Z TAJNIKÓW WARSZTATU FELIKSA STAMMA

Krzystof Kraśnicki, Materiał archiwalny

2009-09-11

Prawie pół wieku temu doskonały, choć zapomniany przez pięściarskie środowisko- dziś również aktywny dziennikarz sportowy i publicysta, Tadeusz Olszański przeprowadził poniższą  rozmowę* z Feliksem Stammem.

- Niech pan mi powie, panie Feliksie, czemu właściwie zawdzięcza pan sukcesy?
- Czemu? Po prostu i zwyczajnie kocham swój zawód- odpowiedział Stamm- Bez tego nigdy nie osiągnąłbym sukcesów. Chciałem być nauczyciele sportowym. Z boksem zetknąłem się przypadkowo, ale szybko zrozumiałem, iż jest to szkoła prawdy. Tylko w twardej, męskiej walce sprawdzają się charaktery. Nie zostałem dobrym bokserem, bo nie o to mi chodziło. Ale dzięki kilkunastu walkom przekonałem się, na własnej skórze zresztą, co jest potrzebne pięściarzowi podczas treningu i w czasie walki z przeciwnikiem. Próbowałem różnych programów i metod nauczania, eksperymentowałem i powoli doszedłem do własnych sposobów, Najlepszą szkołą były zawsze niepowodzenia i one, a zwłaszcza klęska polskich bokserów na olimpiadzie w 1936 roku w Berlinie, przyspieszyły powstanie koncepcji wszechstronnego boksu opartego na dobrej kondycji, wysokim wyszkoleniu technicznym i  bojowości.

- Między koncepcją  a realizacją jest jeszcze spora różnica...
- Tak, trzeba nie tylko wiedzieć, czego się chce, ale również umieć wprowadzić  to w życie. Tu o powodzeniu decydują zdolności pedagogiczne. Umiejętność poznania ludzi i przekazania im swojej wiedzy. Trener musi wymagać od zawodnika pełnego zaangażowania, ale jednocześnie powinien być przykładem i wymagać od siebie. Nie można wychowywać słowem, deklaracjami, a jedynie praktyką, osobistym przykładem. Trener zdobywa autorytet i zaufanie wtedy, gdy zajmuje się zawodnikiem nie tylko na sali, ale i poza salą, gdy służy mu radą nie tylko w ringu. Tylko taki układ stosunków daje mu  prawo-na zasadzie męskiej umowy- wymagać od zawodnika wytrwałości i odpowiedniego zachowania. Dopiero na tej podstawie można budować kolejny ważny etap wychowania boksera, świadomości celu, do którego się dąży. Trening prowadzący do uzyskania wysokiej klasy sportowej jest dziś już tak żmudny, ze nie sposób go wytrzymać, jeśli trener nie przekona zawodnika o celowości poświęceń, jeśli nie rozbudzi w nim entuzjazmu i nie ugruntuje wytrwałości...

- I dlatego jest tyle zmarnowanych talentów?
- To zjawisko intryguje cały sport! Nie ma dziedziny w której nie byłoby tak zwanych zmarnowanych talentów. W boksie jest ich szczególnie dużo. A tajemnica tkwi w tym, że każdy trener może nauczyć podstaw danego sportu, doprowadzić zawodnika do pewnej klasy. Ale trener mało wprawny nie spowoduje dalszej poprawy umiejętności zawodnika, któremu wróżono wielką karierę i który bywa naprawdę do niej predysponowany. Dzieje się tak, bo nie potrafi wydobyć z człowieka, który znajduje się pod jego opieką, wrodzonych zalet charakteru, rozwinąć jego predyspozycji fizycznych, bo brakuje mu „nosa”. Ten „nos” to po prostu zorientowanie się w zaletach danego zawodnika, w jego temperamencie, charakterze i dostosowanie szkolenia do tych indywidualnych cech. Jednym zdaniem: pozwolić rozwinąć skrzydła sportowcowi, hamując jednocześnie rozwój jego wad!”.

Jestem przekonany, iż  te słowa wielkiego trenera są dziś równie istotne, jak wtedy- wypowiedziane w rozmowie z red. Olszańskim. Oby tylko chcieli zastosować je we własnej praktyce dzisiejsi trenerzy!

Krzysztof Kraśnicki, eboks.net.pl

* Sztandar Młodych 21/22 marca 1964 r.

Feliks Stamm z jednym ze swoich podopiecznych Jerzym Kulejem