- Musisz go znokautować, bo inaczej przegrasz - apelował do Jermaine'a Franklina (24-2, 15 KO) jego trener przed ostatnią rundą. Bo choć Iwan Dyczko (15-1, 14 KO) boksował przeciętnie, poniżej oczekiwań, to na pewno był dziś i tak trochę lepszy od rywala. Ale nie zdaniem sędziów.
Franklinowi można było dać rundę siódmą, na pewno ósmą, gdy dwukrotnie trafił prawym overhandem i chyba zranił wielkiego Kazacha, doszło do tego ostrzeżenie dla Dyczki za ściąganie i na tym chyba koniec. Może jeszcze gdzieś jedna runda więcej... Dwukrotny medalista olimpijski nie robił nic nadzwyczajnego, lecz korzystając ze świetnych warunków fizycznych i dobrych ciosów prostych kontrolował pojedynek. Tymczasem konferansjer po wszystkim odczytał werdykt - 95:94, 96:93 i 97:92, jednogłośną decyzją sędziów wygrywa Franklin! Miny jego trenerów w narożniku były najlepszym komentarzem tego "wałka"...
Jedyny plus taki, że nudny Dyczko nie będzie już traktowany jako prospekt i wypada z gry o poważną stawkę. Frankin "na papierze" ma cenne zwycięstwo, widać jednak, że do tych najlepszych mu daleko. Podobno miał walczyć z Mosesem Itaumą (13-0, 11 KO) i chyba tylko to może tłumaczyć prezent od sędziów. Nie zdziwcie się więc, jeśli niedługo przeczytamy o walce Itauma vs Franklin.
Wcześniej "średni" Marco Verde (3-0, 2 KO), zeszłoroczny wicemistrz olimpijski z Paryża, pokonał Sonę Akale (9-4, 4 KO). Meksykanin posłał rywala na deski w pierwszej rundzie prawym sierpowym. Potem przeważał i w czwartej odsłonie sędzia, być może zbyt pochopnie, przerwał potyczkę.
Z kolei Reito Tsutsumi (3-0, 2 KO), który kilka lat temu w Kielcach został młodzieżowym mistrzem świata, dziś startuje w kategorii super piórkowej i już w pierwszym starciu lewym sierpowym na szczękę odprawił Javiera Martineza (7-3, 4 KO).