WALKI: RYBICKI - SAWCZENKO cz. 1

Jakub Kubielas, Informacja własna

2009-11-02

Historia boksu zawodowego zna wiele takich przypadków. Choć nazwa na to nie wskazuje, to jednak tzw. "walki stulecia" zdarzają się zdecydowanie częściej niż raz na sto lat. Pojedynki najwybitniejszych mistrzów pięści danych epok zawsze wzbudzały ogromne emocje. Zainteresowanie nimi zawsze było olbrzymie, a po dziś dzień krążą o nich legendy.

Zdecydowanie mniejszą rangę miały i zawsze mieć będą "ringowe wojny" amatorów i chyba nie warto jest roztrząsać, dlaczego tak się dzieje, bo odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Nie oznacza to jednak, że w historii boksu amatorskiego nie mieliśmy do czynienia ze znakomitymi pojedynkami, pomiędzy wielce utytułowanymi pięściarzami. Historia konfrontacji wybitnych amatorów nie sprowadza się zazwyczaj do jednego pojedynku. Ten rozdział annałów boksu pisany jest większą ilością starć wielkich przeciwników, którzy spotykali się ze sobą w ringu więcej, aniżeli tylko jeden raz.

W drugiej połowie lat 70-tych poprzedniego stulecia na światowych amatorskich ringach pojawili się dwaj zawodnicy, których rywalizacja do czerwoności rozgrzewała kibiców pięściarstwa, szczególnie w Polsce.  Na największych światowych imprezach spotkali się cztery razy i każdy z tych czterech pojedynków miał swoją oddzielną historię, a wszystkie razem tworzą niezapomnianą epopeję.

Obaj opanowali sztukę pięściarską niemal do perfekcji, obaj potrafili znakomicie boksować i nie ulega wątpliwości, że obaj byli wybitnymi zawodnikami. Wydaje się, że gdyby każdy z nich nie trafił w swojej karierze na tego drugiego, to wówczas byłby jednym z najwybitniejszych amatorów wszechczasów. Niestety, a może właśnie wspaniale, że się spotkali. Tworzyli świetne pięściarskie spektakle i niemal równo podzielili między siebie tytuły w wadze lekkośredniej i średniej pomiędzy 1976 a 1980 rokiem. Jedynym niuansem, który nieco burzy wielkość ich rywalizacji jest fakt, że nigdy na wielkiej imprezie nie spotkali się w finale, czterokrotnie walcząc w półfinałach.

Wiktor Sawczenko przyszedł na świat 17 sierpnia 1952 roku we wsi Ataman, obwód chersoński (ukraińska SRR), położonej na południu dzisiejszej Ukrainy, nieopodal półwyspu krymskiego. Niespełna rok później (6 czerwca 1953) w Warszawie urodził się Jerzy Rybicki. Nieco ponad dwie dekady później obaj dżentelmeni byli już ukształtowanymi pięściarzami u progu wielkich karier.

Rok wcześniej na międzynarodowej arenie zadebiutował wielce utalentowany reprezentant Polski, dla którego pierwszym startem na poważnej imprezie był występ w I Mistrzostwach Świata w boksie amatorskim, które w 1974 roku odbyły się w Hawanie. Tam, nasz zawodnik startujący w wadze lekkośredniej dotarł do ćwierćfinału, gdzie przegrał na punkty z Anatolijem Klimanowem z ZSRR. Rok później Jerzy Rybicki i Wiktor Sawczenko wystartowali w Mistrzostwach Europy, które odbywały się w katowickim "Spodku". Nie spotkali się wówczas w ringu, ponieważ wystąpili w różnych kategoriach wagowych. Rybicki "ustąpił" miejsca w kategorii lekkośredniej Wiesławowi Rudkowskiemu (wicemistrzowi olimpijskiemu z Monachium) i zaprezentował się w wadze półśredniej (- 67 kg.). Sawczenko zastąpił w kategorii do 71 kg Anatolija Klimanowa, który przeniósł się do wagi półciężkiej (zdobył w niej złoty medal katowickich ME).

Obaj panowie zdołali wywalczyć w Katowicach po medalu. Jerzy Rybicki po porażce w półfinale z Finem Kalevi Marjamaą (1 : 4) stanął na najniższym stopniu podium. Ukrainiec dotarł aż do finału, gdzie został pokonany przez Wiesława Rudkowskiego, stosunkiem głosów 4 : 1. Złoty medal zdobyty przez Polaka był wspaniałym zwieńczeniem jego bogatej kariery. Pięściarz rodem z Łodzi, dotkliwie skrzywdzony przez sędziów w finale olimpijskim, wreszcie stanął na najwyższym stopniu podium i w spokoju mógł oddać miejsce w dywizji lekkośredniej swojemu młodszemu koledze, który zdecydowanie najlepiej czuł się właśnie w tej kategorii wagowej. Jednocześnie, widząc dobry boks w wykonaniu Sawczenki, można było spodziewać się, że o sukcesy będzie Jerzemu Rybickiemu niezwykle trudno.

Pierwszą okazją do skonfrontowania umiejętności Jerzego Rybickiego i Wiktora Sawczenki były Igrzyska Olimpijskie, których gospodarzem w 1976 roku był kanadyjski Montreal. Obaj zawodnicy, obok Kubańczyka Ronaldo Garbeya (Mistrza Świata z Hawany), należeli do najpoważniejszych kandydatów w walce o złoty medal kategorii lekkośredniej. Po losowaniu, stało się jasne, że tylko jeden z dwójki Sawczenko - Rybicki powalczy o złoto, ponieważ obaj zawodnicy znaleźli się w tej samej połówce drabinki turniejowej i mówiąc kolokwialnie "wpadali" na siebie w półfinale. W drugiej połówce, figurował właściwie "osamotniony" Kubańczyk, który teoretycznie miał zagwarantowany udział w pojedynku finałowym.

Pierwszą rundę zmagań, zarówno Sawczenko jak i Rybicki przeszli bez walki. Polak wyciągnął wolny los, natomiast reprezentant Związku Radzieckiego miał walczyć z Johnem Odhiambo z Ugandy. Do tego pojedynku nie doszło, ponieważ Uganda była jednym z tych państw afrykańskich, które postanowiły wycofać się z montrealskich Igrzysk w proteście przeciwko dopuszczeniu do udziału w rywalizacji sportowców Nowej Zelandii (Nowa Zelandia utrzymywała kontakty sportowe z nie uznawaną w ruchu olimpijskim Republiką Południowej Afryki).

Obaj pięściarze rozpoczęli turniej od fazy 1/8 finału. Sawczenko spędził w ringu nieco ponad cztery minuty, nokautując w drugiej rundzie Włocha Pierangelo Pirę. Rybicki przez pełne dziewięć minut musiał uważać, aby prowokacyjnie walczący Amerykanin Charles Walker nie zrobił mu krzywdy. Udało się, choć werdykt sędziów nie był jednogłośny. Nasz reprezentant wygrał 3 : 2. W ćwierćfinale o sile pięści Ukraińca przekonał się wicemistrz świata z Hawany Wenezuelczyk Alfredo Lemus. Sawczenko zakończył pojedynek przez nokaut w drugim starciu. Większych problemów z awansem do półfinału nie miał również i Rybicki. Polak pokonał pewnie, 5 : 0 Portorykańczyka Wilfredo Guzmana i już mógł sposobić się do walki z Sawczenką. Ringowej wojny numer jeden w tej opowieści.

Niewątpliwie był to jeden z najlepszych pojedynków w trakcie całego turnieju. Do starcia z Polakiem, Sawczenko nie przeboksował w Montrealu ani jednej walki na pełnym dystansie, tak więc wydawało się, że przewaga kondycji leży po stronie naszego zawodnika. Taktyka na zmęczenie rywala wydawała być się bardzo słuszną, mając na uwadze potężny cios, jakim dysponował Ukrainiec. Rybicki od początku pojedynku realizował te założenia, jednak nie ustrzegł się błędu. Atak bez przygotowania i błyskawiczna kontra w postaci potężnego prawego sierpowego omal nie zakończyła walki. Polak pozbierał się i chwilę później to rywal był liczony. Sawczenko poczuł się chyba zbyt pewnie, za co został skarcony mocnym prawym sierpem. Oszołominony Ukrainiec, do końca walki nie był w stanie przeciwstawić się Polakowi, który walczył znakomicie. Dodatkowo, radziecki pięściarz otrzymał ostrzeżenie. Werdykt nie był oczywisty, lecz stosunkiem głosów 3 : 2 (59:58, 59:58, 58:58 ze wskazaniem Sawczenki, 58:59, 59:57) wygrał Rybicki i awansował do olimpijskiego finału.

Ku zaskoczeniu niemal wszystkich, finałowym przeciwnikiem Jerzego Rybickiego okazał się Jugosłowianin Tadija Kacar, który niespodziewanie pokonał w półfinale faworyzowanego Rolando Garbeya. Warto zaznaczyć, że był to jedyny wewnątrzeuropejski finał turnieju pięściarskiego Igrzysk XXI Olimpiady. Oprócz Rybickiego i Kacara, do walki o złoty medal awansowało zaledwie pięciu Europejczyków. Wygrał tylko Jochen Bachfeld z NRD w wadze półśredniej, natomiast jego rodak Richard Nowakowski, Rumuni Cutov i Simon oraz pięściarz radziecki Riskijew musieli uznać wyższość rywali. Trudno się jest dziwić takiemu obrotowi spraw, ponieważ turniej ten obfitował w znakomite nazwiska. Teofilo Stevenson, Sugar Ray Leonard (pokonał w półfinale Kazimierza Szczerbę), Michael Spinks (wygrał z Ryszardem Pasiewiczem), Leon Spinks (pokonał w półfinale Janusza Gortata) czy Angel Herrera. Oto krótka lista zawodników, którym Europejczycy nie byli w stanie stawić czoła.

Żaden z wyżej wymienionych nie startował jednak w wadze lekkośredniej. Ta dywizji miała w swoich szeregach dwóch niemniej wybitnych pięściarzy. Jeden z nich, a mianowicie Jerzy Rybicki nie miał problemów z tym, aby sięgnąć po złoto. Po najcięższym pojedynku w całym turnieju, czekał go... najłatwiejszy. Dwudziestoletni Jugosłowianin - Tadija Kacar ani przez moment poważnie nie zagroził naszemu reprezentantowi i ten, po zwycięstwie 5 : 0 zdobył złoty medal olimpijski. W hali imienia doskonałego hokeisty- Maurice’a Richarda zabrzmiał Mazurek Dąbrowskiego. Chyba nikt nie spodziewał się wówczas, że Jerzy Rybicki będzie po dziś dzień ostatnim Polakiem, który na olimpijskim ringu wysłucha naszego hymnu, no ale jest to temat na oddzielny, bardzo ciekawy materiał. Ważne jest to, że przed Jerzym Rybickim, 23-letnim pięściarzem, rysowały się wspaniałe perspektywy. Dzięki zwycięstwu w Montrealu, jako pierwszy Polak w historii otrzymał „Złote rękawice”- nagrodę dla najlepszego pięściarza danego roku w Europie. Droga do wielkiej kariery nie była jednak usłana różami, ponieważ stał na niej nie kto inny jak Wiktor Sawczenko.

Pierwszą okazję do rewanżu, Ukrainiec miał już rok później. W 1977 roku Mistrzostwa Europy w boksie amatorskim odbywały się w Halle. Losowanie turnieju w kategorii lekkośredniej znów usytuowało obu pięściarzy w tej samej połówce drabinki turniejowej. Inny zestaw jednego z półfinałów, niż Sawczenko – Rybicki byłby sporą niespodzianką by nie powiedzieć sensacją. Polak znów walczył więcej. Zarówno Gunthera Rostankowskiego z NRD jak i Czechosłowaka Miroslava Pavlova pokonał pewnie na punkty, po 5 : 0. Sawczenko w pierwszym pojedynku wygrał przed czasem z Rumunem Dideą, natomiast w ćwierćfinale otrzymał walkower od Bułgara Stefanova. Znów trudno było cokolwiek powiedzieć o przygotowaniu kondycyjnym reprezentanta Związku Radzieckiego. Pewnym było natomiast to, że Polak jest przygotowany nie gorzej niż rok wcześniej w Montrealu.

Początek walki był podobny do tej sprzed roku. Sawczenko prowadził, a Rybicki starał się konsekwentnie realizować swoją defensywną taktykę. Niestety w drugiej rudzie, na skutek jednego z ataków naszego reprezentanta, obaj pięściarze zderzyli się głowami. Zdecydowanie bardziej ucierpiał Rybicki, który doznał kontuzji łuku brwiowego i sędzia przerwał pojedynek. W tym momencie punktacja przemawiała za Sawczenką i to on awansował do finału. Nieszczęśliwy atak Polaka umożliwił Sawczence sięgnięcie po złoty medal europejskiego czempionatu, bo być może Rybicki, rozegrałby końcówkę pojedynku dokładnie tak samo jak w Montrealu i to on awansowałby do walki finałowej. Tak się jednak nie stało, a starcie finałowe właściwie nie miało historii. Sawczenko już w pierwszej rundzie znokautował Niemca z zachodu- Markusa Intlekofera i został mistrzem Europy.

Ogólnie rzecz biorąc, występ reprezentacji Polski w Halle był bardzo udany poza jednym szczegółem- porażką Rybickiego. Złote pasy mistrzostw Europy przywieźli do Polski Henryk Średnicki (papierowa), Leszek Błażyński (musza) oraz Bogdan Gajda (lekkopółśrednia). Na drugim stopniu podium stanął Roman Godfryd (piórkowa). Trzecie miejsce Rybickiego przyjęto z lekkim rozczarowaniem. Szczęście tym razem nie stało po stronie naszego zawodnika.,

CIĄG DALSZY NASTĄPI...