Eksperci zgodnie mówili, że ta potyczka może skraść show. I nie pomylili się. Obaj panowie zachowali status niepokonanych i z miejsca stali się mocnymi faworytami do miana walki roku 2025.
Od pierwszego gongu obaj stanęli głowa w głowę i wymieniali potężne bomby w półdystansie. W pierwszych minutach Christian Mbilli (29-0-1, 24 KO) zapychał rywala do lin i dzięki absurdalnej wręcz liczbie wyrzucanych z siebie ciosów nieznacznie, ale pewnie wygrał dwie pierwsze rundy. Potem jednak i Lester Martinez (19-0-1, 16 KO) zwiększył swoją aktywność, a przede wszystkim bardziej celował. Dwa style doskonale do siebie pasowały i kibice co chwilę oklaskiwali akcję jednego bądź drugiego.
Na półmetku wydawało się, że pogromca Maćka Sulęckiego padnie zaraz ze zmęczenia, okazało się jednak, że ostatnią rundę zakończył na podobnym "silniku" jak pierwszą. Rundy były niezwykle trudne do punktowania, aż nadeszła ósma. W jej końcówce pięściarz z Gwatemali zaczął wydłużał kombinacje do 6-7 uderzeń i zyskiwać przewagę. Szczególnie groźny był kończący lewy hak na szczękę, którym trafiał na wysokim procencie. W dziewiątej rundzie wydawało się nawet, że Mbilli może paść i już nie wstać, lecz w ostatniej, dziesiątej odsłonie, złapał drugi oddech, znów wyprowadzał mnóstwo ciosów, a na finiszu trafił bardzo mocnym lewym sierpowym.
Gdy zabrzmiał ostatni gong, obaj dostali gromkie i jak najbardziej zasłużone brawa. A sędziowie punktowali następująco - 97:93 Martinez, 96:94 Mbilli i 95:95. A więc remis! Tym samym Mbilli zachował pas(ek) WBC wagi super średniej w wersji tymczasowej.