GENIALNY BOKSER CZY GENIALNY NUDZIARZ?

Przemek Garczarczyk, ASInfo

2009-09-22

"Byłem gotowy umrzeć na ringu. Wielu uważało, że przegram przez nokaut.  Mam  nadzieję, że cały Meksyk jest ze mnie dumny."- mówił na konferencji prasowej Juan Manuel Marquez (50-5, 37 KO).

Nie mógł złożyć słowami większego hołdu zwycięzcy pojedynku w którym walczył-Floydowi Mayweatherowi Juniorowi (40-0, 25 KO). Bo jeśli Marquez, który w punktacji "Ringu" na najlepszego pięściarza świata bez podziału na kategorie wagowe zajmował przed walką z Floyd’em drugie miejsce,  a w sobotę w punktacji sędziów (120-107, 119-108 i 118-109)  wygrywa z nim najwyżej dwie rundy i ciągle jest z siebie dumny, to co można powiedzieć o tym, który go pokonał? Że "Pretty Boy" jest genialny, jedyny w swoim rodzaju? To wszystko już Floyd Mayweather Junior słyszał. Pytanie tylko, czy jeśli wygra bokserski Superbowl z Filipińczykiem Manny Pacquiao, wartym dla każdego z pięściarzy przynajmniej po 40 milionów dolarów, to będziemy musieli wymieniać jego nazwisko  razem z takimi "nieśmertelnymi" jak Muhammad Ali czy Sugar Ray Leonard? A może tylko pisać, że jest genialnie nudny?

Sala MGM Grand w Las Vegas zaskoczyła mnie dwoma rzeczami- tym, że internet na sali przestał działać po dziesięciu minutach, gdzieś na godzinę przed walką i tym, że nie wszystkie bilety  były sprzedane. O tym, że Floyd w pojedynkę nie przyciąga tłumów wiadomo było od dawna,  ale przy takiej promocji jaką zrobiło HBO i z ramienia promotorów  Golden Boy Promotions Richard Schaeffer i Oscar De La Hoya, spodziewałem się koników oferujacych bilety za cenę trzykrotnie wyższa od nominalnej, a nie wielu pustych miejsc.  13,115 sprzedanych biletów brzmi nieźle, ale dlaczego było aż 3000 biletów, na które nie było chętnych?

Zdaniem Tomka Adamka, obserwujacego tę walkę wygodnie z domu w New Jersey, Marquez przegrał ją zanim jeszcze wyszedł an ring- bo się bał rywala. "Po pierwszej rundzie wiedziałem, że nie bedzie walki, bo Marquez bał się zaryzykować, a tak walcząc nie ma się żadnych szans z  takim geniuszem defensywy jak Mayweather."- mówi Adamek.- "Bał się zaryzykowac kombinacji, zrobić czegoś innego niż spodziewał się Matweather. I zamiast wielkiej walki zrobił się sparing. Myślałem, że z Marquez jest większy kozak." Z Adamkiem zgadzam się i... nie zgadzam. O tym, że jest Meksykanin jest kozakiem i to z najwyzszej półki nie trzeba nikogo przekonywać.  Jak się wstaje  trzy razy z desek z kimś takim jak Pacquiao i kończy walkę remisem, a tak naprawdę powinno być zwycięstwo, to braku jak to nazywają jego rodacy "cojones", nie można Juanowi zarzucić. Z "Góralem" zgadzam się, że Marquez bardzo szybko zrobił się sztywny ze strachu i  niemocy, szczególnie od momentu, kiedy dostał lewy sierp, którego- jak przyznał  na konferencji- nie zauważył. Ale to problem wielu, którzy patrzą na Mayweathera z boku, analizują jego walki, a potem wychodząc na ring przekonują się, że w rzeczywistości „Pretty Boy” jest szybszy, dokładniejszy i bardziej nieuchwytny niż mogłoby się wydawać w najczarniejszych koszmarach. Tak było w Las Vegas z Marquezem.  Oficjele z Golden Boy Promotions błagali po 11. rundzie trenerów Marqueza by poddali swojego pięściarza. Dlaczego? Przez sześć  minut w rundach 10 i 11,  Mayweather trafił Meksykanina 75 ciosami, na które ten odpowiedział tylko dziewięcioma...

Stare bokserska prawda najlepiej opisuje styl Mayweathera: "jak może wygrać walkę 9 ciosami, to dziesiątego nie zada." Było to widać szczególnie w drugiej rundzie, kiedu po nokdaunie, który otwierał Mayweatherowi drogę do nokautu,  Floyd nie potrafił dokończyć dzieła- tak jak to robią to na przykład  Pacquiao czy Miguel Cotto. "Nie mogłem go skończyć."- przyznał wyjątkowo szczery tego wieczoru Mayweather. "Chciałem, ale nie mogłem. To nie był jedna z moich lepszych walk. Mogłem walczyć lepiej, choć może nie o wiele lepiej." W dziewiątej rundzie ponownie cios Mayweathera, który powaliłby wielu innych pięściarzy, ale Marquez ustał na nogach. Kiedy  na konferencji  Mayweather znowu usłyszał, że miał dwie sznase skończyć rywala, a nie wykorzystał żadnej, zachował spokój, ale widać było, że ma już dość dziennikarskiej krytyki po zwycięstwach, które dla wszystkich innych byłyby powodem do dumy: "Ludzie mówią, że Pacquiao jest numerem 1 na świecie. Ja nie muszę siebie klasyfikować bo wiem, na co mnie stać.  Takie rankingi to tylko kwestia opinii. Byłem zawodowym bokserem przez 11 lat, z których 10 spędziłem jako mistrz  świata. Dałem sobie spokój z boksem na dwa lata, wróciłem na ring i widzieliście jak to wyglądało. Marquez jest na drugim miejscu na świecie bez podziału na kategorie:  jak go nie sklasyfikowałem, wy to zrobiliście. Nie potrzebuje waszej krytyki, sam jestem własnym krytykiem. Chcę być najlepszym, jakim mogę być."

Czy zobaczymy walkę Pacquiao - Mayweather? Obecny na walce Ross Greenburg, szef  HBO Sports twierdzi, że znajdą się na nią pieniądze, ale są tacy, którym ta walka nie bedzie pasować. Nie było przypadkiem, że na ring w Las Vegas minuty po walce wpadł Shane Mosley, wykrzykując do wyrywanego Floydowi mikrofonu wyzwania dla zwycięzcy. Pomijając fakt, że "Sugar Shane" zachował się jak bokser z  trzeciej setki rankingów, walczący o wypłatę 500 dolarów (Mayweather trafnie  nazwał to wystąpienie „atakiem desperata”), to wiadomo, że za tym "wypadem" Mosley’a stali  jego promotorzy z Golden Boy Promotions, którzy chcą zbić kasę nie przejmując się  faktem, że Mosley zrobił z siebie idiotę. Może te sterydy o których zażywanie oskarżaono Mosley’a juz 5 lat temu, jeszcze gdzieś tam krążą?  Jeśli już, to na walkę  z Mayweatherem bardziej będzie mógł zasłużyć Miguel Cotto, który nie dość, że dwa lata temu wygrał z Mosley’em, to już 14 listopada wyjdzie na ring właśnie przeciwko Filipińczykowi.

Zwycięzca, najprawdopodobniej na przełomie  marca i kwietnia 2010 roku, wyjdzie na ring przeciwko Maywetherowi. Po tym co pokazał w sobotę w MGM Grand, bez względu na rywala, to on będzie faworytem.

Przemek Garczarczyk z Las Vegas