Przykre informacje napłynęły zza oceanu. W miniony piątek, w wieku siedemdziesięciu dwóch lat, zmarł znakomity Dwight Muhammad Qawi (41-11-1, 25 KO).
Urodził się i walczył długo jako Dwight Braxton, podczas kariery zmienił nazwisko i zdążył wyrobić sobie je w obu wersjach. Boksu nauczył się w więzieniu. Po odsiadce za rozbój rozpoczął zawodową karierę - od remisu - w 1978 roku. W trzecim zawodowym starcie zanotował porażkę, ale potem było już tylko lepiej. Mierzył zaledwie 169 centymetrów, a mimo tego został mistrzem świata - najpierw wagi półciężkiej, potem cruiser, a i w wadze ciężkiej postawił się samemu George'owi Foremanowi.
Pod koniec 1981 roku niespodziewanie pokonał Matthew Saad Muhammada (TKO 10), odbierając mu pas WBC wagi półciężkiej. Tytuł obronił trzy razy, między innymi znów zadając porażkę Muhammadowi (TKO 6), przegrywając dopiero w unifikacji WBC/WBA z Michaelem Spinksem po piętnastu rundach. Wygrał następnie z Johnnym Davisem, ale miał już takie problemy z uzyskaniem granicy 79,4 kilograma, że przeniósł się do kategorii cruiser. W maju 1985 roku poleciał do RPA, pobił niezwyciężonego wcześniej Pieta Crousa (TKO 11) i odebrał mu pas WBA. Obronił go demolując sławnego Leona Spinksa (TKO 6), pogromcę Alego, i dopiero Evander Holyfield odebrał mu mistrzowski tytuł. Dodajmy, że te piętnaście rund i niejednogłośne zwycięstwo Holyfielda do dziś uważane jest, a już na pewno przeze mnie, za najlepszą walkę w historii wagi cruiser. Pod koniec 1987 roku doszło do rewanżu. Wtedy Holyfield nie zostawił już wątpliwości, zwyciężając w czwartej rundzie. Dwa lata później Dwight po raz ostatni dostał mistrzowską szansę. Zaboksował o wakujący pas WBA wagi cruiser, ale sędziowie niejednogłośnym werdyktem wskazali na Roberta Danielsa. Przegrał jednym małym punktem...
Karierę przerwał po ponad dwudziestu latach, gdy ważąc już 105 kilogramów przegrał z journeymanem Tonym LaRosą. W 2004 roku został członkiem Międzynarodowej Galerii Sław Boksu.
Qawi zmarł po pięcioletniej walce z demencją.