Jarrell Miller (26-1-2, 22 KO) ustawia się w długiej kolejce do Aleksandra Usyka (24-0, 15 KO), który namawiany jest co prawda do sportowej emerytury, sam jednak zapowiedział, że prawdopodobnie stoczy jeszcze jedną, pożegnalną potyczkę.
Sportowo liderami w tym wyścigu są zapewne Joseph Parker czy Agit Kabayel, finansowo trylogia z Tysonem Furym czy wygłupy z Jake'em Paulem, ale przecież niewykluczone, że Ukrainiec czymś zaskoczy. I tu swoją szansę widzą tacy jak "Big Baby".
W niedzielę minął rok od ostatniej walki Millera, w której zremisował z Andym Ruizem. Był tego dnia lepszy, a werdykt sędziów niewątpliwie go krzywdził. Potem miała być wojna ringowa z Derekiem Chisorą, którą na ostatniej prostej przyblokował były już promotor. Dziś Amerykanin jest wolny od zobowiązań kontraktowych i w teorii łatwo byłoby z nim się dogadać.
- Jestem przekonany o tym, że mając odpowiedni obóz i czas na przygotowania, mogę pobić Usyka. Po porostu wiem, iż jest w moim zasięgu. Usyk ma problem z gośćmi, którzy trzymają nisko brodę i chcą się z nim bić. Rozjechałbym go! - przekonuje Miller.
Jarrell wciąż czeka na potwierdzenie walki z Jaredem Andersonem (18-1, 15 KO), do jakiej robione są/były przymiarki. Ich starcie planowano na 13 września na rozpisce gali Canelo vs Crawford, ale czasu zostało już mało, a pojedynek wciąż nie został oficjalnie klepnięty.