Deontay Wilder (43-2-1, 42 KO) wrócił pamięcią do jednego ze swoich sparingów i opowiedział o tym, jak kiedyś odesłał do szpitala Jarrella Millera (26-0-1, 22 KO).
Panowie nigdy za sobą nie przepadali i w mediach wymieniali się "uprzejmościami". Ale sparować trzeba z najlepszymi. W końcu więc Jay Deas - menadżer i asystent trenera Wildera, w tajemnicy, z zaskoczenia, załatwił mu sparing z "Black Polska".
- Ten koleś się wcześniej ze mnie naśmiewał. Kiedyś przychodzę na trening, patrzę, a tam Miller czeka na sparing. Nawet nie słuchałem tych wszystkich bzdur, jakie trenerzy mówili do mnie przed sparingiem, chciałem tylko wejść jak najszybciej do ringu. Przez cały sparing go obijałem i ciągle coś do niego mówiłem. Ten sparing potraktowałem inaczej, jak prawdziwą walkę. Miller skończył w szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu - wspomina Wilder, który przez ponad pięć lat zasiadał na tronie WBC wagi ciężkiej.