Oscar De La Hoya często krytykuje Saula Alvareza (63-3-2, 39 KO), ale za ich konflikt, i gorsze wyniki, obwinia przede wszystkim Eddy'ego Reynoso, trenera oraz menadżera sławnego Meksykanina.
Jedenaście dni temu Canelo stracił wszystkie cztery mistrzowskie pasy wagi super średniej na rzecz Terence'a Crawforda (42-0, 31 KO). "Złoty Chłopiec" zdążył już zakpić z byłego podopiecznego, ale po tygodniu przyszedł czas na chłodną analizę DLH.
- Canelo nie jest wcale skończony, daleko mi do takiej opinii. W jego przypadku chodzi już teraz tylko o odpowiedni matchmaking. Bo jeśli ktoś będzie chciał stanąć naprzeciw niego i pójść na otwarte wymiany, wówczas Canelo ich wszystkich znokautuje. No może poza Benavidezem... Powinno się mu teraz dobierać wyselekcjonowanych zawodników, którzy nie będą tak ruchliwi, za to staną na środku ringu aby wymieniać z nim ciosy. Przede wszystkim jednak Alvarez powinien zwolnić Eddy'ego Reynoso i zatrudnić nowego, po prostu lepszego trenera. Bo ten nauczyłby go nowych sztuczek i sprawił, że ten popatrzyłby na pewne rzeczy z innej strony. Na przykład Mayweather senior. Gdyby Canelo miał Mayweathera w swoim narożniku, to z jego siłą i wciąż bardzo dobrym refleksem, mógłby jeszcze stoczyć kilka walk z elitą - przekonuje De La Hoya, były mistrz świata sześciu kategorii oraz wieloletni promotor Alvareza.