WALKI: RYBICKI - SAWCZENKO cz. 2

Przed II Mistrzostwami Świata w boksie amatorskim, które w 1978 roku miały odbyć się w Belgradzie, pewne było jedno- waga lekkośrednia należała do dwóch zawodników. Wszyscy zadawali sobie pytanie, czy dwaj wielcy: Jerzy Rybicki i Wiktor Sawczenko znów spotkają się w półfinale? Niestety, po raz kolejny los nie dał obu zawodnikom możliwości skrzyżowania rękawic w pojedynku o złoto. Przebieg turnieju był dla obu niemal analogiczny do dwóch poprzednich. Rybicki w pierwszej walce wygrał na punkty ze wspomnianym wyżej Wenezuelczykiem Lemusem, 5 : 0. W drugim pojedynku, nasz zawodnik pokonał wicemistrza Europy – Markusa Intlekofera, w drugim starciu na skutek kontuzji rywala. Sawczenko w dalszym ciągu siał popłoch wśród przeciwników. W pierwszej kolejce zmagań otrzymał walkower od reprezentanta Ugandy George Kabuto natomiast w ćwierćfinale wygrał przez RSC w pierwszej rundzie z Turkiem Erolem Keloglu.

Przed walką półfinałową istniały spore obawy o formę Jerzego Rybickiego, który w Belgradzie nie prezentował się najlepiej. Co prawda wygrał dwa pojedynki, lecz niczym specjalnym nie zachwycił. Dyspozycja Sawczenki była jak zawsze wielka niewiadomą, ponieważ ten zawodnik spędził w belgradzkim ringu niecałą rundę. Niewiele dłużej walczył i w półfinale. Sądy o nienajlepszej dyspozycji Rybickiego sprawdziły się. Chwila nieuwagi, na którą w walce z Sawczenką nie można było sobie pozwolić, i mistrz olimpijski wylądował na deskach po prawym sierpowym Ukraińca. Cios był tak potężny, że nie było mowy o kontynuowaniu pojedynku. Polak stracił przytomność, którą odzyskał dopiero w szpitalu. Dwa dni później Wiktor Sawczenko został mistrzem świata pokonując w finale 3 : 2 Kubańczyka Luisa Felipe Martineza.

Jerzy Rybicki poniósł druzgocącą porażkę, po której wielu nie byłoby się w stanie pozbierać. Z uwagi na to, co osiągnął, mógł spokojnie pożegnać się z boksem. Jako mistrz olimpijski miał do tego pełne prawo. Znakomitego rywala, który teraz zadał mu tak wielką klęskę, pokonał przecież w najważniejszym dla każdego sportowca momencie – na Igrzyskach Olimpijskich. Olbrzymia i godna podziwu ambicja nie pozwoliła mu jednak tak po prostu odejść, mimo iż wciąż czyhało olbrzymie niebezpieczeństwo w postaci potężnie bijącego Ukraińca.     

Rok 1979,  Mistrzostwa Europy w Kolonii. Losowanie turnieju w kategorii lekkośredniej tradycyjnie umieściło dwóch wielkich mistrzów w tej samej połówce drabinki turniejowej, jednak tym razem do ich walki w półfinale nie doszło. Jerzy Rybicki nie był w najlepszej formie. Po wygranej w pierwszej walce przez RSC – I z reprezentantem NRD – Detlefem Kaerstnerem, w drugim pojedynku przegrał na punkty 3 : 2 ze znanym mu Markusem Intlekoferem. Niemiec pomny ciężkiego nokautu, który zafundował mu Sawczenko przed dwoma laty w Halle postanowił nie ryzykować i oddał pojedynek półfinałowy walkowerem. Ukrainiec był więc w finale. Do tej pory spędził w ringu niecałe dwie rundy (wygrane przed czasem z Duńczykiem Therkildsenem i Rumunem Girgavu) i to znalazło swoje niekorzystne odzwierciedlenie w finale. Reprezentant Związku Radzieckiego przegrał na punkty 2 : 3 z wicemistrzem świata z Belgradu w kategorii półśredniej – Jugosłowianinem Miodragiem Perunovicem.

Europejski czempionat w Kolonii dla obu pięściarzy był poniekąd nieudany. Jerzy Rybicki po raz pierwszy od 1975 roku nie przywiózł z imprezy najwyższej rangi medalu. Wiktor Sawczenko po dwóch latach dominacji utracił prymat w wadze lekkośredniej. Obaj mistrzowie nie zamierzali jednak pożegnać się z boksem, lecz nie chcieli ryzykować rozmieniania swojej sławy w tej samej kategorii wagowej i obaj zdecydowali się powędrować o cztery kilogramy wyżej, do dywizji średniej.

Najważniejsza imprezą roku 1980 były oczywiście Igrzyska XXII Olimpiady, które odbyły się w Moskwie. Turniej pięściarski, pod nieobecność Amerykanów oraz pięściarzy z innych krajów, nieco stracił na wartości, lecz nie ulega wątpliwości, że na moskiewskim ringu zaprezentowało się wielu znakomitych pięściarzy. Jednymi z gwiazd turnieju byli bez wątpienia Jerzy Rybicki i Wiktor Sawczenko.

Losowanie... Za faworytów turnieju w kategorii średniej uchodzili przede wszystkim: Mistrz Świata z Belgradu Jose Gomez (Kuba), wicemistrz globu i Mistrz Europy z Kolonii – Tarmo Uusivirta z Finlandii oraz siłą rzeczy Wiktor Sawczenko i Jerzy Rybicki. Wszyscy spośród tych zawodników, poza Gomezem, znaleźli się w jednej połówce drabinki turniejowej. Polak i Fin w pierwszej rundzie wyciągnęli wolny los, natomiast w drugiej wpadli... na siebie.

Już pierwsza walka Jerzego Rybickiego na olimpijskim ringu w Moskwie pokazała, że jest on w dobrej dyspozycji. Wygrał na skutek kontuzji przeciwnika w drugim starciu, prowadząc do tego momentu wyraźnie na punkty. W ćwierćfinale Polak pewnie uporał się z Peterem Odhiambo III (Uganda), prezentując bardzo dobry boks. Nie gorzej walczył Sawczenko, który aby awansować do półfinału musiał pokonać trzech rywali. Najpierw wygrał przez RSC w trzecim starciu z Jugosłowianinem Damirem Skaro, następnie pokonał przez RSC – H Austriaka Roberta Pfitschera, by w ćwierćfinale wygrać przez RSC – I w drugiej rundzie z Niemcem Manfredem Trautenem. Sawczenko znów ani jednego pojedynku nie przeboksował na pełnym dystansie, jednak tym razem spędził w ringu zdecydowanie więcej czasu.

Półfinał Rybicki – Sawczenko po raz czwarty. Skłaniając się ku odrobinie humoru, można w tym momencie zanucić powszechnie znaną i lubianą piosenkę zepołu Lady Pank pt. „Zawsze tam gdzie Ty”. Tym razem, jej bohaterowie na pewno nie marzyli o tym, aby wracać do siebie każdą nocą złotą, lecz obaj zachodzili w głowę jak pokonać przeciwnika.

Faworytem wydawał się być Ukrainiec. Mając w pamięci dramat z Belgradu, namawiano Rybickiego, aby nie ryzykował utraty zdrowia i oddał pojedynek walkowerem. Nasz reprezentant nawet nie chciał o tym słyszeć. Postanowił stawić czoła groźnemu rywalowi. Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą...

Spotkanie po latach (Grudziądz, 2009). Stoją od lewej: Jerzy Rybicki, Kazimierz Kiczyński i Wiktor Sawczenko.

Od początku pojedynku boksował w swoim stylu. Nie pozwolił Sawczence na powtórkę z Belgradu gdyż był zdecydowanie bardziej uważny w poczynaniach. W pierwszy starciu lekką przewagę osiągnął Ukrainiec. Druga runda należała do Polaka. W trzecim starciu nasz zawodnik utrzymywał korzystny dla siebie wynik, jednak na minutę przed ostatnim gongiem nastąpiło kolejne nieszczęście. Rybicki doznał poważnej kontuzji łuku brwiowego i walka została przerwana. Wiktor Sawczenko wygrał przez RSC – I. Finał olimpijski był tak blisko i tak pechowo się wymknął, niemal w ostatniej chwili.

Jerzy Rybicki stoczył znakomity pojedynek. Sam przyznał po latach, że była to jedna z najlepszych jego walk w całej karierze. Dzięki heroicznej postawie zyskał uznanie w oczach rywala, który po walce wraz z trenerami pogratulował mu wspaniałej postawy i przeprosił za rozbity łuk brwiowy. Polak zaimponował szczególnie odwagą. Przystąpienie do walki z Sawczenką, po tak dramatycznych przeżyciach sprzed dwóch lat, było dla Ukraińca oraz radzieckich trenerów czymś niezwykłym.

Dwa dni później, Wiktor Sawczenko, wyczerpany twardym pojedynkiem z naszym pięściarzem, przegrał w olimpijskim finale wagi średniej z Kubańczykiem Jose Gomezem 1 : 4. Werdykt, choć nie jednogłośny, wydaje się być sprawiedliwy. 21 – letni reprezentant Kuby kilka razy poważnie „wstrząsnął” starszym o 7 lat rywalem i zwyciężył zasłużenie.

Półfinałowe starcie na IO w Moskwie było ostatnim wielkim pojedynkiem pomiędzy Wiktorem Sawczenką a Jerzym Rybickim. Począwszy od 1981 roku, obaj zawodnicy nie reprezentowali swoich krajów na największych światowych imprezach, ustępując miejsca młodszym kolegom. Wówczas ani w Polsce ani tym bardziej w Związku Radzieckim utalentowanych pięściarzy nie brakowało. Wiktor Sawczenko ostatecznie zakończył karierę w 1982 roku. Rok później jego śladem poszedł Jerzy Rybicki.

Osiągnięcia obu pięściarzy są imponujące. Obaj zdobyli po dwa medale Igrzysk Olimpijskich. Obaj stawali na podium Mistrzostw Europy i Mistrzostw świata. W bezpośrednich pojedynkach na wielkich imprezach spotykali się czterokrotnie. Trzy razy wygrał Sawczenko, jeden raz Rybicki.

Po zakończeniu sportowej kariery, losy obu wspaniałych pięściarzy potoczyły się w następujący sposób. Wiktor Sawczenko w 1982 roku rozpoczął pracę w Katedrze Podnoszenia Ciężarów, Boksu i Zapasów Państwowego Instytutu Kultury Fizycznej w Dniepropietrowsku, gdzie uzyskał stopień doktora (1989 r.) a następnie doktora habilitowanego (1997 r.).  W tym samym roku, na mocy rozporządzenia ministra sportu Ukrainy został mianowany rektorem tej uczelni. W latach 1994 – 1998 pełnił mandat deputowanego do Rady Najwyższej Ukrainy. Wielokrotnie nagradzany w czasie swojej kariery sportowej jak i akademickiej, różnego rodzaju odznaczeniami. Za swoją działalność otrzymał tytuł profesora. Jerzy Rybicki jeszcze w trakcie trwania kariery zawodniczej ukończył warszawską AWF (1981 r.), a następnie został trenerem. Przez pięć lat (1984-1989) pracował w Gwardii Warszawa. W 1989 objął kadrę narodową seniorów, która prowadził przez 4 lata (pod jego wodzą Wojciech Bartnik zdobył dla Polski ostatni medal IO w boksie). Jako trener pracował również w Zniczu Pruszków i Victorii Jaworzno. Następnie pełnił funkcję oficera Biura Ochrony Rządu w stopniu majora. W listopadzie 2008 roku został wybrany na stanowisko prezesa Polskiego Związku Bokserskiego. Za swoje osiągnięcia sportowe był wielokrotnie nagradzany wysokimi odznaczeniami państwowymi. W 2003 roku otrzymał Nagrodę im. Aleksandra Rekszy.

Po zakończeniu sportowych karier Rybicki i Sawczenko kilka razy spotykali się ze sobą. Po raz ostatni w październiku 2009 roku, o czym informował portal bokser.org. Obaj zawsze podkreślali, że mimo iż w ringu byli rywalami, to poza areną zmagań szanowali się i byli w stosunku do siebie przyjaciółmi.

WALKI: RYBICKI - SAWCZENKO cz. 1 >>

Tak oto kończy się ta krótka opowieść o dwóch gigantach boksu amatorskiego końca lat 70 poprzedniego stulecia. Ich rywalizacja bez wątpienia przeszła do historii pięściarstwa w amatorskim wydaniu. Nie była być może tak porywająca jak starcia Muhammanda Alego z Joe Frazierem czy innych mistrzów pięści, lecz jednak zasługuje na to, aby o niej pamiętać. W przeciwległych narożnikach spotykali się bowiem wspaniali pięściarze, którzy dzięki wybitnej klasie zapewnili sobie doczesne miejsce wśród najwybitniejszych specjalistów bokserskiego rzemiosła.

Serdeczne podziękowania dla kolegi redaktora Jarosława Drozda za pomoc w realizacji materiału.

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.