- Jestem żywą legendą i nie muszę już nic udowadniać. To walka na rozgrzewkę, następny może być Joshua - mówi Deontay Wilder (43-4-1, 42 KO), który po ponad rocznej przerwie wróci jutro w nocy potyczką z Tyrrellem Anthonym Herndonem (24-5, 15 KO).
- Nie ma większego krytyka moich poczynań niż ja sam. Chcę się upewnić, że wszystko ze mną OK i nic nie straciłem ze swojej pewności siebie. Przede mną kilka ciekawych opcji po tej walce, a tę najbliższą traktuję jako potyczkę rozgrzewkową. Nie odczytujcie tego jako brak szacunku dla rywala, szanuję każdego, kto wychodzi ze mną do ringu, traktuję jednak ten pojedynek jako formę rozgrzewki i sprawdzenia się przed następnymi wyzwaniami. Jestem prawdziwym weteranem, byłem na tym najwyższym poziomie i dobrze wiem co i jak muszę robić, aby tam wrócić. Ten rok poświęcę dostrajaniu się i sprawdzeniu, czy wciąż jestem zdolny do pewnych rzeczy. A gdy wszystko zagra, w przyszłym roku wrócę do pierwszej ligi - kontynuował "Brązowy Bombardier".
- Nie mam już nic do udowodnienia, zbudowali mi pomnik w moim mieście i jestem żywą, chodzącą legendą. Moim celem nadal jest jednak zostanie bezdyskusyjnym i absolutnym mistrzem świata wagi ciężkiej. Jeśli pojawi się okazja, chętnie spotkam się po tej walce z Joshuą. Obaj przecież wciąż mocno się trzymamy w tym biznesie. Nie skupiam się jednak tylko na jednym rywalu i walce, spotkam się z każdym, jeśli tylko opłaci mi się taki pojedynek. Nic się nie zmienia, bo zawsze szukałem największych dostępnych walk - dodał Wilder.