Synowie rzadko nawiązują sukcesami do swoich wielkich ojców. I już wiemy, że tak samo jest w przypadku legendarnego za życia Ricky'ego Hattona (45-3, 32 KO).
Wspaniały "Hitman" z Manchesteru poinformował tydzień temu o powrocie ze sportowej emerytury po trzynastu latach przerwy. Ale że liczba Hattonów na ringach zawodowych musi się zgadzać...
Campbell Hatton (14-2, 5 KO) był holowany na początku zawodowej kariery, ale jego marsz zakończył się na osobie Jamesa Flinta (15-3-2, 3 KO). Hatton przegrał z nim w zeszłym roku dwukrotnie na punkty - w marcu i październiku. Teraz jego ojciec potwierdził, że Campbell zawiesił rękawice na kołku.
- Mój syn nie będzie już walczył. Nie miał zbyt dużego doświadczenia w boksie olimpijskim, zaboksował o regionalne mistrzostwo i zasłużenie przegrał pierwszą walkę. W mojej opinii wygrał natychmiastowy rewanż, lecz nie dostał decyzji od sędziów. Wtedy stracił coś z pewności siebie, ze swojej charyzmy, dodatkowo kilka rzeczy poza ringiem również poszło nie tak. Zmarł jego najlepszy przyjaciel i nie potrafił już wkładać całe swoje serce w trening. Powiedziałem mu więc, że jestem z niego dumny, bo dał z siebie wszystko, ale jak się nie ma serca do boksu, to nie można być zawodowym bokserem. Zajął się więc inną pracą, robi przy panelach słonecznych i w to wkłada całe swoje serce. Ciężko trenował, dążył do sukcesu, ale po prostu mu nie wyszło - skomentował wszystko Hatton senior, były mistrz świata wagi super lekkiej i półśredniej.