MARVIN SONSONA - NASTĘPCA BOGA?

Łukasz Dynowski, Informacja własna

2009-09-04

Pięściarska religia na Filipinach uznaje tylko jednego boga i wydaje się być niemożliwym, aby w ciągu kilku najbliższych lat ktokolwiek był w stanie wyrwać rząd dusz z dłoni Manny’ego Pacquiao. W cieniu jego tryumfów wyrosła jednak cała plejada bożków i półbogów, pragnących pójść w ślady tego jednego największego. Już nadchodzącej nocy szansę na wyjście przed szereg grupy będzie miał 19-letni Marvin Sonsona (13-0, 12 KO), który powalczy o tytuł WBO w wadze super muszej z Jose Lopezem (39-7-2, 32 KO).

Na zawodowym ringu „Marvelous” Marvin występuje od 2007 roku. Od początku wiązano z nim spore nadzieje, ale dopiero kilka miesięcy temu, pod koniec maja, nastąpiła prawdziwa eksplozja jego talentu. W najtrudniejszym dotychczas teście Filipińczyk już w drugiej rundzie kapitalnym lewym podbródkowym ciężko znokautował rutynowanego Wandee Singwanchę. Tak łatwej przeprawy nie miał z Tajlandczykiem ani Vic Darchinyan, ani Hussein Hussein, ani Daiki Kameda.

- Gdy patrzyłem na jego chude, pozbawione mięśni ciało, przypuszczałem, że tego dzieciaka czeka ciężka noc. Nie mogłem jednak uwierzyć, gdy w drugiej rundzie wrzucił wyższy bieg i zaczął odpalać kolejne bomby, w końcu nokautując rywala. [...] Bez wątpienia dzieciaka czeka świetlana przyszłość – stwierdził niedawno doświadczony sędzia ringowy Bruce McTavish, czuwający nad przebiegiem pojedynku z Singwanchą.

Jego entuzjazm podziela znany promotor Sampson Lewkowicz, który w lipcu zdecydował się podpisać kontrakt z młodym zawodnikiem, wieszcząc mu karierę porównywalną do „Pac Mana”. To właśnie Lewkowicz w 2001 roku pomógł Pacquiao wejść na rynek amerykański, kiedy największe grupy promotorskie nie były zainteresowane mało znanym wtedy Filipińczykiem z dwoma porażkami na koncie. Teraz chce na amerykańskim kontynencie oszlifować kolejny diament.

- Po ośmiu latach jestem w tej samej sytuacji. Pokazano mi Sonsoną, poleciłem go ważnym promotorom, wszyscy go odrzucili. Może Bóg działa w bardzo zagadkowy sposób. W 2001 roku mieliśmy Manny’ego Pacquaio, a w 2009 mamy Marvina Sonsoną, przyszłość filipińskiego boksu – twierdzi Lewkowicz.

Podobieństwa nie kończą się jednak na współpracy z Lewkowiczem. Tak jak „Pac Man”, Sonsona mieszka w General Santos City. Również walczy z odwrotne pozycji i również wnosi do ringu wybuchową mieszankę siły, dynamiki i świetnej pracy nóg. W jego boksie jest jednak nieco więcej spokoju, a sylwetką i sposobem prowadzenia walki przypomina bardziej innego filipińskiego mistrza, Nonito Donaire’a.

Promotorzy i opiekunowie Marvina nie mają wątpliwości, że na ich oczach rodzi się ringowy geniusz, ale nie brakuje również obaw. Czy Sonsona nie jest rzucany na głęboką wodę? Czy nie za wcześnie na starcie z człowiekiem, który zaczął karierę w czasie, kiedy Marvin nie potrafił nawet wymówić słowa ‘boks’? Wśród tych, którzy odczuwali niepokój był niedawno ceniony filipiński promotor Sammy Gello-anni. Dzisiaj wierzy, że pięściarz z General Santos zabłyszczy na tle rywala równie jasno jak wtedy, gdy nokautował Singwanchę.

Zadanie będzie jednak niezwykle trudne. Lopez wprawdzie nie należy do portorykańskich gwiazd największego kalibru, ale jest niepokonany od 2001 roku (wypunktował go wówczas Fernando Montiel). Żadnej z 48 walk nie przegrał przed czasem i mimo 37 lat na karku, wieku bardzo zaawansowanego jak na niższe kategorie wagowe, utrzymuje wysoką formę. Dowód temu dał w marcu bieżącego roku gładko pokonując w dwunastu rundach doświadczonego Tajlandczyka Pramuansaka Posuwana.

Nie dziwi zatem rezon z jakim „Carita” przystępuje do starcia z młokosem.

- Ma bardzo szybkie ręce i mocno uderza, ale nie prezentuje niczego, czego bym nie widział przez 48 walk mojej kariery.

Sonsona, dla którego będzie to debiut w kategorii super muszej, planuje utrzymywać rywala na dystans, robiąc użytek z przewagi wzrostu i długich ramion. Jednak nawet, jeżeli uda mu się uniknąć szarż Lopeza w początkowej fazie walki, pozostaje pytanie – czy wystarczy mu sił na dwanaście rund? Do tej pory nie boksował nigdy więcej niż pięciu starć i choć podczas sparingów radzi sobie na dłuższych odcinkach, w ringu, przeciwko silniejszemu fizycznie Lopezowi, mogą pojawić się problemy.

Doskonale wie o tym AJ Banal, kompan Marvina w szeregu wschodzących gwiazd filipińskiego boksu. W lipcu ubiegłego roku „Bazooka”, który wiele spotkań rozstrzygał w początkowej fazie, nadział się na bardzo twardego Rafaela Concepciona. I o ile pierwsza połowa walki wyraźnie należała do walczącego u siebie Banala, o tyle w drugiej niedoświadczonemu Filipińczykowi zwyczajnie zabrakło paliwa w baku i nieustępliwy Concepcion nie miał problemów z wykorzystaniem sytuacji, nokautując przeciwnika.

Także inny młody Filipińczyk z mistrzowskimi aspiracjami nie wykorzystał niedawno swojej szansy. W walce o mistrzostwo świata ze Stevenem Luevano, Bernabe Concepcion nie usłyszawszy gongu kończącego rundę uderzył przeciwnika i został zdyskwalifikowany.

Oni już zapłacili za błędy młodości. Wiele lat temu płacił za nie również sam Pacquiao. Czy Sonsonie uda się niepostrzeżenie czmychnąć obok kasy i przebojem wedrzeć się do pięściarskiej elity? Jeżeli tak, pytajnik postawiony w nagłówku artykułu z wolna zacznie odchodzić w zapomnienie.