- Byłem po prostu naiwny składając takie deklaracje - przyznaje Moses Itauma (12-0, 10 KO), zdaniem wielu pewniak do mistrzostwa świata wagi ciężkiej w najbliższej przyszłości.
Pomimo zaledwie dwudziestu lat i tuzina walk, młody Brytyjczyk już zdążył wskoczyć na pierwsze miejsce rankingu federacji WBO. W teorii jest więc o krok od mistrzowskiej szansy. Czy zdąży zahaczyć o erę Aleksandra Usyka, Anthony'ego Joshuy czy Deontaya Wildera? A może po prostu idzie już nowa fala? Jedno jest pewne - rekordu Mike'a Tysona, jako najmłodszego mistrza w historii wszechwag, od kilkunastu dni już pobić się nie da. A na to bardzo liczył 18-latek podpisujący zawodowy kontrakt z Frankiem Warrenem...
- Dziś już wiem, że niemożliwym było pobicie tego rekordu. Kiedy podpisywałem zawodowy kontrakt, goniłem za tym. Ale bardzo szybko, dosłownie po dwóch miesiącach, zrozumiałem, iż ten cel jest nieosiągalny. Kiedy to wszystko zapowiadałem, byłem trochę naiwny. Nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, jak wiele jest rzeczy w boksie zawodowym, których nie da się po prostu kontrolować. Przez ten czas mojej kariery zawodowej mistrzami byli Fury, Usyk czy Dubois. Nie było szansy, by w ciągu dwóch lat dobić się do jednego z nich - przyznaje znakomity młokos. Co więc dalej?
Itauma wróci do rywalizacji 19 lipca na sławnym Stadionie Wembley w Londynie podczas gali Usyk vs Dubois II.
- Najlepiej byłoby zmierzyć się z kimś bardzo znanym, kto da mi rundy, ale tacy zawodnicy są bardzo, bardzo drodzy. Na szczęście są też mniej znani, ale równie twardzi. To nie jest idealne rozwiązanie, jednak mój sztab chce, żebym stoczył walkę 10-rundową, zanim pójdę po tych najlepszych - zakończył Itauma.