WALKA: Jack Johnson - Jim Jeffries

Po tym jak Jack Johnson znokautował w 1909 roku Stanleya Ketchela, biała część amerykańskiego społeczeństwa nadal poszukiwała kogoś, kto byłby w stanie przywrócić jej mistrzostwo świata w wadze ciężkiej. Fakt, że tytuł ten znajduje się w posiadaniu Afroamerykanina pozostawał nieakceptowany i w końcu po serii nieudanych prób odzyskania championatu zdecydowano się sięgnąć po tajną broń, która nazywała się James Jackson Jeffries. Jim już przed meczem Johnsona z Ketchelem zapowiedział, że stanie w ringu naprzeciw zawodnika z Galveston, jeżeli ten pokona wcześniej "Zabójcę z Michigan". Problem w tym, że były mistrz od 6 lat przebywał na sportowej emeryturze...

Jeffries uchodził za najlepszego boksera wagi ciężkiej przełomu XIX i XX wieku. W 1899 roku znokautował świetnego Boba Fitzsimmonsa i zdobył upragnione mistrzostwo świata. Tytułu bronił siedmiokrotnie, walcząc z najlepszymi zawodnikami w swojej kategorii, spośród których jedynie Tom Sharkey wytrzymał z nim pełen dystans 25 rund. W roku 1904 niemający na swoim koncie żadnej porażki champion zdecydował się odejść na emeryturę. Jednak opinii publicznej w Stanach Zjednoczonych (a przynajmniej jej białej części) tak bardzo nie podobało się to, że na tronie heavyweight division zasiada pięściarz czarnoskóry, że postanowiono namówić Jeffriesa do powrotu do zawodowego boksu i udzielenia znienawidzonemu Johnsonowi pięściarskiej lekcji.

Plan się powiódł i były mistrz zgodził się na jeszcze jedną walkę. Zapewne niemały wpływ miały tutaj pieniądze, gdyż "The Boilermaker'owi" za pojedynek z Johnsonem zagwarantowano kilkadziesiąt tysięcy dolarów, sumę iście astronomiczną jak na tamte czasy. Jednak zanim James ujrzał te pieniądze, musiał zacząć ostre treningi, aby zrzucić około 45 kilogramów nadwagi i rzecz jasna wrócić do formy sprzed sześciu lat.

Podczas obozu przygotowawczego Jeffries sparował między innymi z bardzo dobrym zawodnikiem Joe Choynskim, który podobnie jak James od 1904 roku odpoczywał od zawodowego sportu. Był on jednak osobą, która mogła się bardzo przydać pretendentowi, bowiem przed laty Joe wygrał z Johnsonem przez nokaut. Jakby tego było mało, zaraz po tamtym pamiętnym meczu obaj bokserzy zostali aresztowani i podczas kilkunastodniowego pobyty w więzieniu prowadzili wspólne treningi. Choynski dobrze więc znał styl Jacka i jego rady miały pomóc Jamesowi w odniesieniu sukcesu. Warto też dodać, że na jednym z obozów Jeffriesa pojawili się znakomici championi i wielcy rywale sprzed lat - John L. Sullivan i James J. Corbett, a ich historyczna spotkanie, podczas którego rozmawiają, symulują walkę i ściskają sobie dłoń, zostało uwiecznione na taśmach wideo.

W czasie gdy Johnson i Jeffries przygotowywali się do pojedynku reklamowanego jako "Walka Stulecia", promotor Tex Rickard robił wszystko, aby jeszcze bardziej podnieść zainteresowanie zbliżającym się meczem. Ciekawy był pomysł z sędzią ringowym, z którego znalezieniem były pewne problemy. Wśród kandydatów do tej roli Rickard widział między innymi ówczesnego prezydenta USA Williama Howarda Tafta oraz autora powieści o Sherlocku Holmesie, Arthura Conan Doylea. Obaj jednak odmówili pełnienia funkcji sprawiedliwego i w końcu Tex zdecydował, że to on osobiście będzie rozjemcą w ringu (był to jego debiut w tej roli).

Długo oczekiwany pojedynek pomiędzy czołowymi zawodnikami w historii wagi ciężkiej odbył się 4. lipca 1910 roku w miejscowości Reno w stanie Nevada. Kibice z całego kraju przyjeżdżali pociągami, aby ujrzeć w akcji dwóch wspaniałych gladiatorów, a ceny miejsc przy ringu na kilka godzin przed walką wzrosły ponad dwukrotnie. Na trybunach specjalnie na tę walkę wybudowanego obiektu zasiadło kilkanaście tysięcy fanów, wśród których nie zabrakło również znakomitości ze świata boksu. Oficjalnie przedstawieni publiczności zostali między innymi Philadelphia Jack O'Brien i Jake Kilrain, którego tłum nagrodził największą owacją. W końcu pomiędzy linami ringu pojawili się też główni bohaterowie dnia. Obaj świetnie się prezentowali i o ile w przypadku będącego w szczytowym punkcie kariery Johnsona fakt ten nie dziwił, o tyle imponująco wyglądająca sylwetka Jeffriesa zasługiwała na uznanie. Wszak jeszcze kilka miesięcy wcześniej ważył ponad 300 funtów (do walki wychodził ważąc 226), wyglądało więc na to, że James naprawdę poważnie traktuje ten pojedynek i nie marnował czasu na treningach.

Walka rozpoczęła się spokojnie i w pierwszych minutach żaden z pięściarzy nie osiągnął wyraźnej przewagi. Rozpoznawali się nawzajem, nie przeprowadzali ryzykownych ataków. Najwyraźniej zdawali sobie sprawę z tego, że przed nimi być może bardzo długi i męczący mecz, który zakontraktowano aż na 45 rund. Jednak już pod koniec czwartego starcia mistrz trafił rywala mocnym prawym, najlepszym do tego momentu ciosem w tym pojedynku. Od tej pory zaczęła się kształtować przewaga Johnsona, który umiejętnie bił na na korpus oraz korzystał z prawego podbródkowego. Natomiast po 35-letnim Jeffriesie powoli zaczynało być widać efekty tak długiej rozłąki z boksem i jego kondycja wypadała dosyć kiepsko na tle tej prezentowanej przez przeciwnika. Klęska byłego króla wagi ciężkiej wydawała się być kwestią czasu...

W rundzie piętnastej po serii trzech mocnych lewych sierpowych James po raz pierwszy w swojej profesjonalnej karierze padł na deski. Zdołał się z nich podnieść, ale natychmiast przyjął kolejne uderzenie lewą od stojącego tuż obok niego Johnsona (zgodnie z ówczesnymi przepisami, zawodnik, który posłał przeciwnika na deski nie musiał odchodzić do narożnika) i wypadł poza liny ringu. Wstać pomógł mu jeden z jego sekundantów oraz kibic, lecz Jeffries mógł już liczyć jedynie na cud. Ten, niestety dla niego, nie nastąpił i chwilę później James po raz trzeci wylądował na macie. Tex Rickard rozpoczął odliczanie, ale nie zdołał go już zakończyć bowiem zdecydowano się przerwać walkę. Jeffries poniósł tym samym pierwszą zawodową porażkę, a biali Amerykanie musieli po raz kolejny pogodzić się z faktem, że najlepszym zawodnikiem w wadze ciężkiej jest pięściarz czarnoskóry. Tym razem Johnson pokonał ich ulubieńca, w którym pokładali ogromne nadzieje i którego wielu z nich uznawało za najlepszego boksera w ówczesnej historii najcięższej z kategorii pięściarskich. Czwartego lipca 1910 roku "Galveston Giant" uświadomił im, że w pełni zasługuje na tytuł, który dzierży, że jest bokserem nietuzinkowym i, wbrew temu co mówili po jego wygranej nad Tommy'ym Burnsem, prawdziwym mistrzem. Jednak poszukiwania jego pogromcy będą jeszcze trwały...

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.