W daniu głównym gali Krystiana Każyszki w Sopocie Marko Calić (17-2, 10 KO) ograł i wyboksował Nikodema Jeżewskiego (26-3-1, 12 KO).
Dużo bardziej doświadczony z ringów olimpijskich Chorwat narzucił swój sposób boksowania. Wyrzucał z siebie dużo, niekoniecznie mocnych ciosów, na które Polak starał się odpowiadać mocnym, kończącym uderzeniem. Walczył jednak bez zrywania tempa i choć niby wywierał pressing, to ograniczał się do pojedynczych akcji. Spora część jego ciosów pruła też powietrze. A nawet jeśli trafił czymś mocnym - jak w szóstej rundzie lewym, czy w dziewiątej prawym sierpem, to nie ponawiał akcji i pozwalał rywalowi boksować swoje.
Calić też boksował jakoś nadzwyczajnie, ale boksując z luzu ciosami prostymi zbierał małe punkty. Zresztą po ostatnim gongu to on podniósł ręce do góry, Nikodem zaś spuścił głowę. To mówiło wszystko o obrazie walki. Mimo wszystko czekaliśmy na werdykt, bo przecież w boksie nie można być niczego pewnym. Sędziowie punktowali 98:92, 99:992 i 96:94 - wszyscy na korzyść Calicia, który tym samym sięgnął po pas WBC International Silver wagi bridger.