GOŁOTA: LEGIA GÓRĄ, ADAMEK: MAMA GOTUJE

Przemek Garczarczyk, ASInfo, Łukasz Giersz

2009-10-18

Andrzej Gołota i Tomasz Adamek, bohaterowie zbliżającej się (24 października w Łodzi) polskiej walki stulecia, przygotowują sie do walki w ten sam sposób - wracając w dobrze sobi znane miejsca: Gołota na sali Legii na Fortach Bema i w ośrodku przygotowań olimpijskich "Start" w Wiśle, a Tomek Adamek w rodzinnych Gilowicach, we własnym dom. Dzieli ich 30 minut jazdy samochodem, ale na wspólnej kolacji raczej się nie spotkają.

 "Znam tutaj każdy zakątek. Mogę się poruszać z zamkniętymi oczyma." - mówił Andrzej Gołota, który przed wyjazdem do Wisły mieszkał w hotelu Mercure Grand na Kruczej, kilkaset metrów od domu gdzie się wychował, gdzie do dziś  mieszka jego mama i gdzie chodził do szkoły podstawowej. Na miejsce treningów też wybrał swoje stare śmiecie - bokserski ośrodek Legii na Fortach Bema, gdzie do dziś wisi zdjęcie szczupłego siedemastolatka, którego przyszłości nikt nie mógł wtedy przewidzieć. Andrzej w pierwszym dniu pobytu w Polsce nie trenował, ale już następnego dnia ranem był na Legii. "Przebiegłem jakieś 6, może 7 kilometrów."-  powiedział Andrzej, którego można rozpaznać po firmowym dresie "Piasta", firmy, która sponsorował jego pierewszą walkę w Polsce, prawie 10 lat temu z Timem Witherspoonem. Pogadał ze znajomomymi, przyjrzał się treningowi starego znajowmego, byłego mistrza Polski Adama Kozłowskiego.

Wieczorem, zaledwie dwie  godziny po tym, jak Sam Colonna, jego trener,  wylądował  na Okęciu, para ponownie była na Legii. "Dwie godziny ostrego, naprawdę ostrego treningu." - mówi Colonna. "Zaskoczył mnie. Pojechaliśmy na godzinę, byliśmy dwie. Andrzej zrobił 12 rund walki z cieniem, zadając tyle ciosów, że jakby w Łodzi zadał ich połowę mniej, to Adamek będzie miał olbrzymie kłopoty. Powiedziałem mu to. Potrzebujemy takiej ilości ciosów, bo Tomek to straszny twardziel. Nigdy nie zapomne zapachu krwi, która przesączyła cztery ręczniki, któremu wycieraliśmy jego krwawiący, pęknięty nos kiedy walczył z Paulem Briggsem. Za każdym razem, kiedy szedł do narożnika leciało z niego z pół kubka krwi Nie chodzi nawet o jej widok, bo do tego się przyzwyczaiłem, to był jej zapach. Ale Andrzej też potrafi walczyć "na zaparte". Pokazał to z Mike Mollo, kiedy bił się z jednym okiem, błagając lekarza, żeby nie zatrzymywał walki. Zapytajcie się Adamka, jak to jest jak się nie widzi ciosów, bo oko jest zamknięte."

W niedzielę Andrzej i Sam pojechali z Warszawy do Wisły, gdzie czekać na nich będzie odpowiedzialny za odnowę biologiczną Leszek Samitowski. Ekipa Gołoty ma zjawić się w  Łodzi w czwartek, na dzień przed konferencją prasową i ważeniem.

Tomek Adamek zaraz po przylocie z New Jersey zameldował się w rodzinnym domu w Gilowicach przed walką, która ma mu otworzyć drogę do wagi ciężkiej. "Jestem w  domu rodzinnym, ale jest pusto bo żona Dorota z córkami musiała zostać w Stanach."- mówi Adamek. "W kuchni zastępuje ją mama, właśnie zjadłem naprawdę po polsku: kaczkę  i rosół. Pierwsze dni były tylko 30-minutowe specery, żeby przygotować organizm, kilka rund walki z cieniem  w mojej domowej salce. Od poniedziałku, zawsze około 11 wieczorem, czyli w przewidywanej godzinie  walki z Andrzejem Gołotą, będę tarczował z Andrzejem Gmitrukiem aż do czwartku. To tylko po to, by utrzymać formę, "zakonserwować" pracę, którą wykonaliśmy w Stanach. Wiem, że Andrzej ma trenować tuż obok, w Wiśle. Widocznie też docenia zalety górskiego powietrza. W niedzielę był  u mnie ojciec Józef, zaprzyjaźniony ksiądz, zrobiliśmy taką domową mszę z udziałem najbliższej rodziny. Nie tylko sportem człowiek żyje..."

Przemek Garczarczyk, ASInfo