PROKSA: 'WEZMĘ JESZCZE CO MI SIĘ NALEŻY'

Piotr Momot, Informacja własna

2009-04-03

Grzegorz Proksa (17-0, 10 KO) od kilku lat uznawany jest za jednego z najbardziej utalentowanych polskich bokserów. Początki kariery wskazywały, że jego droga na szczyt może być bardzo szybka, jednak ostatnie miesiące były dla pięściarza sporym rozczarowaniem. Niedawno "Super G" miał dość boksu i nie chciał w ogóle o nim rozmawiać. Dzisiaj patrzy w przyszłość już z większym optymizmem.

Piotr Momot: Na początek Twoja ostatnia walka. Jesteś w 100% zadowolony z tego co pokazałeś na ringu? Zmieniłbyś coś ? Oprócz rywala...

Grzegorz Proksa: Pytanie czy ktokolwiek mógłby cokolwiek zmienić walcząc z Noblem tego dnia. Nie dało się inaczej boksować po prostu. Tym bardziej czuję się zawiedziony tą walką bo przygotowania były optymistyczne do pokazania ciekawej formy tego dnia. Niestety Lee kompletnie nie podjął walki. Może nie do końca szkoda przygotowań, bo one nie poszły na marne, ale szkoda mi było moich kibiców, którzy zamiast walki zobaczyli przybory – bo tak to trzeba nazwać. Przed Jones'em była nerwówka biorąca się z tego, że na tydzień przed walką dostałem specjalny zastrzyk w dłoń i nie wiedzieliśmy jak się zachowa ręka. Stąd moje zadowolenie po walce. Teraz  było inaczej, byłem pewny mocy. Od razu trzeba dodać, że świetną robotę zrobił Jumbo (cutman Ian Jhonson) bandażując mi dłonie zarówno przedtem jak i teraz.

PM: Wracając jeszcze do Twojego ostatniego rywala. Znowu na kilka dni przed walką mieliśmy serię bokserów, którzy najpierw zgadzali się, a potem odmówili wyjścia z Tobą do ringu. Z tego co się mówi, Twój agent oferuje rywalom całkiem niezłe pieniądze jak na tego typu walki, a taka sytuacja zdarza się nie pierwszy raz. Jak myślisz jaka jest tego przyczyna ? Najpierw się zgadzają, a potem oglądają jakieś Twoje walki na youtube i się wycofują ? Zawsze też jak jeździsz na sparingi na wyspy, to słyszymy, że dobrze sobie radzisz. Takie sparingi na pewno obserwują managerowie, matchmakerzy i przekazują sobie wiadomości. Może ktoś Ci robi „krecią” robotę ?

GP: Na dzień dzisiejszy pracuje na szacunek w gronie zawodowców. Moja praca jest uczciwa i pełna poświęceń. Uwielbiam wyjeżdżać na sparingi do Anglii bo tam wychodząc do ringu na sparing czujesz jakbyś wchodził na pole bitwy. Nikt nie odpuszcza, nikt nie robi uników, jest walka i każdy chce się sprawdzić. Tym bardziej z niepokonanym zawodnikiem. Póki co zapracowałem sobie w Anglii na taki szacunek, bo jeździłem po różnych gymach sparując z wieloma zawodnikami i wieść naturalnie, co jest oczywistą sprawą, się rozeszła. Mój agent ma tam dobre kontakty z telewizjami, a ja mam aspiracje, żeby boksować z najlepszymi na Wyspach i jestem na to gotów. Mówiąc boksować nie mam na myśli przeboksować tylko zwyciężać. Co do gaż, to rzeczywiście tam się nie walczy za kilkaset euro, każdy zna swoją wartość i wygląda to inaczej niż w Polsce. Wciąż wierzę, że mój czas nadejdzie….

PM: Jakie masz teraz plany na przyszłość. Mówi się, że zejdziesz na stałe do kategorii junior średniej, słychać też głosy o możliwości powalczenia o EBU z Jamiem Moorem. Są już jakieś wstępne ustalenia w tej sprawie ? I czy na decyzję zejścia niżej miało wpływ, to że stwierdziłeś iż Twoje warunki fizyczne są zbyt skromne na średnią czy to po prostu kwestia możliwości, które teraz się otworzyły w tej dywizji do 154 funtów ?

GP: Nie uważam, że mam skromne warunki fizyczne jak na wagę średnią. Uważam, że jest ona optymalna i czuję się w niej świetnie. Przy wzroście 177 cm nie  należę z pewnością do najniższych. Siłowo również uważam się za mocnego i dalej nad tym pracuje by się doskonalić. Moje zejście było spowodowane propozycją dobrej walki.  Złożyliśmy ofertę Moore'owi i jego menedżerowi, ale odmówili mimo tego, że zgodziliśmy się na minimalne wynagrodzenie.  Oferowaliśmy, że chcemy za tę walkę dwa razy mniej niż teraz weźmie Dzuman.  Wierzę dalej w zapewnienia Krzysztofa, że nie odpuszczamy tego tematu i jeszcze w tym roku doprowadzimy do tej walki. Dzięki temu mam cel.

PM: Poprzedni rok zaczynałeś z Laszlo Veresem, potem pracowałeś z Andrzejem Gmitrukiem, a kończyłeś już chyba bez oficjalnego trenera. Z kim teraz ćwiczysz i czy jest to trener na stałe czy poszukujesz jakiegoś nowego szkoleniowca ?

GP:  Stale jestem w kontakcie z Laszlo. Mam do jego osoby ogromny szacunek i można powiedzieć, że nauczył mnie najwięcej ze wszystkich trenerów z którymi współpracowałem. Na dzień dzisiejszy trenuje sam, z pomocą Jacka Dąbrowskiego. Jak tylko Andrzej nie jest zależny od Tomka to również mi pomaga, natomiast już na stałe korzystam z wiedzy i umiejętności Pawła Gassera, który odpowiada z przygotowanie kondycyjne. Znakomicie mi się z nim jak i Jackiem współpracuje.

PM: Co dała Ci boksersko współpraca z Andrzejem Gmitrukiem ? Twój boks stał się bardziej dojrzały ? Co się zmieniło w Twoim stylu boksowania ?

GP: Oprócz prestiżu wydaje mi się, że niewiele. Nie mieliśmy czasu popracować na tyle, żeby się zespolić – przynajmniej ja mam takie odczucia. Oczywiście to świetny fachowiec, bez dwóch zdań, ale nie wydaje mi się, żeby w naszej współpracy oddał coś więcej niż wiedzę, a ja potrzebuje kogoś komu muszę zaufać kompletnie w narożniku. Kogoś kto wychodzi ze mną by być ze mną, a nie tylko obok mnie. Tak jak wspomniałem, mieliśmy zbyt mało czasu, żeby solidnie popracować a w tamtym roku tylko się poznawaliśmy. Andrzej Gmitruk zarabia pieniądze przy Tomku, których ja na dzisiaj nie jestem w stanie mu zagwarantować. To oczywiste.

PM: Chciałbym jeszcze wrócić do wywiadu jakiego udzieliłeś mi w grudniu. Pamiętam jak rozmawialiśmy we wrześniu, to tryskałeś optymizmem. W grudniu Twoje chęci gdzieś zgasły, gazety sugerowały nawet możliwe zakończenie kariery. Czy możesz wyjawić, choćby ogólnikowo co wprowadziło Cię właśnie w taki nastrój ? Myślę, że interesuje to bardzo zwłaszcza Twoje liczne grono kibiców.

GP:  Ta sprawa jest już za nami więc nie będziemy do niej wracać, choć problem nie zniknął. Staram się sam z niego wybrnąć. Być może kiedyś coś więcej powiem na ten temat, ale teraz nie ma co energii na to marnować. Kibiców mam mało, ale za to naprawdę wspaniałych i wcale nie szukam nowych. Nie potrzebuję i nie chcę rozgłosu. Powiesz, że się nie da się osiągnąć bez tego sukcesu? A ja wierzę, że da i wezmę to co mi się należy, bez robienia z siebie debila.

PM: Jutro Albert Sosnowski walczy z Francesco Pianetą. Często bywasz w stacjach telewizyjncyh jako ekspert, komentujesz też walki. Jaki przewidujesz wynik tego pojedynku ?

GP: Do wczoraj byłem przekonany, że Albert wygra. Nawet postawiłem parę funtów na Alberta, choć nie bawię się w hazard. Wczoraj przytrafiła się przykra sprawa, zobaczymy na ile Albert się pozbiera. Mnie nie wypada o tym mówić jeśli Albert sam się nie wypowiedział. Trzymam jednak kciuki za Alberta. W końcu nic nie przychodzi łatwo i czasem trzeba walczyć nie tylko z przeciwnikiem. Nie mniej jednak wierzę w zwycięstwo Alberta i z pewnością będziemy kibicować w szerszym gronie…

PM: Dzięki za rozmowę i wyczerpujące odpowiedzi.
GP: Również dziękuję. Pozdrawiam przy okazji wszystkich moich kibiców, a także dziękuję za wsparcie sponsorom - Bankowi Spółdzielczemu w Węgierskiej Górce oraz SUPER GYM SPORTS.