RYAN, TOMMY

W 1927 roku Jim Jeffries, wielki mistrz wagi ciężkiej z przełomu XIX i XX wieku, powiedział, że "Nie przypomina sobie, aby boks kiedykolwiek wyprodukował zawodnika, który posiadałby równocześnie szybkość Tommy'ego Ryana, jego inteligencję, siłę ciosu, niesamowitą wytrzymałość, wielką odwagę i wspaniały umysł". Naturalnie dzisiaj, ponad 80 lat od momentu wypowiedzenia przez Jeffriesa tych słów, podobne stwierdzenie graniczyłoby z szaleństwem, wszak pięściarstwo, jak każdy inny sport, poczyniło ogromne postępy, a ring był miejscem emanacji niesamowitych zdolności wielu wspaniałych zawodników, górujących swym kunsztem nad Ryanem. W swoich czasach Tommy był jednak bezsprzecznie jednym z najwybitniejszych bokserów na świecie, a jego wieloletnia dominacja w kategoriach półśredniej oraz średniej zapewniła mu stałe miejsce w panteonie legend zawodowego boksu.

Urodził się 31. marca 1870 roku w nowojorskim Redwood jako Joseph Youngs. W młodości uciekł z domu i wkrótce potem zatrudnił się przy ścince drzew, pracy, która, jak się później okazało, miała kluczowe znaczenie dla jego egzystencji. Stałą bowiem rozrywką przygotowywaną przez jego współpracowników, która szybko stała się i jego udziałem, były mecze bokserskie. Początkowo młokos z Redwood przystępował do nich bez większej wiedzy na temat tego sportu i korzystał przede wszystkim z instynktu walki i swojej naturalnej sprawności fizycznej. Nigdy nie wziął lekcji pięściarstwa, lecz, jak po latach wspominał, doświadczenie jest najlepszą lekcją, jaką można otrzymać. Ochoczo więc z niej korzystał, szybko czyniąc postępy, które przyczyniały się do powstawania coraz większej przepaści między nim a jego współpracownikami, a każde kolejne zwycięstwo potęgowało w Josephie poczucie pewności siebie i skłaniało do coraz częstszych myśli na temat możliwości podjęcia się kariery zawodowego boksera.

Decyzja trudna nie była i tak w roku 1887 Youngs, już pod nazwiskiem Tommy Ryan, które przejął po ówczesnym majorze Syracuse, w obawie przed dotarciem wieści o jego poczynaniach do rodzinnego domu, stoczył pierwszy profesjonalny pojedynek, nokautując w piątej rundzie niejakiego Johna Case'a. Los tego ostatniego podzieliło aż 16 spośród 17 kolejnych oponentów Tommy'ego i jedynie Jimmy Murphy nie kończył batalii z utalentowanym nastolatkiem znajdując się w pozycji horyzontalnej (remis po 57 rundach). Imponująca seria zwycięstw przerwana została dopiero 28. września 1891 roku przez bardzo dobrego i doświadczonego Australijczyka, Jima Halla, byłego championa swojego kraju w kategorii średniej, mającego w rekordzie zwycięstwo przed czasem nad doskonałym Bobem Fitzsimmonsem. Ryana zwyciężył na punkty po pięciu starciach, choć przyjęło się uznawać tę potyczkę za mecz pokazowy i zwykle nie zalicza się jej do oficjalnych rekordów obu pięściarzy.

Niektórzy utrzymują, że jeszcze przed potyczką z Hallem, na początku 1891 roku, pięściarz z Redwood sięgnął po tytuł mistrza świata kategorii półśredniej, wygrywając po 76 rundach z Danny'ym Needhamem. Przeważa jednak opinia, iż rzeczywisty championat miał przypaść zwycięzcy trzeciego pojedynku pomiędzy nim a twardym, często stosującym brudne zagrywki Kanadyjczykiem "Mysterious" Billy Smithem. Ich dwie pierwsze konfrontacje kończyły się remisem po sześciu rundach. Trzecia, która miała miejsce 26. lipca 1894 roku w Minneapolis, została przerwana w dwudziestym starciu przez policję, po czym ogłoszono, że do momentu interwencji władz na punkty prowadził Ryan i to on mógł cieszyć się z mistrzowskiego tytułu.

Zanim w maju roku następnego doszło do czwartej próby sił ze Smithem, w styczniu Tommy skrzyżował rękawice ze wspaniałym niegdyś, a wówczas będącym już jedynie cieniem wielkiego zawodnika "Nonpareil" Jackiem Dempseyem. 32-letni Irlandczyk, jeden z bohaterów dzieciństwa Ryana, okazał się zaskakująco łatwą przeszkodą, z którą świeżo upieczony mistrz uporał się w trzeciej rundzie (wcześniej, w trosce o swego idola, prosił sędziego o przerwanie meczu, ten jednak nie przystał na jego propozycję; choć Ryan mógł bez problemów znokautować Dempseya, postanowił go oszczędzać i w końcu swą dominacją zmusił arbitra do zastopowania nierównej potyczki) i mógł myśleć o kolejnych ringowych rozprawach, spośród których najważniejszą stanowiła oczywiście mistrzowska batalia z dobrze mu znanym Kanadyjczykiem.

Zakontraktowana na 25 starć walka odbyła się na Coney Island i przez pierwszych kilkanaście rund była bardzo twarda i wyrównana. Pod koniec jedenastego starcia Smith posłał championa na deski i jeszcze po gongu Tommy był zamroczony, o czym najlepiej świadczył fakt, że zamiast do swojego, poszedł do narożnika oponenta. Kolejne rundy należały już jednak do obrońcy tytułu, który odwdzięczył się opadającemu z sił Billy'emu kilkoma nokdaunami, zanim w osiemnastym starciu policja przerwała pojedynek w momencie, w którym Smitha przed upadkiem uratowały liny. W związku z interwencją funkcjonariuszy walkę uznano za remisową i Ryan zachował status championa.

Przez następne miesiące Tommy pauzował i powrócił na zawodowy ring dopiero 15. stycznia 1896 roku, pokonując w Grand Rapids po trzech rundach w walce non-title Harry'ego Bakera (niektóre źródła jako wynik podają 'No contest' po sześciu starciach). Niespełna tydzień wcześniej król kategorii półśredniej zaprezentował się publiczności w Nowym Jorku, gdzie stoczył 4-rundową pokazówkę z bardzo dobrym pięściarzem o imieniu George "Kid" Lavigne. Po tym meczu do szatni Ryana zawitał Charles "Kid" McCoy, którego kiedyś Tommy solidnie obijał podczas sparingów. Panowie urządzili sobie krótką pogawędkę, snując wspomnienia z dawnych lat, po czym McCoy wyznał, że nie wiedzie mu się najlepiej i zapytał, czy mistrz byłby skłonny stoczyć z nim walkę, jeżeli udałoby mu się znaleźć odpowiednie lokum. Ryan dał twierdzącą odpowiedź i wkrótce otrzymał list od dawnego sparingpartnera, w którym informował on, że klub w Maspeth zgodził się przyjąć obu pięściarzy. "Kid" nie omieszkał też wspomnieć, że jest zupełnie bez formy i pojedynek z nim stanowiłby dla championa łatwy zarobek, a i on, ze względu na rzekomą chorobę, za takowym się rozgląda. Tommy, w akcie miłosierdzia, zgodził się więc podnieść rzuconą rękawicę i 2. marca 1896 roku stanął w ringu naprzeciw McCoy'a (walka non-title).

Był zdecydowanym faworytem i zdając sobie sprawę z przewagi umiejętności oraz kiepskiej dyspozycji przeciwnika, całkowicie zaniedbał przygotowania, wychodząc sądnego dnia na arenę w najgorszej formie w całej dotychczasowej przygodzie z zawodowym pięściarstwem. Wkrótce przekonał się jak wielki błąd uczynił.

Po kilkudziesięciu sekundach próby sił okazało się, że McCoy wcale nie był chory, a za wszystkimi jego desperackimi prośbami kryło się złowieszcze pragnienie zemsty, zrodzone jeszcze w czasach wspólnych sparingów z Ryanem. Charles śmiało więc atakował i choć Tommy także miał swoje momenty, pojedynek przebiegał pod dyktando underdoga. W ósmej rundzie serią lewych prostych posłał rywala na deski, z których ten dźwignął się "na 9". Również w kolejnym starciu Tommy był liczony, jednak mimo dużych problemów zdołał przetrwać kilka kolejnych rund. W piętnastej zupełnie już rozbity dominator z Redwood bronił się instynktownie, a na nogach utrzymywały go jedynie ogromne serce do walki oraz równie wielka ambicja. Tego dnia było to jednak za mało i potężnym lewym na szczękę McCoy zakończył batalię.

Porażka nieco podcięła skrzydła Ryanowi, jednak znalazł w niej pozytywny aspekt mówiący o tym, aby nigdy nie lekceważyć przeciwnika i zawsze być w pełnej dyspozycji. Szybko więc wziął się do pracy i był gotów stoczyć walkę rewanżową ze swoim oprawcą. Tyle że temu się do niej nie paliło i Tommy musiał się na razie zadowolić innymi, wzbudzającymi mniejsze zainteresowanie potyczkami. W pierwszej z nich gładko pokonał (nokaut w szóstej rundzie) cieszącego się dużą popularnością w Syracuse Joe Dunfee'ego, po czym skończył przed czasem Billy'ego Mabera (TKO 9). Kolejny rywal, walczący w kategorii średniej Dick Moore, postawił trudne warunki i toczył zacięty bój, jednak ostatecznie, po dwudziestu starciach, punktowym zwycięzcą ogłoszono Ryana.

Te tryumfy zaprowadziły Tommy'ego do piątego oficjalnego meczu z Billy'ym Smithem, który odbył się 25. listopada 1896 roku w Maspeth. Tym razem nie dostarczył on wielu emocji, w czym duża zasługa Smitha, który stosując liczne klincze oraz faule potwierdził swój status jednego z najbrudniej walczących pięściarzy w Ameryce. Jego niesportowe taktyki spotkały się w końcu ze stanowczą reakcję arbitra, który postanowił go zdyskwalifikować w dziewiątym starciu i ogłosić zwycięzcą jego oponenta. Ten po walce podszedł do narożnika "Mysterious" Billy'ego z zamiarem tradycyjnego uściśnięcia dłoni, lecz w odpowiedzi spotkał się z atakiem rozzłoszczonego rywala, którego w samą parą zdołali powstrzymać sekundanci. Później, gdy champion cieszył się z kolejnego sukcesu, nieobliczalny Smith swą złość skierował na sędziego.

W roku 1896 Tommy pojawił się w ringu jeszcze dwukrotnie. Billy'ego McCarthy'ego znokautował w siódmej rundzie, choć sam był w sporych opałach, gdy zanadto rozluźnił się w drugim starciu i w efekcie wylądował na macie po mocnym prawym sierpowym. Doszedł jednak do siebie i przez kolejne minuty systematycznie rozbijał rywala. Następny w kolejce, Billy Payne, został pozbawiony wszelkich nadziei na pokonanie mistrza w rundzie czwartej.

Pierwsza połowa roku 1897 wzbogaciła bilans Ryana o pięć kolejnych tryumfów, w tym jeden, z Australijczykiem Tomem Tracey, w obronie tytułu mistrzowskiego. Głównym celem Tommy'ego wciąż jednak pozostawało rewanżowe starcie z McCoy'em, którego wkrótce coraz głośniej zaczęła się też domagać prasa. Pod jej naciskiem "Kid" w końcu zgodził się stoczyć 20-rundowy pojedynek (kategoria do 158 funtów), który zaplanowano na 8. września 1897 roku, a na jego miejsce wyznaczono budynek Alhambra w Syracuse. W dniu meczu był on po brzegi wypełniony rozentuzjazmowanymi sympatykami boksu, wśród których nie brakowało znanych osobistości. Większość z nich stawiała na McCoy'a, lecz i Ryan miał swoich zwolenników, wierzących, że tym razem ich pupil wyjdzie do ringu w wysokiej formie i - jak za dawnych lat - da Charlesowi lekcję boksu.

Walka od początku toczona była w wysokim tempie, jednak bardzo szybko, bo już w piątej rundzie inspektor policji poinstruował sędziego, aby ten przerwał spektakl, po czym ringowy ogłosił remis, gdyż, jak uznał, pojedynek był zbyt krótki, aby przyznać wygraną któremuś z pięściarzy. Oto jak po latach całą sytuację wspominał Ryan na łamach gazety Syracuse Herald: "W piątej rundzie [McCoy] był w tarapatach i podtrzymywały go liny [...] Już po wszystkim inspektor powiedział, że otrzymał rozkaz od szefa policji, aby przerwać mecz w momencie, gdy zacznie on przypominać bijatykę lub cokolwiek innego niż szlachetna szermierka na pięści. Uważał on, że McCoy był bity i zgodnie ze wskazówkami i położył temu kres."

Remisowy wynik oczywiście nie stanowił dla zawodnika z Redwood całkowitej satysfakcji i trzecia konfrontacja wydawała się nieunikniona. Charlesowi jednak ponownie nie było do niej spieszno i Tommy skoncentrował swą uwagę na innych walkach. Do końca roku 1897 stoczył jeszcze trzy, wszystkie rozstrzygając przed czasem. Pod koniec lutego roku następnego zwyciężył wymagającego George'a Greena (KO 18), bardziej znanego jako Young Corbett, a następnie, w czerwcu, po twardej i brutalnej wojnie uporał się w Nowym Jorku z Tommy'ym Westem (TKO 14). Wszystkie te tryumfy sprawiały, że w wadze półśredniej nie było już dla Ryana wyzwań, w związku z czym postanowił spróbować szczęścia w kategorii średniej. W owym czasie sytuacja na jej szczycie była nieco skomplikowana, gdyż nie było jednego oficjalnego mistrza, a jedynie kilku zawodników przywłaszczających sobie ten tytuł. Ostatni champion, dobrze już nam znany "Kid" McCoy, wkrótce po zdobyciu mistrzostwa przeniósł się do wagi ciężkiej, wakując tym samym koronę najlepszego boksera średniej dywizji. I to właśnie ona była stawką zaplanowanej na 24. października na Brooklynie potyczki Ryana z wysoce utalentowanym Jackiem Bonnerem.

Pojedynek zakontraktowano na dwadzieścia rund i tyle też zobaczyli widzowie zgromadzeni wokół ringu. Pierwsza połowa meczu była jeszcze dosyć wyrównana (Tommy był nawet raz liczony), jednak w drugiej przewaga Ryana nie ulegała już wątpliwości. Wykazujący ogromny hart ducha bokser z Pensylwanii do ostatniego gongu, mimo wielkiego zmęczenia i porozbijanej twarzy, dzielnie utrzymywał się na nogach, choć o zwycięstwie oczywiście nie było mowy. To przyznano jego rywalowi, który tym samym stał się pierwszym w historii mistrzem świata wagi półśredniej, który wywalczył ten sam tytuł w kategorii średniej.

Niespełna dwa miesiące później w Hartford w Connecticut Ryan bronił tytułu w pojedynku z mającym wówczas niezłą passę Dickiem O'Brienem. Zawodnik był to twardy i lubiący ofensywny boks, ale zdecydowanie z innej ligi aniżeli mistrz, który nieustannie go kontrował, wygrywając ostatecznie przez techniczny nokaut w 14. starciu.

Podobny los spotykał kolejnych rywali czarodzieja z Redwood, który niezmiennie zachwycał w ringu, stale dostarczając dowodów swego geniuszu. Wśród tych, którzy się o nim przekonali, znalazł się 18. września 1899 roku Frank Craig, brytyjski (choć pochodzący ze Stanów Zjednoczonych) champion wagi średniej, jedyny czarnoskóry zawodnik, z którym w swej karierze boksował Ryan. Ich walka na Coney Island wzbudziła duże zainteresowanie i omal nie zakończyła się sensacją, gdy w drugiej rundzie prawym swingiem "Harlem Coffee Cooler" rzucił faworyzowanego przeciwnika na deski. Na podniesienie się Tommy potrzebował dziewięciu sekund, ale doszedł do siebie i w kolejnych starciach kontrolował przebieg pojedynku. W dziesiątej rundzie widząc bezradność Craiga, arbiter przerwał mecz, ogłaszając zwycięzcą Tommy'ego. Warto w tym miejscu wspomnieć, że istnieją opinie, według których to tą wygraną, a nie tryumfem nad Bonnerem Tommy sięgnął po mistrzostwo świata średniej dywizji. Ich zwolennicy utrzymują, że stawką batalii z Jackiem było "tylko" mistrzostwo Ameryki, a jako że Craig był angielskim championem, międzykontynentalny mecz pomiędzy nim a Ryanem miał wyłonić rzeczywistego mistrza globu. Częściej jednak można się spotkać z teorią głoszącą, że championem Ryan został w roku 1898.

Jakaby prawda nie była, po tryumfie nad Craigiem nie ulegało już wątpliwości, kto jest światowym championem. Zanim Tommy stanął w kolejnej obronie tego tytułu, odniósł kilka zwycięstw nad mniej liczącymi się w najważniejszych rozgrywkach pięściarzami, a także dopisał do swego konta dwa remisy - pierwszy z "Kid" McCoy'em w Chicago pod koniec maja 1900 roku (początkowo sędzia przyznał wprawdzie wygraną Charlesowi, ale później wynik zmieniono na remisowy), drugi zaś niespełna dwa miesiące później, również w "Wietrznym mieście", z niepokonanym wówczas Jackiem Rootem, późniejszym championem kategorii półciężkiej. W końcu 4. marca 1901 położył tytuł na szali w meczu ze wspomnianym już Tommy'ym Westem, którego rozbił kilkadziesiąt miesięcy wcześniej w Nowym Jorku. Tym razem panowie spotkali się w Louisville i stworzyli niezapomniane widowisko, które jeszcze długo po jego zakończeniu było dyskutowane przez obserwatorów. Żądny rewanżu pretendent od pierwszego gongu narzucił wysokie tempo i solidnie obijał mistrza, kilkukrotnie rzucając go na deski i powodując rozcięcia na twarzy. Jego morderczy atak trwał przez kilka rund i wydawało się, że to on wróci do domu jako najlepszy zawodnik swojej dywizji. Z czasem jednak nieco osłabł, a mistrz zaczął coraz częściej trafiać, szczególnie robiąc na przeciwniku wrażenie potężnym prawym w dziewiątym starciu. Od tego momentu karta się odwróciła i to Ryan osiągnął przewagę, zmuszając w końcu sekundantów dzielnego, ale wycieńczonego już i ociekającego krwią pretendenta do poddania swego podopiecznego w siedemnastej rundzie. Wiele lat później, w 1996 roku, najbardziej prestiżowy bokserski magazyn na świecie, The Ring, sklasyfikował tę walkę na osiemnastym miejscu na liście 100 najlepszych mistrzowskich pojedynków w historii.

Po tym niezwykle trudnym boju Tommy odpoczywał przez ponad pięć miesięcy, po czym powrócił na ring, zwyciężając w niespełna siedem rund Boba Douglassa. Kolejnym jego rywalem był Young Corbett, którego mistrz już pokonał parę lat wcześniej. Zanosiło się na to, że i tym razem Ryan wyjdzie z tej potyczki obronną ręką, ale w szóstej rundzie uderzył on rywala w momencie, gdy ten znajdował się w pozycji klęczącej i sędzia ringowy podjął decyzję o dyskwalifikacji zawodnika z Redwood. Tytuł wprawdzie nie był stawką meczu, jednak Tommy chciał szybko rewanżu i pod koniec stycznia roku 1902 ponownie skrzyżował rękawice z Corbettem, nokautując go w siódmej rundzie i rozwiewając wszelkie wątpliwości dotyczącego tego, który z nich jest lepszym zawodnikiem. W dalszej fazie tego roku Ryan dwukrotnie bronił tytułu, w obu przypadkach z sukcesem - najpierw znokautował w Londynie twardego, ale ograniczonego Johnny'ego Gormana, a następnie zastopował w Kanadzie "Kid" Cartera. Warto dodać, że wcześniej, w marcu, ponownie stanął w ringu naprzeciw Billy'ego Smitha, rozprawiając się z dawnym, będącym wówczas w kiepskiej formie rywalem w czwartej rundzie.

Przez kolejne lata Tommy pozostawał w wysokiej dyspozycji, ale tytułu już nigdy więcej nie bronił. Najważniejszym pojedynkiem z końca jego kariery był mecz z "Philadelphia" Jackiem O'Brienem, który odbył się 27. stycznia 1904 roku w rodzinnym mieście tego ostatniego. Walka choć krótka, była bardzo intensywna i obaj pięściarze byli w niej liczeni. Po ostatnim gongu na ich twarzach z daleka można było dostrzec ślady tej fascynującej, trwającej sześć rund rozprawy, która ostatecznie zakończyła się wynikiem remisowym, uznanym przez wielu obserwatorów za najbardziej sprawiedliwy.

Pod koniec 1906 roku Ryan ogłosił, że przechodzi na sportową emeryturę, jednak, jak to bokserzy mają w zwyczaju, długo na niej nie wytrzymał i w lutym roku następnego powrócił na ring, zwyciężając Dave'a Barry. Następnie zremisował w marcu z Hugo Kelly'ym, a w ostatnim meczu w karierze, 28. maja, został wypunktowany przez Harry'ego Forbesa. Warto pamiętać, że Tommy należy do wąskiego grona pięściarzy, którzy nigdy nie stracili mistrzostwa świata w ringu i przestali dzierżyć ów tytuł dopiero zawieszając rękawice na kołku.

Po zakończeniu kariery Ryan zajmował się między innymi prowadzeniem szkoły bokserskiej w Syracuse. Jego szkoleniowe zdolności były równie duże jak bokserski talent i z jego rad korzystali nie tylko młodzi adepci sportu, ale i doświadczeni zawodnicy. Najbardziej znana jest jego współpraca ze wspomnianym na samym początku tekstu Jimem Jeffriesem, któremu Tommy pomógł opanować niemalże do perfekcji technikę zwaną "crouch", polegającą na obniżeniu pozycji zawodnika, co bardzo utrudnia jego trafienie i umożliwia jej użytkownikowi wyprowadzanie piekielnych sierpów. Element ten stał się bardzo ważnym składnikiem defensywy Jeffriesa i bez wątpienia pomógł mu na długie lata zdominować kategorię ciężką.

Wracając do Ryana, poza trenerką zajmował się też biznesem w kalifornijskim Van Nuys, gdzie spędził resztę życia. Zmarł 3. sierpnia 1948 roku. 43 lata później został włączony do International Boxing Hall of Fame, a jego nazwisko, w pełni zasłużenie, do dzisiaj widnieje w zestawieniach najlepszych w dziejach pięściarzy kategorii półśredniej oraz średniej.

---
* Zawodowy rekord Ryana według serwisu boxrec prezentuje się następująco: 87 zwycięstw (70 KO), 5 porażek i 11 remisów. Jak to często w przypadku zawodników walczących w tamtym okresie bywa, rekord może być niekompletny i zawierać nieprawidłowe, niepotwierdzone informacje.
* W 2003 roku magazyn The Ring sklasyfikował Ryana na 37. miejscu na liście 100 największych puncherów w historii.

BIBLIOGRAFIA:
* "Nineteen Years In The Ring", aut. Tommy Ryan
* "Fast, feisty, and super smart", aut. Tracy Callis, cyberboxingzone.com
* boxrec.com
* cyberboxingzone.com
* ibhof.com

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: Granvorka
Data: 11-02-2009 16:01:23 
"pięściarstwo, jak każdy inny sport, poczyniło ogromne postępy" - oczywiscie ze tak, dlatego tez prime Ali przegralby z prime Golota, szkoda ze niektorzy nie potrafia pojac dlaczego i ciagle przywoluja wiekszy talent tego pierwszego...
 Autor komentarza: kuba2
Data: 11-02-2009 23:24:46 
niekoniecznie Granvorka. Myślę, że raczej Ali z odpowiednikiem Gołoty z lat 70-tych (troszkę mniejszym, troszkę słabszym, troszkę gorzej trenowanym, odżywianym itd) wygrałby łatwiej niż z "właściwym" Gołotą.
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.