McKENZIE ZWYCIĘZCĄ 'PRIZEFIGHTERA'

Łukasz Furman, britishboxing

2009-05-21

Kolejna edycja programu Prizefighter to turniej niespodzianek. Główny faworyt, ósmy w rankingu WBO Dean Francis (31-4-1, 25 KO) przegrał w półfinale przez nokaut, ale to nie koniec sensacji. Najlepszy okazał się niedoceniany Ovill McKenzie (17-9, 6 KO), który przed tą edycją przegrał trzy z czterech pojedynków, w tym już w pierwszej rundzie ze wspomnianym wyżej Francisem. Ale teraz o przebiegu samego turnieju. Jak zwykle zaproszono do udziału ośmiu bokserów, którzy w drodze losowania poznali rywali w ćwierćfinałach. Do wygrania, jak zawsze, 25 tysięcy funtów. Cały program nagrywano "na żywo" i rozgrywany w jeden dzień.

W pierwszej walce faworyzowany Francis zdeklasował Neila Simpsona (26-19-1, 11 KO). Obijał go przez trzy rundy (tyle trwa każdy pojedynek !), aż w końcu kilkanaście sekund przed końcem sędzia poddał bezbronnego Simpsona.

W drugiej odsłonie spotkało się dwóch zawodników, którzy mieli teoretycznie być najgroźniejsi dla Francisa - John Keeton (28-17, 18 KO) oraz były pretendent do tytułu WBO i WBC Bruce Scott (27-10, 18 KO). I tu zaczęło się to, na co kibice liczyli najbardziej - wojna na wyniszczenie. Obaj panowie znali się doskonalem, bo mierzyli swe siły już dwukrotnie i w obu przypadkach górą był Scott (1994 - KO 2, 2000 - KO 6). Pałający chęcią rewanżu Keeton, była ofiara Krzyśka Włodarczyka, już w pierwszej rundzie posłał rywala na deski prawym podbródkowym. Scott wrócił do gry w drugim starciu, wygrał je zdecydowanie,  a wtrzecim wojna była jeszcze bardziej zacięta. Ostatecznie sędziowie przyznali jednogłośnie zwycięstwo Keetonowi 28:27 i dwukrotnie 29:28. John cieszył się z wyniku, ale martwił zapuchniętym lewym okiem.

W trzecim pojedynku powracający po blisko dziesięciu latach na ring, były mistrz Europy i challenger do tronu IBF Terry Dunstan (20-3, 12 KO), przegrał gładko i wyraźnie z McKenziem, zaliczając w drugiej rundzie przygodę z deskami. Po ostatnim gongu na kartach sędziowskich lepszy okazał się Ovill w stosunku 29:28, 30:27 i 30:25.

W ostatnim ćwierćfinale Darren Corbett (28-5-1, 16 KO) ustawił rywalizację zaraz na początku długim prawym prostym, po którym uważany jeszcze całkiem niedawno za spory talent Micky Steeds (12-5, 3 KO) był liczony do ośmiu. Steeds najwyraźniej odczuł ten cios, bo nie doszedł już do siebie i przegrał jednogłośnie 26:29 i dwukrotnie 27:30.

W pierwszym półfinale opromieniony udanym rewanżem nad Scottem - John Keeton - sprawił jeszcze większą niespodziankę. Po klkudziesięciu rozpoznawczych sekundach trafił na punkt faworyzowanego Francisa, a ten z wielkim trudem podniósł się, gdy sędzia doliczał do ośmiu. Był jednak bardzo zamroczony i kolejny prawy Keetona skończył marzenia Deana o wygraniu turnieju. Klasyczny nokut.

W szóstej walce McKenzie znów pokazał, iż tego wieczoru trzeba się z nim liczyć. Po przegraniu pierwszej rundy, w drugiej posłał Corbetta na deski kombinacją lewy-prawy prosty. Zaraz po liczeniu doskoczył do zranionego przeciwnika i po kilku uderzeniach sędzia przerwał niechybną egzekucję. Tak więc do wielkiego finału awansowali Ovill McKenzie oraz John Keeton (patrz foto poniżej).

Pierwsze starcie wygrał szybszy Ovill, który dzięki dobrej pracy nóg skutecznie unikał walki w półdystansie. Druga runda należała już do Johna, także o wszystkim miały zadecydować ostatnie trzy minuty. Waleczny Keeton, który miał na koncie zdecydowanie trudniejsze przeprawy, nie wytrzymał w końcówce kondycyjnie i dzięki udanemu finiszowi w ostatnich sekundach McKenzie zapewnił sobie sensacyjne zwycięstwo w kolejnej odsłonie programu Prizefighter.

"To jest jeden z najwspanialszych momentów mojego życia. Jestem bardzo dumny z siebie i z tego co tu dziś dokonałem. Nikt na mnie nie liczył, ale zaskoczyłem wszystkich. Tym bardziej, że rywale byli ode mnie więksi, bo ja jestem naturalnie bokserem wagi półciężkiej. Musiałem wykorzystać fakt, iż byłem od nich szybszy i zwinniejszy. Oczywiście mimo tego sukcesu powrócę do kategorii półciężkiej, gdzie czuję się najlepiej." - powiedział zaraz po finale bogatszy o 25 tysięcy funtów McKenzie, na którego przed turniejem stawiano w zakładach 12 do 1. Tak więc kto na niego postawił, na pewno nie żałuje...