pojedynku roku. Nawet pomimo tego, że nie była pokazywana przez amerykańska TV...
TA:
Historia mojego życia- świetne walki, niewielu je widzi. Ale to już przeszłość.

- W 2005 roku walczyłeś o tytuł w wadze półciężkiej, cztery lata później nokautujesz w piątej rundzie Andrzeja Gołotę, czterokrotnego pretendenta do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej. Możesz w to uwierzyć?
TA:
Idźmy dalej- jakby ktoś mi w 2003 roku powiedział, że będę walczył w Stanach, że zdobędę dwa tytuły w dwóch kategoriach wagowych i próbował w trzeciej, to bym go wysłał na leczenie psychiatryczne. Od razu, z miejsca.

-  Jesteś bardzo zdeterminowanym człowiekiem. Udowdniłeś to przenosząc się z całą rodziną do Stanów pomimo, że wielu znawców- czasami nie bez racji-  argumentowało, że mógłbyś spokojnie zarabiać miliony euro walcząc z mniej wymagającymi rywalami w Europie. Metoda opanowana do perfekcji  przez innego polskiego mistrza świata w półciężkiej, Dariusza  Michalczewskiego.
TA:
Nie polskiego, tylko niemieckiego mistrza świata Dariusza Michalczewskiego. Grali niemiecki czy polski hymn jak walczył? Stał się Niemcem, traktowali go jak swojego, wiec go ochraniali i dali mu zarobić. Oddał dwa ważniejsze tytuły po walce z Hillem, IBF i WBA, by zachować ten bezpieczny WBO, nie wymagający obrony tytułu w Stanach. To nie dla mnie. Ja rozumiem, że miał trudniej, trzeba było zarabiać na rodzinę, ale taka kariera to nie dla mnie. Kibice i ja sam sobie bym tego nigdy wybaczył.  Być może mógłby zarobić  trochę więcej w Europie, choć wiele z tych wypłat to mity dla promocji i gazet, ale prawdziwą sławę i karierę można zdobyć tylko w USA. Zrozumieli to nawet bracia Kliczko przenosząc się do Los Angeles.

- Wygrałeś z najlepszymi junior ciężkimi z przeszłości – O’Neil Bellem - i  teraźniejszości jak Steve Cunningham, masz ciągle pas "Ringu". Co dalej z twoją karierą w junior ciężkiej?
TA:
Pas "Ringu" jest dla mnie bardzo ważny, miałem go w ringu walcząć z Gołotą.  Kto zostanie do walki w junior ciężkiej, będzie z kim walczyć? Bell, David Haye i inny z moich rywali, Banks, są już w ciężkiej, to samo chce zrobić w przyszłości Steve.  Mogę bronić pasa "Ringu", ale przeciwko komu? HBO czy Showtime będą mnie wolały w tamtej kategorii? Wątpię, ale nigdy nic w boksie nie wiadomo.

- Jak wielkim rozczarowaniem był dla ciebie fakt, że nie doszło do podpisania kontraktu z  Bernardem Hopkinsem?
TA: 
Po rozmowie z Richardem  Schaefferem, Kathy Duva szefowa "Main Events"  miała wszystko ustalone, ale nie było podpisu pod kontraktem Hopkinsa. Jak się Zyggi Rozalski o tym dowiedział, machnął ręką i powiedział, że Hopkins tego nigdy nie podpisze i nie ma co tracić czasu. I tak się stało. Mnie też się wydawało, że on będzie miał za dużo do stracenia wychodząc ze mna na ring. 45 lat, sława, pieniądze, legenda boksu  - po co mu walka z mocno bijącym, 200-funtowym Polakiem? Tylko potwierdził to fakt, że z Roy’em Jonesem jr. będzie walczył w sztucznym limicie do 180 funtów, na co ja bym się nigdy nie zgodził. Albo walczymy na serio, albo się bawimy. Może chciałby też 2-minutowych rund?

- Opowiedz o szczegółach odrzuconej propozycji walki z Władymirem Kliczką.  Na kilka minut przed lipcową konferencją zapowiadającą walkę z Bobby Gunnem w Newarku, dzwoni promotor Kliczki i pyta, czy za dwa tygodnie możesz wyjść na walkę z Władymirem.   Jak blisko byłeś powiedzenia "tak"?
TA:
Blisko- przez 10 sekund.  Jedno trzeba o mnie wiedzieć  - ja wychodzę na ring wiedząc, że wygram. Żadnego strachu, obaw.  Wychodzę bez emocji, ale żeby zniszczyć przeciwnika. Nie miałbym tego samego poczucia pewności siebie  trenując na wariata   przez tydzień przed walką z najlepszym na świecie bokserem wagi ciężkiej. Boksuje dla pieniędzy  i sławy, a  nie po to, żeby być mięsem armatnim. W lipcu nie byłem gotowy na żadnego  z Kliczków. Za rok o tej porze, może trochę wcześniej,  będę. Moja dewiza jest prosta: przychodzi promotor, a ja pytam tylko dwa słowa: "Kto nastepny?"

- Po walce z Andrzej Gołotą w trakcie bardzo udanego "Polsat Boxing Night" w Łodzi, z informacji prasowych  można odnieść wrażenie, że nogocjujesz z połową polskich bokserów na kolejną  "polską walkę stulecia"...
TA:
Śmiechu warte, zabawne informacje wyssane z palca. Nie ma mowy o żadnych "Dragonach", "Diabłach" czy innych stworach. Panowie, nie jestem i nie będę zainteresowany walkami z wami, bo ja chcę moją karierę rozwijać, a nie cofać się pięć lat, nokautując ludzi z którymi walki nic mi nie dają. Ja wiem, że chcecie przy mnie zarobić, ale ja po pierwsze nie jestem instytucją charytatywną, a po drugie walkę stulecia można było zrobić tylko z Andrzejem Gołotą. Więcej legend w Polsce nie ma. 

Rozmawiał: Przemek Garczarczyk, ASInfo