HATTON MŚCICIEL

Łukasz Furman, Informacja własna

2009-05-02

Oscar De La Hoya nigdy nie pogodził się z werdyktem sędziowskim przyznającym zwycięstwo Floyda Mayweathera nad nim samym. W ramach rewanżu "Złoty chłopiec" wysłał na "Pięknego" Ricky Hattona (45-1, 32 KO), ale i tu Mayweather wyszedł z opresji obronną ręką. Karierę Oscara zakończył Manny Pacquiao (48-3-2, 36 KO) i znów Anglik ma wystąpić za kilkanaście godzin w roli mściciela. O ile w rywalizacji z Mayweatherem Ricky poległ, to - według mojej opini - w starciu z Pac-Manem może sprawić niespodziankę.

Hatton nigdy nie lubił bić się z zawodnikami cofającymi się. Po raz pierwszy w karierze padł na matę ringu w pojedynku z twardym acz przeciętnym Eamonnem Magee. Irlandczyk przepuścił atak Hatton i skarcił go kontrą z lewej ręki.

W moim odczuciu znacznie bardziej niewygodnym dla Anglika rywalem byłby Juan Manuel Marquez, mistrz defensywy i kontry. Pacquiao nie potrafi zrobić kroku w tył, to dla niego wręcz dyshonor. Hatton to bokser dość szablonowy, którego geniuszom takim jak Marquez czy Mayweather dość łatwo oszukać. Pacquiao takim geniuszem nie jest. Filipińczyk to wybuchowa mieszanka siły, szybkości i charakteru. To samo cechuje Hattona, dlatego o wszystkim zadecydują małe szczególiki.  W moim odczuciu silniejszy jest Ricky, który w kategorii junior-półśredniej jeszcze nigdy nie przegrał. I choć jestem w zdecydowanej mniejszości, dziś postawię na Anglika...