KOSTECKI: NIE BOJĘ SIĘ NIKOGO

Łukasz Furman, Informacja własna

2009-11-01

"Nie boję się nikogo." - mówi Dawid Kostecki (31-1, 21 KO) w wywiadzie udzielonym BOKSER.ORG. 

Pięściarz grupy Bullit KnockOut Promotions opowiada o swojej walce z Grzegorzem Soszyńskim oraz planach na przyszłość, zmianach jakie wprowadził w swoje życie i o marzeniach, które pchają go do jeszcze cięższych treningów. Serdecznie zapraszamy.

- Dawid, po bardzo fajnej i ciekawej walce pokonałeś Grzegorza Soszyńskiego, ale do tej szóstej rundy radził sobie on naprawdę dobrze i pojedynek był w miarę wyrównany. Myślisz, że ten cios na korpus to moment przełomowy Waszej walki?
Dawid Kostecki: Słuchaj, no możliwe. Najważniejszy jest wynik i końcowy rezultat. Nie będę rozprawiał teraz, co było przyczyną tego, że Grzesiek przegrał, bo dla mnie najważniejsze jest iż to ja wygrałem. Boksowałem na tyle, żeby starczyło na wygranie w tej walce. Najważniejsze było dla mnie pokazanie „zimnej głowy”. Przede wszystkim muszę się nauczyć konsekwencji w ringu i to mi się udawało. To było nowe doświadczenie, bo jednak duża ilość kibiców, taka presja, że to ja jestem faworytem... Widziałem jak się walka toczy, konsultowałem to cały czas z trenerem i czułem, że ją prowadzę, wygrywam i gdyby nie toczyła się po mojej myśli i czułbym, iż jakieś tam rundy mi uciekają, to podkręciłbym tempo i zacząłbym boksować troszeczkę inaczej.  Byłem dobrze przygotowany i miałem na tyle kondycji, by móc podkręcić tempo jeszcze bardziej. Po dziesięciu rundach nie byłem zmęczony, także to jest dla mnie najważniejsze. Wiesz, zrobiłem to co planowałem, a przede wszystkim słucham się trenera, no i takie boksowanie starczyło mi żeby wygrać z Grześkiem. Na pewno jak będzie zawodnik, który postawi mi wyżej poprzeczkę, to jeszcze lepiej będę walczyć.  – to jest na tej zasadzie. Jestem takim pięściarzem, że się dostosowuję do przeciwnika i to jest też trochę taka moja „pięta achillesowa”. Dążę do tego by prezentować swój równy i wysoki poziom bez względu na to, jakiego  przeciwnika będę mieć naprzeciw siebie, czy to będzie przysłowiowy Czech, Rumun, czy zawodnik już lepszy.  Tego sobie życzę i nad tym będę pracować. Wiadomo, dużo jeszcze przede mną pracy, to nie ulega wątpliwości, ale dla mnie najważniejsze jest to, że się rozwijam i robię postępy. Najgorsze byłoby gdybym tych postępów nie robił albo stał w miejscu. Po prostu na Grześka tyle starczyło, a najważniejszy jest fakt, iż przerobiłem to, co miałem przerobić, zachowałem zimną krew i z tego co słyszę i co mi ludzie mówią, to nawet nie przypuszczałem, że dostanę tak pochlebne recenzje. Ludzie dziękują mi za walkę, chwalą iż była to główna walka na gali i to są słowa kibiców. Coś takiego jest miło usłyszeć i przekonałem się teraz, że warto jest słuchać się trenera, warto wykonywać to, co on mówi. Przekonałem się sam na sobie i teraz będzie tylko lepiej. Będę boksować tak jak teraz, ale jeszcze chcę udoskonalać swój styl. Chcę podtrzymać to co pokazałem i jeszcze to urozmaicać, pokazać większy repertuar ciosów, częściej bić, czyli to co robię na treningach, sparingach, na tarczy. Na razie udaje mi się pewne elementy wprowadzać, nawet te nowe, które z trenerem ćwiczyliśmy teraz przed galą. Wiadomo, wszystko zależy od przeciwnika, od stylu jaki prezentuje i co pozwoli zrobić, ale jak powiedziałem już wcześniej, biorę się za boks już na poważnie i przychodzi czas na to żeby pokazać się z jak najlepszej strony oraz podnosić poprzeczkę coraz wyżej i jak w końcu zmierzę się z jakimś naprawdę dobrym zawodnikiem, wtedy zobaczymy czy stać mnie na coś większego czy nie. Bardzo w to wierzę, będę do tego dążyć, ale wszystko pokaże życie. Zobaczymy.

- Wracając do słuchania się wskazówek trenera, to pokazałeś swoją drugą twarz. Skończyłeś z szalonym boksem, pokazałeś lewy prosty, którego bardzo często brakowało u Ciebie...
DK: No tak. Powiem szczerze, że trochę się z trenerem dotarliśmy. Byłem takim pokutnikiem troszeczkę. Niby był trener, ale i tak robiłem wszystko po swojemu. Udawałem iż słucham, ale tak naprawdę się nie słuchałem i do tego się przyznaję. Teraz z trenerem przeprowadziliśmy parę takich rozmów, parę spraw mi wytłumaczył, ja wiem czego chcę, on także. Zdałem sobie sprawę, że taki styl jaki prezentowałem wcześniej na wyższym poziomie mógłby przynieść mi zgubę, dlatego trzeba się wziąć za poważny boks, na który mnie stać, bo wiadomo, sparing nie odzwierciedla walki, ale nieraz to co robię na sparingach to powiem szczerze, nie powstydziłby się żaden mistrz świata. Najważniejsze jest jednak pokazanie tego wszystkiego już w walce i to co się ma w głowie. Moim największym przeciwnikiem jest właśnie moja głowa, ale pokazałem teraz, że wszystko zależy ode mnie. Jeśli chcę, to mam taką psychikę jaką mam i nieważne jest dla mnie czy będę walczyć na największej gali w Las Vegas, czy to będzie największa gala w Polsce, na wyjeździe, potrafię się skoncentrować do każdego zawodnika tak jak do ostatniego pojedynku. Wcześniej miałem problem z utrzymaniem koncentracji przez dwanaście rund, lecz nie wynikało to z tego, że tego nie potrafiłem. Ja po prostu sam tego chyba nie chciałem. Robiłem takie błędy, których nie powinienem robić. Najważniejsze by już z tym skończyć. Wprowadziłem jak mówisz lewy prosty. Muszę go jeszcze dopracować, bo on mi naprawdę bardzo ładnie wychodzi. Biję go w każdej płaszczyźnie i trafiam można powiedzieć kiedy chcę. Tu w tej walce jeszcze mi tak fajnie nie wychodził jak na sparingach, gdzie potrafiłem nim rozbijać zawodnika i może nie jest to lewy prosty Darka Michalczewskiego, ale gdzieś tam próbuję i uczę się go. Chciałbym narzucać tym lewym taką presję, żeby rywal się gubił. Mówię, jest jeszcze sporo rzeczy jakich muszę się nauczyć, to jest taka kropla w morzu można rzec, ale jest fajnie, cały czas się rozwijam. Lewy prosty jest bardzo ważny i chcę się go cały czas uczyć by dojść do perfekcji w zadawaniu tego ciosu.

- Sam poruszyłeś temat sparingów. Przed galą w Łodzi rozmawiałem z Damianem Jonakiem, chyba Twoim najbliższym przyjacielem, jeszcze niedawno z grupy, teraz tylko ze środowiska. Damian mówił, że to co robisz na sparingach to dosłownie jest bajka, to jest coś niesamowitego. Potrafisz robić rzeczy, których inni nie potrafią. Wyprzedzasz wszystkich o tempo jak nie dwa, a potem się gdzieś blokujesz. To jest jakaś blokada psychiczna, czy jak mówiłeś kwestia rywala?
DK
: Nie odpowiem ci na to pytanie. Chciałbym szczerze odpowiedzieć, ale nie wiem do końca sam. Sparingi to nie jest walka. Możesz być mistrzem sparingów, a przychodzi pojedynek i może być jedna wielka kupa. Z moimi sparingami jest różnie, bo wszystko zależy od mojego samopoczucia. Raz mam gorszy dzień, innym razem sam siebie zaskakuję. W moim przypadku wszystko zależy od rozluźnienia, bo kiedy bawię się boksem, wszystko wychodzi mi lepiej. Nawet trener mi mówi, że mam z tego czerpać przyjemność, nie robić wszystkiego na siłę i rzeczywiście w tej ostatniej walce bawiłem się boksem. Jak trafiałem, udawało mi się coś fajnego zrobić, to uśmiechałem się sam do siebie. Wpływ na formę ma wszystko. Z tym moim rozluźnianiem też muszę uważać, bo opuszczam wówczas ręce i prowokuję, także ja to muszę jeszcze wszystko udoskonalić by przy tym wszystkim być jeszcze bezpieczny. Na sparingach można sobie pozwolić na coś takiego, kiedy ma się słabszego sparingpartnera, ponieważ są te kaski i nie jest się tak narażonym na nokaut. Wiem jaki jest boks zawodowy, a w nim jeden cios może zakończyć walkę. Tak więc wolę mieć ręce wysoko w górze, nawet jeśli mam poświęcić trochę wrodzonego luzu, który jest akurat moim atutem i stracić trochę szybkości w zamian za uważną obronę, bo ona jest chyba ważniejsza. Chcę doprowadzić do sytuacji, kiedy będę zadawać dużo więcej ciosów, będąc jednocześnie przygotowanym na obronę w każdej chwili by nie dać się zaskoczyć jakimś przypadkowym uderzeniem. Nie chcę przypadków w moim boksie. A jeśli chodzi o Damiana to jest moim przyjacielem, moim bratem, jestem z nim na dobre i na złe i zawsze już tak będzie, bez względu na to czy jest w naszej grupie czy nie. Nic tego nie zmieni. Wracając do tego co powiedział Damian, to potrafię się rozluźnić i wówczas moi sparingpartnerzy mają problem.

- Po porażce z Rachidem Kanfouah wyraźnie obniżyłeś loty. Stopniowo odbudowywałeś swoją formę, jednak tak naprawdę nie było wiadomo na co Cię stać. Nikt nie postawił Ci później twardych warunków. Miał je postawić niepokonany Brazylijczyk Da Silva, ale okazał się przysłowiowym „leszczem” i chyba ten pojedynek z Soszyńskim był takim testem dla Ciebie. Chyba najtrudniejsza walka od czasu porażki z Kanfouah i chyba zdałeś ten test.
DK: Na pewno Grzesiek był zawodnikiem najtrudniejszym, aczkolwiek ja w tej walce się naprawdę bardzo dobrze czułem, chyba z powodu takiego fajnego nastawienia psychicznego. Można powiedzieć, że bawiłem się tym boksem i naprawdę chciało mi się być w tym ringu, chciało mi się boksować. Cieszyłem się, ponieważ mogłem pokazać się z innej strony i udowodnić, że to ode mnie wszystko zależy i jeśli będę skoncentrowany i nie będę się wygłupiał, przerobię taktykę jaką sobie założyłem w ringu. W walkach gdzie jest dużo rund to wyjątkowo ważne i można tu popatrzeć na Darka Michalczewskiego. On miał pierwsze starcia wyrównane ze słabszymi rywalami nawet, a później ich po prostu przełamywał tą swoją nieustępliwością, narzucaniem tempa i konsekwencją, a ja właśnie tej konsekwencji chcę się nauczyć. Z Grześkiem chciałem właśnie konsekwentnie boksować. Nie na zasadzie, że ja prowadzę z nim wyrównany pojedynek i podpalam się – nie, ja miałem dziesięć rund na spokojne boksowanie i na to by trafić. Jeśli ktoś śledzi moje występy to widzi, że dużo biję na wątrobę. Teraz wolę nie bić za często, ale za to trafiać. Dlatego cały czas obserwuję i patrzę gdzie jest dziurka, nie chcę zadawać ciosów bezmyślnie i na „chybił-trafił” tak jak to robiłem wcześniej. Teraz zamierzam bić tak żeby trafiać, dlatego uderzam trochę rzadziej. A wracając do Grześka – to jest chłopak, który ma charakter. Troszeczkę tu było kombinacji ze strony jego obozu z tymi dwunastoma rundami, ośmioma, w końcu dziesięcioma, to już naprawdę szkoda gadać na ten temat. Najpierw była choroba, teraz wiem, że udzielał tam jakiś wywiadów i trochę mi przykro, bo podszedłem do niego po walce i powiedziałem by się nie przejmował tym co było przed, ponieważ wiadomo, show musi być. To jest boks zawodowy, czy to się komuś podoba czy nie, jakimiś prawami to wszystko się rządzi. Powiedziałem mu, że mam do niego szacunek, że jest moim kolegą i go bardzo lubię, a tutaj czytam w wywiadzie, gdzie ktoś tam nim steruje pewnie i gada mu jakieś głupoty, że on ma do mnie żal, bo mówiłem iż wcześniej walczył z samymi leszczami... Czytałem ten wywiad i mi przykro trochę było. Widziałem jakieś zdjęcie z rentgenem, gdzie pokazuje rękę złamaną i mówi, iż to była przyczyna porażki. Moim zdaniem to źle wygląda dla niego, bo jak jakiś kibic to przeczyta, to po tym co widział jak on się starał i wymachiwał tymi swoimi rączkami, a potem mówi, że to była przyczyna porażki... Aha – ponoć rękawice jakieś dostał nasze. Rękawice nie były nasze, a ja miałem takie same. Zwalił winę na Bullit, że dostał takie rękawice, a one były tak bardzo rozbite, że on sobie połamał ręce. W takim razie to jak one były tak rozbite, to powinienem chodzić z głową jak jakieś obite jabłko, powinienem mieć wszędzie ślady uderzeń. Ja bym chciał w takich rozbitych rękawicach boksować, gdzie byłoby czuć moje pięści, także to jest takie tłumaczenie troszeczkę niepotrzebne Grześka. Ja mu życzę jak najlepiej, mam nadzieję iż po tej porażce wyciągnie wnioski i z sukcesami będzie kontynuować karierę. Dalej go lubię, to sympatyczny chłopak, po prostu wydaję mi się, że ktoś nim steruje. Ale to już nie mój problem, dla mnie to już historia i temat zamknięty. Stoczyłem walkę tak jak chciałem, wygrałem i myślę już o przyszłości i o tym by nadal się rozwijać.

- Walkę z Soszyńskim rzeczywiście kontrolowałeś, natomiast Grzesiek zmusił Cię do dziesięciu rund w wysokim tempie. Zaprezentowałeś się w nich dobrze i teraz powiedz mi co dalej? Czy jesteś już gotowy na kogoś mocniejszego niż Grzesiek?
DK
: Powiem ci tak – mentalnie jestem gotowy. Nie wiem co powie trener, ponieważ teraz się naprawdę liczę z jego zdaniem. On najlepiej widzi, wie i analizuje czy ja jestem gotów już by walczyć z kimś naprawdę dobrym. Oczywiście także Andrzej Wasilewski, który wspólnie z trenerem analizują takie sprawy. Ja osobiście czuję się przygotowanym, gdyż znam siebie i wiem, że wyjdę do zawodnika z najwyższej półki i będę boksować na nie gorszym poziomie niż on, a na pewno wyjdę po to by wygrać. Potrafię dostosować się do różnych stylów i do różnych pięściarzy. Nie wiem czy mam takie możliwości, ale pokazałem, że te długie dystanse już mnie nie przerażają, choć niektórzy w to nie wierzyli. Potrafię się przygotować kondycyjnie, tylko muszę podchodzić do tego jak profesjonalista. Teraz tak do sprawy podszedłem. Nie było mnie w domu trzy tygodnie, tęskniłem za dzieciakami strasznie, ale chciałem zrobić wagę i całą resztę idealnie, bym nie miał sobie nic do zarzucenia - i tak zrobiłem. Do walki wychodziłem tak pewny zwycięstwa, że chyba nawet wychodząc do ringu z jakimiś Czechami nie czułem się tak pewny. W piątek zjadłem normalne śniadanie, obiad i ważyłem 79.6 kilograma i nawet to pokazuje jak podszedłem do tego występu. Pełna mobilizacja, pełna dieta, reżim. Dawałem z siebie dużo na treningach, może nie wszystko, gdyż chcę sobie coś zostawić na okazję, gdy przyjdzie ta najważniejsza walka w moim życiu. Czy ja jestem gotowy? Nie wiem. Osobiście czuję, że jestem, ale tak powie każdy zawodnik, który ma ambicję i coś chce osiągnąć. Nie boję się nikogo i mogę walczyć z każdym. Bokser chcący coś osiągnąć  gdyby powiedział coś innego, to znaczyłoby iż przegrał już na starcie. W głowie trzeba mieć tylko jedno – wyjść, wygrać i bardzo mocno w to wierzyć. Niektórzy zakompleksieni internauci co tylko klikają k...a na tej klawiaturce jak nie wiedzą co to jest i jak do tego trzeba podchodzić, to krytykują, że ktoś jest za pewny, nie jest skromny i na swój temat słyszałem dużo takich durnych komentarzy. A jaki k...a masz być gdy wychodzisz do ringu i chcesz wygrać? Musisz być pewny zwycięstwa i tylko z takim nastawieniem możesz coś osiągnąć. Tak więc mentalnie jestem gotowy, a gdybym kiedykolwiek nie czuł się na siłach, to pewnie bym nie wyszedł do ringu. Wychodzę tylko wtedy, gdy jestem na sto procent pewien iż mam szansę wygrać. Jeśli pytasz czy jestem gotowy na lepszych rywali niż Grzesiek, to ci mówię iż absolutnie tak i to nawet dużo lepszych.

- Jesteś bardzo wysoko w rankingach i sytuacja przedstawia się następująco: Chad Dawson wydaje się nieosiągalny dla wszystkich, nie obraź się, ale chyba także dla Ciebie, lecz pozostali mistrzowie to już nie jest ta najwyższa półka. O ile jeszcze Tavoris Cloud i Jurgen Brahmer coś tam znaczą, to champion WBA Gabriel Campillo wydaje się dość przypadkowym mistrzem. Stąd też moje pytanie – czy masz kogoś na oku? Czy jest ktoś, z kim bardzo chciałbyś stoczyć pojedynek?
DK
: Nigdy nie miałem takiego zawodnika, z którym jakoś specjalnie chciałbym boksować. Chciałbym bardzo zdobyć pas i osiągnąć sukces, oczywiście mówię o pasie jakiejś prestiżowej federacji. To marzenie każdego pięściarza, który chce cokolwiek osiągnąć i będę do tego dążyć. Wcześniej czy później dostanę taką szansę i zobaczymy wtedy, czy dam radę czy nie. Chodzi o to, że jak będę kiedyś starym dziadkiem bujającym się w fotelu to będę wiedział – spróbowałem. Nie mam jakiegoś upatrzonego przeciwnika, ale jeżeli już musiałbym kogoś wskazać, to mogę wymienić tylko jedno nazwisko, Roy Jones Jr. To jest ikona boksu zawodowego, żywa legenda i gdybym miał wybierać, to byłby to właśnie on. Naturalnie walka z Roy’em byłaby dla mnie zaszczytem, ale i tak wychodziłbym do niej żeby wygrać, to więcej niż pewne, przecież same nazwiska nie są straszne. Bernard Hopkins, tak samo – marzenie.To są tak duże nazwiska, gdzie wygrana na nimi daje ci skok w kosmos. Innych marzeń nie mam i z kim przyjdzie mi się zmierzyć, z tym zawalczę.

Rozmawiał: Łukasz Furman