DAWID KOSTECKI - HISTORIA PIERWSZEJ PRZEGRANEJ WALKI

Redakcja, Informacja prasowa

2023-01-25

Boks, przestępstwa, afera podkarpacka i tajemnicza śmierć w zakładzie karnym. Kim tak naprawdę był Dawid Kostecki? Książka "Uliczny fighter" odkrywa nieznane dotychczas fakty. Mateusz Fudala przyjrzał się też tematowi tajemniczego samobójstwa.

TU MOŻESZ ZAMÓWIĆ KSIĄŻKĘ >>>

- Kolorowy ptak polskiego boksu, utalentowany, ale nieobliczalny, nie potrafiący z różnych względów wykorzystać swojego potencjału. Zapewne to drugie życie Cygana Kosteckiego, o którym pisze Mateusz Fudala, miało na to znaczący wpływ - przyznaje Janusz Pindera.

Piął się w górę rankingów i marzył o sięgnięciu w ringu po największe laury, ale zamiast święcić bokserskie triumfy, zmagał się z problemami natury osobistej. Pragnął życia u boku ukochanej kobiety, tymczasem wylądował w więzieniu za współdziałanie w zorganizowanej grupie przestępczej. Był postacią niejednoznaczną i taka jest też opowieść o nim - pełna tajemnic, niejasności i zwrotów akcji.

Autor wykonał tytaniczną pracę, rozmawiając z ludźmi, którzy znali Dawida, analizując setki artykułów prasowych i tysiące stron dokumentów prokuratury. Dotarł do nieznanych dotąd faktów dotyczących kariery sportowej Kosteckiego i jego związków ze światem przestępczym, które rzucają nowe światło na postać boksera.

Fragment książki:

„Pierwszy w ringu pojawił się Kanfouah, który został przywitany przez rzeszowską publiczność całkiem ciepło. Chwilę później Jacek Lenartowicz zapowiedział bohatera tłumu - Dawida Kosteckiego. Znany aktor i prezenter telewizyjny w roli anonsera ringowego miał taką manierę, że imię, nazwisko i pseudonim zawodnika idącego do ringu wyczytywał po kilkanaście razy. W zasadzie to nie wyczytywał, ale niemiłosiernie wywrzaskiwał, zagłuszając przy okazji muzykę. „Dawiiiiiiiid Cygaaaaaaan Kooooosteckiiiiiiii!”  – krzyczał co chwilę, irytująco przeciągając sylaby. Gdy Dawid wreszcie pojawił się w ringu, nieznośny jazgot, ku uciesze zgromadzonych, przycichł, a Lenartowicz zapowiedział hymny Francji i Polski.

Kostecki wysłuchał Mazurka Dąbrowskiego w ogromnym skupieniu. Gdy hymn się zakończył, do „Cygana” podszedł Andrzej Wasilewski. Serdecznie go wyściskał, przekazał mu ostatnie uwagi i życzył powodzenia. Promotor jeszcze wtedy nie wiedział, że za chwilę wydarzy się coś, co totalnie wyprowadzi go z równowagi.

W pierwszym rzędzie hali MOSiR w  Krośnie siedział dziennikarz Krzysztof Stanowski, współpracujący wtedy z firmą bukmacherską. Bukmacher był jednym ze sponsorów gali - jego logo znajdowało się m.in. na narożnikach, na macie ringu oraz…. na plecach Kosteckiego, o czym nie wiedzieli promotorzy.

Stanowski w tamtym czasie często współfinansował gale bokserskie. Dla bukmachera, który na reklamy przeznacza pokaźne sumy, transmitowana w telewizji impreza to idealna platforma do promocji. Ale przed galą w Krośnie Stanowski dogadał się jeszcze z Kosteckim na reklamę indywidualną - pięściarz namalował sobie na plecach wielki napis z reklamą bukmachera, za co otrzymał sześć tysięcy złotych. W siedzibie firmy nie mogli uwierzyć, że Stanowski dobił targu z bohaterem walki wieczoru za tak śmiesznie niskie, z perspektywy bukmachera, pieniądze. Za reklamy w takim czasie antenowym (walka Kosteckiego rozpoczęła się około 22:00) zwykle płaci się w dziesiątkach tysięcy złotych…

Gdy „Cygan” zrzucił szlafrok, Wasilewski i Werner oniemieli, a następnie potężnie się wściekli. Mało brakowało, a jeszcze przed pojedynkiem wieczoru walka rozgorzałaby w pierwszym rzędzie. Wasilewski dopadł Stanowskiego i zaczął go rugać, dziennikarz natomiast tylko się śmiał pod nosem, bo wiedział, że promotorzy nie mogli już nic z tym zrobić. „No i potem konsekwencje: Wasilewski z Wernerem dali Kosteckiemu karę dyscyplinarną w wysokości sześciu tysięcy złotych, więc chłop wyszedł na zero. Jak się o tym dowiedziałem, dałem mu premię w wysokości sześciu tysięcy złotych. I wszyscy byli zadowoleni” - pisał na swoim Facebooku.

Zmotywowany, niesiony dopingiem kibiców i z reklamą bukmachera na plecach Kostecki ruszył do boju. Początek walki należał do Dawida, miał pod kontrolą wydarzenia w ringu. Był szybki, dużo kłuł lewymi prostymi i dynamicznie się poruszał. Miał przy tym dobre wyczucie dystansu i co chwilę kąsał rywala mocnymi ciosami. Kanfouah jeszcze w pierwszej rundzie z niedowierzaniem kiwał głową, gdy Kostecki kolejny raz sprytnie zszedł z linii jego ciosu. Francuz wkładał tyle siły w pojedyncze uderzenia, że kilka razy wykonał w ringu efektowny piruet. Kostecki był dla niego jak znikający punkt. Nieustannie prowokował rywala i zachęcał go do ataków. Pod koniec drugiej rundy dał się zamknąć w narożniku, ale jak się okazało, była to skrzętnie przygotowana zasadzka. Gdy Kanfouah wyprowadzał prawy sierpowy, „Cygan” zdążył błyskawicznie zadać kombinację prawy-lewy i Francuz padł na deski. Chwilę po tym, jak się podniósł, zabrzmiał gong kończący rundę i niewykluczone, że to uratowało Kanfouah przed porażką przed czasem. Kostecki zszedł do narożnika z uśmiechem na ustach - w tamtym momencie prawdopodobnie uwierzył, że wygraną ma w kieszeni.

Kanfouah szybko doszedł do siebie i w trzeciej odsłonie nieustannie parł do przodu. Nic sobie nie robił z faktu, że Kostecki wyprowadzał dużą liczbę mocnych ciosów, które raz po raz docierały do celu. Francuz szedł niczym czołg i atakował zza podwójnej gardy. „Cygan” próbował różnych technik - a to ciosy sierpowe, a to podbródkowe, odsłaniając się przy tym, na co tylko czekał Kanfouah. Na 30 sekund przed końcem trzeciego starcia trafił potężnym lewym, a Polak lekko się zachwiał. Dawid szybko odpowiedział mocnymi ciosami, a Francuz przyjął wymianę, dzięki czemu w ringu rozgorzała emocjonująca bitka. Tę rundę sędziowie mogli zapisać na korzyść odradzającego się w tym pojedynku Kanfouah.

W czwartym starciu Dawid wyraźnie zwolnił, a rywal złapał wiatr w żagle po udanej poprzedniej rundzie. Non stop wywierał presję na Polaka i mimo że jego ciosy pruły czasem powietrze, wydawało się, że zachował więcej sił. „Chyba Dawid chce poświęcić tę rundę na odpoczynek po tym sprincie na początku - mówił Jerzy Kulej. - Chyba podpuszcza troszeczkę przeciwnika, zachęca go do ataku, bo nie spodziewam się, żeby tracił kondycję. To dopiero czwarta runda!”

„On się gubi, kiedy schodzisz na boki. W prawo lub w lewo. Nie kiedy się cofasz!”  - krzyczał do Dawida Fiodor Łapin przed piątą rundą. „Cygan” oddychał coraz ciężej, ale wciąż potrafił groźnie przyspieszyć. Posłuchał trenera i na efekty nie trzeba było długo czekać, bo już 40 sekund po gongu wystrzelił mocnym prawym sierpem, a Kanfouah znalazł się w potężnych tarapatach. Kostecki znów zaczął prowokować Francuza i próbował znokautować go bezpośrednim prawym sierpem. „Nie! Nie! Nie!” - wychodził z siebie trener Łapin, bo wiedział, że dla umiejętnie kontrującego Kanfouah to była woda na młyn. Dawid nic sobie nie robił z instrukcji szkoleniowca i nadal lekceważąco opuszczał ręce.

Kanfouah zmienił pozycję i przez jakiś czas boksował jako mańkut. Kombinował, szukał nowych rozwiązań, jakby czuł, że przy szczęśliwym splocie różnych okoliczności może wygrać z Kosteckim. W siódmej rundzie groźny lewy sierpowy Francuza trafił Dawida w głowę. Po chwili powtórzył ten atak i „Cygan” po raz pierwszy w karierze znalazł się na deskach. Źle stał na nogach, co spowodowało jego upadek, niemniej liczenie było słuszne. Dawid szybko się podniósł, z niedowierzaniem kiwał głową i tylko się uśmiechał, z kolei Kanfouah jeszcze bardziej uwierzył, że może sprawić sensację, i  ostro ruszył na lokalnego faworyta. Kolejny lewy sierp trafił Kosteckiego prosto w szczękę i „Cygan” znów znalazł się w tarapatach. Tym razem jednak się nie przewrócił.

Nokdaun okazał się przełomowym momentem walki. Dla Kosteckiego była to nowa sytuacja i najwyraźniej zabrakło mu doświadczenia, bo za wszelką cenę chciał jak najszybciej się zrewanżować i poszedł na otwartą wymianę. W baku miał już jednak coraz mniej paliwa, a każda taka szarża kosztowała go utratę wielu sił. Publiczności taki styl się jednak podobał, bo wszyscy znajdujący się w hali MOSiR w Krośnie wstali z miejsc. Kibice jednak na chwilę zamarli, gdy Kostecki ponownie znalazł się na deskach, sędzia ringowy jednak uznał, że Polak się poślizgnął, i nie zdecydował się go liczyć.

W pewnym momencie Dawid zaczął notorycznie odpychać przeciwnika. To było nielogiczne, bo tracił przy tym dużo sił. Robił to tak często, że sędzia ringowy zwrócił mu uwagę, a Jerzy Kulej krzyczał już wprost do zawodnika: „Nie odpychaj go, Dawid!”. „Cygan” znalazł w sobie pokłady energii do jeszcze jednego ataku, lecz twardy jak skała Kanfouah nie chciał się przewrócić.

Obaj zawodnicy byli już krańcowo wyczerpani, dlatego Francuz w dziewiątej rundzie postawił wszystko na jedną kartę i ruszył do zdecydowanego ataku. Machał raz prawym, raz lewym i w końcu wystrzelił idealny lewy sierpowy między rękawicami Kosteckiego. „Cygan” wpadł na liny, potem osunął się na deski, a sędzia po doliczeniu do dziewięciu zdecydowanym gestem oznajmił koniec pojedynku. Kostecki miał błędny wzrok i zabrakło mu nawet siły, by protestować. Wyraźnie wzruszony Kanfouah wycałował sekundantów, a następnie gorliwie dziękował Kosteckiemu za pojedynek. Dawid zachował sportową postawę i pogratulował rywalowi wygranej. Do momentu przerwania walki Kostecki prowadził na kartach punktowych 77:73.

ZAMÓW KSIĄŻKĘ TUTAJ >>>

„Dawid przegrał tę walkę na własne życzenie. Poznał się z jednym ze sławnych polskich kulturystów, od którego przyjął dietę wycinającą, bez węglowodanów. Wyglądał wspaniale, miał piękną muskulaturę, ale co z tego, skoro poddał się po piątej rundzie? Stało się dokładnie to, co przewidział Jan Sobieraj. Przeciwnik Dawida to była wysoka średnia półka europejska, powinien sobie z nim poradzić. A tak mieliśmy pierwszą porażkę i pierwsze rozczarowanie, że Kostecki to chyba jednak nie jest drugi Roy Jones junior. To było dla nas bardzo bolesne doświadczenie” - wspomina po latach Andrzej Wasilewski